niedziela, 22 maja 2011

Raz, dwa, trzy... Pilsko!

Trasa:
Korbielów->Szlakówka->Hala Miziowa->Góra Pięciu Kopców->Pilsko->Góra Pięciu Kopców->Hala Miziowa->Korbielów


Do czego to doszło? A do tego : trzy osoby, ja najmłodsza i co? Robię za przewodnika wycieczki. Całkiem fajnie jest wybierać ulubioną trasę i skazywać pozostałych na moje upodobania, nie ma co.

A więc tym razem przyszedł czas na Pilsko. Po raz trzeci w mojej skromnej karierze górołaza. A skoro końca świata nie było, to na pewno nie po raz ostatni.

Niestety jest to nieambitna wycieczka. Trasa przebiega następująco : Korbielów Kamienna -> Hala Miziowa -> Pilsko -> Hala Miziowa -> Korbielów Kamienna. Ale góry górami, więc nie ma co narzekać.

Jedynym plusem takich wycieczek jest fakt, że nie trzeba się zrywać bladym świtem.

A więc na miejscu stawiamy się baardzo luźno o godzinie 10. Czeka nas szlak zielony.




Postanawiam poćwiczyć kondycję w Niżne Tatry, ku niezadowoleniu moich towarzyszy.

Nie upływa 15 minut, jak wyłania nam się Królowa Beskidów - Babia. Z tej strony ma fajny kształt.




Niestety szlak jest stosunkowo popularny. Przyzwyczaiłam się, że w Beskidach gdzie nie ma kolejki, tam są puchy. Ale idziemy w końcu na Pilsko.








Docieramy na Halę Miziową szybciej, niż powinniśmy. Po raz pierwszy wchodzę do nowego schroniska po pieczątkę i natykam się na... fast food! Pieczątka słabo się odbija, ale nie mam zamiaru wchodzić tam jeszcze raz.

Jeszcze tylko oscypek z grilla na posilenie i w drogę.




Widoczność raczej przeciętna. Ale ja i tak nadal mam nadzieję na ujrzenie dzisiaj Tatr.


Skręcamy na żółty szlak, tradycyjnie.




W górę, w górę... I dochodzimy do magicznego punktu widokowego. I gdzie do cholery są Tatry?! To wyjaśnia, dlaczego wolę góry w zimie.




Po buszowaniu w kosodrzewinie osiągamy punkt pierwszy - Góra Pięciu Kopców. Od Pilska właściwego dzieli nas 10 minut marszu. Teraz będzie już tylko Słowacja.





I witamy na 1557 metrów. Wyżej już dzisiaj niestety nie będzie. Pilsko ma wybitność 752 m. Według mojej mapy dzisiaj pokonaliśmy 890 m. Hę?












Tatry. Podobno.







Wiwat topaz (:



I schodzimy. Wybieramy oczywiście czarny szlak. Po raz kolejny obiecuję sobie, że następny raz wyjdę nim w górę.



Stromo i szybko na dole.



I pojawiają się najpiękniejsze widoczki dnia dzisiejszego.

















Piękne, wiosenne krajobrazy. I na tym koniec wycieczki. A szkoda, bo ja jeszcze bym trochę przeszła!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz