W tym roku święta spędzaliśmy nieco w trasie, a docelowo - na wschodzie. I jak to na wschód przystało, było barrrdzo mroźno... i śnieżnie :)
370 km w jedną stronę... Trzeba sobie jakoś urozmaicić :) Poza wspólnym wyśpiewywaniem "Ona tańczy dla mnie" na wiele sposobów (cały czas plącze mi się ta właściwa z kościelną! :( ) gdzieś w okolicach miejscowości Siczki przyszedł czas.... no na fotografowanie :) Niestety do dyspozycji był tylko telefon.
W trasie. Wojtuś prowadzi, a Hemli się nuuudzi... :)
Od razu widać, że wjechaliśmy na wschód... Droga z wspólnym pasem :>
Z mojej perspektywy ogromna jest różnica między południem, czyli okolicami, w których się urodziłam, a szeroko rozumianym wschodem... Lubelska, czy tam mazowiecka wieś to coś, czego nie uświadczycie na Śląsku, czy tez w zachodniej Małopolsce... Po drodze zdarzyło się, że mijaliśmy nawet domy pokryte strzechą. Ale o tej różnorodności jeszcze powiemy nieco szerzej innym razem oraz pokażemy żywe przykłady... :)
Na miejscu, w Pierwsze Święto wybraliśmy się na miły, wiosenny spacer... :) Wyglądało to mniej więcej tak :
Wieje, sypie... Czegóż chcieć więcej? :)
Deczko mokro :)
Nawisy ;)
Chyba czas zmykać do domu :)
Makijaż puścił po około 15 minutach :)
Mój nowy ulubieniec :)
A ten jaki szczęśliwy... :P
Oczywiście wiadomo, że pomysłodawcą tej krótkiej wycieczki po okolicy był mój Narzeczony... :P
Jak na złość pierwszy poranek po powrocie na południe również nas nie rozczarował - gruba warstewka mokrego śniegu tylko czekała, aby nasiąknąć buty :) Najwidoczniej przed przeznaczeniem nie da się uciec... :)
... no to czekamy na wiosnę! :)
Śliczny piesek! :) Fajne zdjęcia. Tylko przyrodzie święta się pomyliły. :P
OdpowiedzUsuńW końcu wiosna przyszła...
pozdrawiam!