Trasa:
Przełęcz Salmopolska->Malinów->Zielony Kopiec->Gawlasi->Magurka Wiślańska->Przełęcz nad Roztocznym->Barania Góra->Wierch Równiański->Schronisko na Przysłopie pod Baranią Górą->Wisła
Przy organizacji kolejnej beskidzkiej wycieczki niskobudżetowej zdałam sobie sprawę, że z okolicznych miejsc, w tym roku, w każdym byłam co najmniej... dwa razy. Było to dla mnie dość demotywujące do momentu, kiedy przypomniałam sobie, że na liście moich okolicznych celów cały czas widnieje jeszcze niezdobyta Barania Góra. A z racji, że do trzech razy sztuka i tym razem nic nie jest w stanie mi przeszkodzić, zaplanowałam ją właśnie na sobotę.
Żadnego zrywania się bladym świtem. Ktoś wymyślił, że pierwszy autobus na Biały Krzyż odjeżdża o 8.20. Na miejsce przybyłyśmy więc około godziny dziewiątej. Z autobusu wysypała się gromadka turystów, z których tylko trójka poszła szlakiem na Kotarz, resztę z kolei miałyśmy ciągle za plecami. Byłam zaskoczona. Tylko, czy aby na pewno mile?
Nieco późna pora nie przeszkodziła pięknemu jesiennemu światłu przebijać się przez las. Ucieszona, że moja prawie-ulubiona pora roku się zaczyna, robiłam zdjęcia na prawo i lewo.
Jakiś czas temu przestałam chodzić po górach. Zaczęłam po nich biegać. Pierwsze upomnienia Oli nieco mnie spowolniły, ale musiała je powtarzać co jakiś czas. I dobrze, że powtarzała!
Las niestety szybko się skończył. Stwierdziłam, że wrześniowe słońce nie jest ostre, więc krem praktycznie w całości olałam. Że był to średni pomysł, dowiedziałam się dopiero wieczorem :)
widoczek z Zielonego Kopca.
I w oddali ukochana górka z wieżyczką :))
Widoczność średnia. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić i na dalsze obserwacje chyba przyjdzie mi czekać do zimy.
Ledwo co widoczna Babia Góra po lewej.
Zdobywczyni pniaków :)
I jest szczyt! Powojenny krajobraz nie dodaje mu uroku, ale za to i bez wieży widokowej widok jest bardzo rozległy.
W oddali Taterki :)
I z moją dzielną towarzyszką :)
Śmiem twierdzić, że chyba w zimie ten widok prezentuje się lepiej. Nie omieszkam sprawdzić! ;)
Na szczycie tłumy. Nie chce nam się wracać tą samą trasą do Szczyrku. A, że Ola jest ambitna, podejmujemy decyzję, że idziemy dalej, bo chcemy zobaczyć więcej. Schodzimy do Przysłopu z obleśnym schroniskiem.
Mała Faterka zawsze obecna.
W schronisku zbieram do kolekcji pieczątkę i idziemy dalej. Czeka nas ścieżyna dydaktyczna, która niestety jest asfaltowa.
Jedyną atrakcją jest Czarna Wisełka. Dobrze, że jakaś atrakcja w ogóle jest!
Wesoła foto-przerwa :)
Dochodzimy do rozwidlenia drogi, którędy mamy dojść do niebieskiego szlaku. Niestety, po przeliczeniu liczby pozostałego czasu do zmroku kończy się ono tak :
W drodze na jakikolwiek przystanek PKP udaje nam się złapać stopa i dzięki temu dostajemy się do centrum Wisły, gdzie pozostaje nam już tylko czekać na pociąg.
Czas na dworcu ( który osobiście nie wiedzieć czemu bardzo lubię ) umilamy sobie wcinaniem paluszków.
Nasze wysłużone buciory mają odpoczynek :) Dla moich jest to pierwszy szlak. Można powiedzieć, że przeszły chrzest jak najbardziej pomyślnie ;)
Po przesiadce docieramy wreszcie do domu. Zadowolone, bo spontaniczne wycieczki są najfajniejsze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz