I DZIEŃ TRASA:
Zawoja Wilczna -> Sulova Cyrhla -> Zawoja Wilczna -> Przełęcz Krowiarki -> Sokolica -> Kępa -> Sokolica -> Przełęcz Krowiarki
Tytuł tej notki powinien raczej brzmieć "jak nie dać się zrobić Babiogórskiemu Parkowi Narodowemu w jajo"... Postanowiłam jednak skupić się na bardziej pozytywnych akcentach tejże wycieczki :)
Nadszedł więc ładny, październikowy weekend. Czy jest lepszy czas na spacer w Beskidach? Pewnie nie. Tym razem padło na Babią Górę. A żeby nie było nudno, nie od strony Krowiarek.
Po drodze troszkę się spóźniliśmy, troszkę pobłądziliśmy zanim wylądowaliśmy na miejscu. Szybko zabraliśmy się za nadrabianie naszych strat. Czas na przecieranie nowych szlaków!
Ruszyliśmy szlakiem Chaszczoka - biegu, w którym kilkanaście dni temu startował mój towarzysz podróży - czyli brat. Pogoda jednak wtedy nie dała się nacieszyć okolicą (chociaż, czy pomiędzy sapaniem jest miejsce na podziwianie?), toteż liczyliśmy na dzisiejszy dzień.
Początek był wymarzony - dookoła beskidzkie rudości, nad nami błękitne niebo...
Na szlaku za to pustki. Minęliśmy jakieś rozejście szlaku - zamkniętego. Szczerze, to nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby się nad tym zastanowić.
Po jakimś czasie jednak pojawił się przed nami czarny szlak, którym mieliśmy dojść do Markowych Szczawin. Zamknięty... z jakiegoś powodu bardzo ważnego powodu. Chwila namysłu. No cóż - głupio by było się wracać. Idziemy...
Wkroczyliśmy na teren Babiogórskiego Parku Narodowego. Jak na złość, piękna, szeroka ścieżka wśród bukowego lasu. Żadnego miejsca, żeby się ewentualnie schować ;)
Z racji, że mieliśmy październik - z lasu zaczęły do nas dochodzić odgłosy jakiejś zwierzyny. Niezbyt to przyjemne - jak już kiedyś pisałam, średnie mam doświadczenia z rykowiskami ;)
Po jakimś czasie, zadowoleni z tego, że "jeszcze tylko troszkę" usłyszeliśmy odgłosy, które na pewno nie wydawały zwierzęta. Powyżej w najlepsze trwała... wycinka lasu. Cholera.
Wycinka wycinką. Byliśmy na terenie Parku Narodowego, na szlaku teoretycznie zamkniętym. Czy ryzykować i przemknąć obok kij wie kogo - tam wyżej? Czy wrócić... Jakoś chociażby zapobiegawczo, z troski o nasze portfele postanowiliśmy zawrócić. Nie mam pojęcia jak coś takiego odbywa się w BgPN... Oczywiście po powrocie do domu sprawdziłam na ich stronie internetowej - nie było żadnej informacji o zamkniętych szlakach ;) Pogratulować.
Po drodze wyliczyliśmy, że wystarczy nam jeszcze czasu, żeby podjechać na Krowiarki... i tradycyjnie stamtąd podejść na Diablak ;) Toteż uczyniliśmy.
Okazało się, że dzisiaj odbywa się Memoriał Wojtka Kozuba - bieg na Babią Górę.
Podchodząc na Sokolicę musieliśmy się chować przed zbiegającymi w dół uczestnikami. Wyglądało to całkiem fajnie ;)
Na Sokolicy jednak Marcin stwierdził, że kiepsko się czuje i dalej nie pójdzie. Ja nie mogłam jednak nie spróbować podejść trochę wyżej - za bardzo liczyłam na to, że zobaczę dzisiaj Tatry! Z racji, że po wolontariacie została mi jeszcze całkiem dobra kondycja, pognałam do góry. Dokąd dojdę, tam dojdę. Obiecałam, że wrócę do pół godziny.
Sokolica już w dole :)
W nieco katorżniczym tempie weszłam na Kępę, co chwilę uciekając w krzaki przed biegaczami. Największy podziw wzbudziła we mnie nie-najmłodsza wiekiem (ale na pewno wręcz przeciwnie duchem) Pani, która biegła z uśmiechem na ustach. Z takich ludzi powinniśmy brać przykład :)
Na Kępę pojawiły się pierwsze widoki na Tatry, które zadziałały jak magnes. "Muszę się dostać nad tą kosówę". Spojrzałam szybko na zegarek i popędziłam dalej. Dopiero przed podejściem na Gówniak pojawiło się to miejsce, o które mi chodziło.
Tatry Zachodnie. Od lewej: Błyszcz, Bystra, Starorobociański Wierch, Zadnia Kopa, Kończysty Wierch, Raczkowa Czuba, Jarząbczy wierch, Otargańce, Wołowiec, Rohacz Ostry.
Jezioro Orawskie i Magurka Orawska
Wiedziałam, że niestety nie mogę sobie pozwolić na to, żeby wejść wyżej. Żeby szybko wrócić do czekającego na mnie na Sokolicy brata, rozpoczęłam zejście w stylu pół-biegu. A co było najfajniejsze - ludzie chyba z przyzwyczajenia, za każdym razem kiedy słyszeli moje tuptanie za sobą, ustępowali miejsca :)
Okazało się, że Marcin też trochę się nudził, lepiej poczuł... I postanowił trochę do mnie podejść ;) Podeszliśmy jeszcze troszkę, żeby popatrzeć chociaż znad kosówki na Tatry i zaczęliśmy schodzić.
Nie mam pojęcia co tam się tak dymi, ale już nie pierwszy raz widzę to w tamtym miejscu.
Ulala - ale zrobili chodnik na Sokolicę :) Ja pamiętam tą ścieżkę raczej jako pełną kamieni-wykręć-nogę i podstępnych korzeni... A tu proszę ;)
Szkoda, że nie udało nam się wejść tego dnia na górę - aura była wymarzona... :) Rozczarował mnie jednak trochę pod względem organizacyjnym BgPN. To jednak nie był koniec, jeżeli chodzi o rozczarowania tego weekendu...
II DZIEŃ TRASA:
Hańderkula -> Magurka Wilkowicka -> Przełęcz Przegibek -> Hańderkula
Drugi dzień miał nie być ambitny. Bardziej niż o wyjazd w góry chodziło o to, żeby zaspokoić pobudki mojego Narzeczonego... I w końcu pojechać na grzyby ;)
Niestety, ledwo po wyjściu z samochodu usłyszałam "nie ma grzybów". Ech... ;) Mimo wszystko też chciałam mieć z tego jakąś osobistą korzyść i chociaż wyjść na Magurkę Wilkowicką.
A tu co się stało? Doszło to do mnie jednak później - o czym napiszę dalej.
Beskidzki las jesienią w obiektywie.
Szlak przemierzany już wiele razy. Na górze pooglądaliśmy sobie okolice ulubionej Kotliny Żywieckiej i Skrzyczne.
A w dole oczekiwana przez wszystkich droga Bielsko-Żywiec.
Panorama z Magurki.
Żeby dać jeszcze szansę nieszczęsnym grzybom, postanowiliśmy zejść do Przełęczy Przegibek. A, że jesień była wyjątkowo piękna, nie mogłam się oprzeć i biegałam z aparatem ;)
... a Wojtek z koszykiem :)
Międzybrodzie Bialskie i Góra Żar.
Grzybobranie niezbyt owocne... Ale coś tam się znalazło ;)
Wrzos - mój ulubiony symbol jesieni.
Wszystko było fajnie do momentu, kiedy nie zobaczyłam TEGO...
Pamiętam jedno z moich ulubionych miejsc na tym szlaku - uroczy zakręcik nie tak znowu daleko od przełęczy, przy którym przez drzewa przebijał się widok, który mieliśmy w całości zobaczyć za chwilę. Już nigdy się nim nie przejdę - bo on po prostu został zniszczony.
Zastanawiam się - jak to jest, że w XXI wieku z jednej strony plujemy sobie w brodę za błędy przeszłości (jak np. nieszczęsny zbiornik wodny na Żarze), nieszanowanie przyrody, co odbija nam się czkawką do teraz, zakładamy parki narodowe, chronimy najcenniejsze - i jednocześnie pozwalamy w parku krajobrazowym rozjeżdżać zdrowy las, żeby zbudować na szczyt kolejną drogę - chociaż okolice te już dawniej zostały zeszpecone przez drogę wyprowadzającą na Przełęcz Przegibek i asfaltówkę na Magurkę od strony Wilkowic. Kto się na to zgodził?
Nie wiem jakie dokładne są plany co do tego CZEGOŚ, co tu powstaje - nie potrafię sobie wyobrazić pełnego samochodów parkingu przy schronisku na Magurce Wilkowickiej. Obawiam się jednak, że będę musiała się do tego przyzwyczaić.
Tym smutnym akcentem kończę tą notkę - na pocieszenie mogę tylko dodać, że w tej części Beskidu Małego prawdziwi turyści zapewne znajdą jeszcze swoje ścieżki...
Widoki przepiękne !
OdpowiedzUsuńszkoda tego co bezpowrotnie zniszczone!!
Kiedyś, kiedyś się to wszystko odrodzi...
UsuńTatry z Babiej - widok przepiękny ;)
OdpowiedzUsuńDawno nie byłem na Magurce i dzięki za info o nowo powstającej drodze... Szkoda tego miejsca, bo z miarę dzikiej Magurki, będzie druga Równica :(
Pozdrawiam
No niestety, na to wygląda :( Ja Równicy innej nie pamiętam, ale strasznie przykre jest patrzeć, jak z ludzkiej inicjatywy piękne miejsca zmieniają się w zabetonowane "atrakcje turystyczne".
UsuńNiewiele brakowało, a może spotkalibyśmy się na Babiej Górze. Też 5 października byłem na Babiej i pamiętam tych biegaczy. Tylko, że ja ich mijałem jak już schodziłem na przełęcz Brona. Pogoda tego dnia była wyśmienita i też zachwycałem się panoramą Tatr.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Tak, wiem, czytałam relację i też to skojarzyłam! :)
UsuńPanorama na Tatry udana :) I nie rozumiem budowania dróg w górach... W turystyce górskiej nie o to przecież chodzi, żeby dojechać do schroniska...
OdpowiedzUsuńNo cóż - dla niektórych uprzystępnianie gór jest ważniejsze niż chronienie górskiej przyrody... Łatwiejszy dostęp = więcej zainteresowanych, chętniej przyjadą "niedzielni turyści", rodzice z dziećmi i już interes się kręci... Ale niestety, w górach nie o to powinno chodzić...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFantastyczna wędrówka, świetne zdjęcia. Czas już na wiosenne beskidzkie wyrypy:). Czekam z utęsknieniem na wpis
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Super wycieczka. Az mnie skręca, by się tam z wiosną pojawić :)
OdpowiedzUsuń