Ogniska lubiłem kiedyś, lubimy teraz, a pewnie z czasem zaczniemy je uwielbiać!
Miejscem do tego typu posiadówek stała się dla nas okolica Doliny Kobylańskiej - dla moich oczu najpiękniejsza w okolicy.
***
UWAGA:
W związku z paskudnymi kradzieżami paliwa z samochodów na parkingu przy Dolinie Kobylańskiej, prosimy zapoznać się z informacjami poniżej:
http://wspinanie.pl/2016/06/uwaga-kradzi...akowskich/
http://wspinanie.pl/forum/read.php?7,627611
https://www.facebook.com/asia.wolodzko/p...8417661102
http://brytan.com.pl/uwaga-na-kradzieze-...akowskich/
Proszę również zainteresowanych okolicznych wspinaczy, turystów, piknikowiczów o możliwe rozesłanie linków.
***
Poprzeglądanie interesujących, pomysłów do zrealizowania przy ognisku postanowiliśmy kilka wypróbować.
I tak na początek, tym razem jako rozpałka posłużyły nam wiórki zeskrobane nożem z suchego patyka. Podobno skutkuje w mokrej pogodzie, u nas było sucho, więc łatwo.
Ognisko w ostatnio znalezionym, bardzo przyjemnym, zacienionym miejscu.
Hemli udaje się w kryminalny świat naskrobany przez Jo Nesbø i pilnuje ognia, a ja szukam miejsca na piec ziemny.
Znaleźć w miarę czysty kawałek nachylonego gruntu, odgrzebać liście i do roboty.
Myślałem, że z kopaniem pójdzie łatwiej. Już wiem co mieli na myśli autorzy tekstów opisujących kopanie pieca pisząc o korzeniach.
Są bardzo upierdliwe i ciężko je usunąć z głębi szczeliny.
Łopatka ogrodnicza długo nie wytrzymała:)
Dalsze kopanie już rękami i łopatką bez rączki.
Zeszło się więcej niż się spodziewałem - głównie przez korzenie.
W końcu się jednak udało, nie do końca tak jak powinno, ale zadowolony i tak jestem:)
Hemli w tym czasie postanowiła wrzucić coś na ruszt - choć kiełbaskę, bo za chwilę jej działka w działaniu.
W końcu od dawna już potrafi sklecić z podstawowych składników różnorakie chleby. Tym razem wymyśliłem jej utrudnienie - ma to zrobić na ognisku:)
Szurum burum, parę zamieszań i ciasto gotowe.
Wyszukaliśmy kilka metod pieczenia, popróbujemy trzech.
Do upieczenia tzw. Robinsonki potrzebny nam kijek podobny do tego na kiełbaski, ale nie zaostrzany, jedynie oskrobany z kory.
Okleja się na nim ciasto i można piec. Też jak kiełbaskę:)
Hemli piecze chleb, a ja się biorę za grilla na piec ziemny w kształcie rakiety śnieżnej.
Do takich prac trzeba się orientować jakie gałązki do czego używać. Niektóre się dobrze układają, inne kompletnie nie pasują, o czym zdążyliśmy się już przekonać tydzień wcześniej budując grilla nad ognisko z Bartkiem i Izą:
Nie była to najtwardsza konstrukcja, ale karczek czy kiełbasy się pięknie piekły:)
Nasza Robinsonka powoli się dopieka, a w tym czasie grzeje się też jeden kamień do pieczenia na nim chleba.
Układamy jeden placek chlebowy na kamieniu, a drugi wrzucamy wprost do gorącego popiołu obok ognia.
Pieką się znacznie szybciej niż na patyku, a i nawet trochę puchną, jak to chleb powinien.
Ten z popiołu trochę straszy wyglądem:)
No i pora na kosztowanie, co też nam z tych wypieków wyszło.
No więc tak. Ten z patyka, Robinsonka, wydawał się nam najlepszym sposobem przygotowania, ale ani nie było to najprostsze, ani nie najlepszy efekt - taki jakby sama skórka chleba.
Placek pieczony na kamieniu ładnie urósł, zrobiło się coś na kształt bułeczki i był w porządku.
Największym zaskoczeniem był dla nas chlebek z popiołu - znany pod nazwą Ash Cake. Zrobić go było najłatwiej, ot po prostu walnąć płaski placek w popiół, urósł tak jak ten z kamienia, jedynie na zewnątrz miejscami się przypalił.
Podobno to normalne i wystarczy spalone miejsca zeskrobać nożem i można się zajadać.
No i po naszej próbie kulinarnej resztę ciasta na chlebki piekliśmy w popiołach:) Patyk odrzucamy, na kamieniu jeszcze pewnie będziemy próbować.
Pora jeszcze zrobić małą próbę upichcenia czegoś w piecu ziemnym - na dzisiaj nic specjalnego, kiełbasa i jeden chlebek. Tutaj celem było samo wykopanie i rozpalenie pieca więc kulinarnego przygotowania nie mamy.
Pali się doskonale, wylot komina wyższy niż wlot powietrza kieruje ciepło jak należy, ale wykopałem chyba nieco za głęboki dołek.
Ogromną zaletą w niektórych przypadkach jest kamuflaż takiego ognia - można wręcz przejść kilka metrów od ogniska i go nie zauważyć, co się zdarzyło pewnym ludziom koło nas przechodzącym:-)
Kiełbaska się zrobiła normalnie jak na grillu, ciasto chleba się klei do patyków i to raczej słaby sposób. Czas na dopiekanie skróciły nam standardowe już grzmoty niosące się ze wszystkich stron.
Niestety trzeba było przedwcześnie zwijać obóz i zbierać się do domu.
Powrót do domu był dobrym pomysłem, przy wejściu do samochodu zaczął walić solidny grad więc nie żałujemy.
A co wymyślimy następnym razem w dolinkach? A jeszcze nie wiadomo, ale potrzebny nam ogniskowy kociołek:)
Świetny wpis! :)
OdpowiedzUsuńZainspirowaliście mnie tymi ogniskowymi eksperymentami...jeśli tylko nadarzy się okazja, to któryś ( a może wszystkie) wypróbuję! :D Muszę tylko doczytać o tym ziemnym piecu.
A...no i jeszcze chciałam zapytać jak z popiołem na chlebku z popiołu? Łatwo schodzi, czy raczej zjada się go razem z wypiekiem?
Polecam, nam się bardzo spodobały takie zabawy w terenie :)
UsuńA popiół schodzi raczej łatwo, wystarczy powycierać, a resztkę wygrzebać nożem. Ale nawet jak trochę go tam zostanie to w ogóle tego nie czuć podczas jedzenia :)
Odnośnie takich i podobnych "zabaw" w terenie polecam podpierać się stronami/blogami prowadzonymi przez osoby przesiąknięte tym tematem. Mają mnóstwo interesujących pomysłów.
UsuńFajny wpis, więcej takich :)
OdpowiedzUsuńPodzielcie się przepisem na chlebek! :)
Mąka pszenna, woda i trochę proszku do pieczenia (ciężko jest mi podać proporcje, my na ok 0,5 kg mąki dodaliśmy chyba z łyżkę tego proszku), wyrobić na taką konsystencję, żeby ciasto było zwarte, nie kruszyło się, ale jednocześnie nie przyklejało się do rąk. Póki co robiliśmy go tylko raz, więc dużego doświadczenia nie mamy :) Ale taki chlebek chyba ciężko jest zepsuć.
Usuń