TRASA:
Wyżnie Hagi -> Batyżowiecki Staw -> Dolina Batyżowiecka -> Wschodnia Batyżowiecka Przełęcz -> Pasternakowa Przehyba -> okolice Kościółka -> Batyżowiecki Staw -> Wielicki Staw -> Tatrzańska Polanka
Jesień. Tatrzańska jesień - któż jej nie lubi? Tak jakoś dziwnie się złożyło, że w sumie to nigdy wcześniej nie byliśmy w Tatrach w październiku. A październik słynie przecież z ładnej, jesiennej aury, stabilnej pogody...
Zachęceni cudnymi prognozami na weekend postanowiliśmy w końcu to zmienić. A ciągnęło nas w stronę nieznanej jeszcze Doliny Batyżowieckiej.
Poranek w Wyżnich Hagach zapowiadał się obiecująco. Wyruszyliśmy żwawo wyprzedzając jakąś grupkę Słowaków.
W sumie to dopiero jak zaczęła się kosówka zorientowaliśmy się, że coś jest nie teges. A tak właściwie... To gdzie są góry? I dlaczego z tyłu gdzieś nad Niżnymi ciążą takie ciemne chmury?
Światełko świeciło tylko nad Popradem.
Gdzieś w rejonie progu Batyżowieckiego Stawu z chmur na chwilę wyłonił się Batyżowiecki Szczyt... Ale niestety szybko się schował. Ech. Nawet aparatu wyjąć nie zdążyłam...
Nad Batyżowieckim było raczej pusto. Oprócz nas był tam jednak jeszcze jeden ktoś - nieprzyjemny wiatr. Czyżby to on miał nam towarzyszyć podczas dzisiejszej wycieczki?
Zamiast Batyżowieckiego Szczytu chociaż kawałek Kościółka.
No nic. Wyruszyliśmy w dalszą drogę póki coś jeszcze było widać. Ścieżka była wyraźna. Bardzo wyraźna.
Po naszej prawej stronie podziwialiśmy gerlachowy świat turni, które nieco wyżej tonęły w chmurach. Widok budzący respekt.
Podchodziliśmy po piarżysku, aż w końcu utonęliśmy w chmurach.
Po jakimś czasie zaczęły do nas dochodzić głosy spod ściany. 2-3 grupy z przewodnikami. Czyli, że dzisiejsi zdobywcy Gerlacha - pewnie też się nastawiali na piękną panoramę :)
Im wyżej podchodziliśmy, tym bardziej wiało. Mieliśmy trochę problemów ze znalezieniem piargu, który miałby nas wyprowadzić na Wschodnią Batyżowiecką Przełęcz. W końcu zaufaliśmy swojej intuicji - i w górę.
Mieliśmy na dzisiaj w miarę ambitne plany. Toteż po drodze schowaliśmy się w jakimś skalnym zaułku i ubraliśmy uprzęże.
Im bliżej byliśmy przełęczy, tym bardziej malały jednak szanse na to, że gdzieś tam w okolicy pochodzimy. Ostatnie parę metrów pod przełęczą było iście odrzucające - dlaczego na przełęczach tak strasznie wieje? ;)
Posiedzieliśmy tam chwilę z nadzieją na poprawę pogody. Nie wiem o czym myślałam podczas pakowania się na wyjazd - nie wzięłam rękawiczek! Po paru minutach żadne wybawienie ani poprawa pogody nie nadeszło. Mleko i wiatr. Zrobiło się za to bardzo zimno. No cóż - to schodzimy...
Brr! Ewakuacja :)
W dół było przynajmniej trochę łatwiej, bo z wiatrem ;) Ale za to z rękami w kieszeniach :P
Schodząc natrafiliśmy na resztki samolotu. W pobliżu stawków popakowano do worków transportowych części. Niektóre się bardzo dobrze zachowały.Co ciekawe, tragedia wydarzyła się równo 70 lat temu, w październiku. Samolot, którym lecieli słowaccy żołnierze, roztrzaskał się na zboczach Zadniego Gerlacha. Więcej na temat tego wypadku można przeczytać tutaj.
Bardzo ciężki mechanizm?
Skoro nie udało nam się pobyć dłużej na grani, postanowiliśmy chociaż odwiedzić Kościółek. Nie było to też proste - najpierw trzeba było go znaleźć, Kościółek, jak wszystko wokół, zatonął w chmurach ;) W końcu na szczęście natknęliśmy się na Batyżowieckie Oka.
W kolebie odpoczęliśmy na chwilę od wiatru i zjedliśmy małe co nieco.
Po wyjściu ze schronienia niespodzianka - ujrzeliśmy majaczący w chmurach Kościółek, i to bardzo blisko nas ;)
Wojtek postanowił spróbować wejść na szczyt. W rezultacie jednak się to nie udało, pomimo dwóch prób różnymi drogami - ręce szybko grabiały od zimnego granitu na wietrzysku. Ja w tym czasie siedziałam grzecznie i czekałam - nie ma widoków, to nie idę :)
A takie miałam "widoki".
Kiedy idąc w dół wyszliśmy z chmur, naszym oczom ukazały się... tłumy. Do Batyżowieckiego Stawu schodziło sporo grup z przewodnikami. Najwidoczniej większość turystów zawierzyła optymistycznym prognozom i mieli chrapkę tego dnia na jakąś panoramę z Gerlacha... A tu nic z tego.
Nad Batyżowieckim Stawem zaczęło się przejaśniać. W sumie tego dnia było nam jeszcze wszystko jedno.
Żeby urozmaicić sobie ten raczej średnio udany dzień, postanowiliśmy jeszcze odwiedzić Dolinę Wielicką.
Po drodze na poprawę humoru wyszliśmy na jakiś mały zakosówszczony szczycik o jakże oryginalnej nazwie Suchy Wierch.
Na płaskiej Magistrali mieliśmy chyba najlepsze widoki tego dnia.
Zeszliśmy do Śląskiego Domu, spod którego odjeżdżał samochód, zwożący w dół utrudzonych turystów. Jakoś niezbyt przypadł nam do gustu - mojemu aparatowi najwidoczniej też nie, bo postanowił zrobić mi psikusa. Pewnie przypadkiem przestawiły się ustawienia i zaczął robić czarno-białe zdjęcia, których osobiście nie cierpię, ale które podkreśliły jakże piękno tego górskiego hotelu... Hm ;)
Szkoda, że oberwało się też Wielickiemu Stawowi, bo ten z kolei, bardzo mi się spodobał.
Stamtąd pozostało nam tylko zejście do Tatrzańskich Zrębów z nadzieją, że złapiemy jakąś elektriczkę do Wyżnich Hag. Złapaliśmy praktycznie od razu.
A w Wyżnich Hagach, odgrzaliśmy sobie bigos, pościeliliśmy ładnie karocę i poszliśmy spać. Na szczęście nie śnili nam się Cyganie, a noc była wyjątkowo ciepła.
Na następny dzień prognozy były tym razem bardzo nieoptymistyczne. I też się nie sprawdziły. Ale o tym, gdzie się wtedy wybraliśmy, następnym razem ;)
Taka wyprawa to jest coś! :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesująca relacja i fajna, mroczna atmosfera ;) Nad Batyżowieckim Stawem nie byłem, a z tego co widzę, to wielce ciekawa okolica :) Pozdrawiam i czekam na relację z Sądecczyzny, bo widzę że zima w pełni :D
OdpowiedzUsuńPS Zapraszam na nowy adres bloga (www.morgusiowe-wedrowki.blogspot.com), gdyż stary przestał istnieć ;)
Oj tak, dobrze powiedziane, że zima w pełni :) Relacja już wkrótce!
UsuńMimo niesprzyjającej aury, to jednak wyszły Wam całkiem fajne zdjątka :) Pozdrawiam z nowym miesiącem :) P.s. Ja też przerabiam awarię sprzętu wieszającego się co chwila... Ble...
OdpowiedzUsuńFajnie! A to słońce przez chmury. Cudne :)
OdpowiedzUsuńJak zawsze dużo pięknych ujęć. Te wystające nad chmurami szczyty - rewelacja !
OdpowiedzUsuńTakie ciekawostki jak te o wraku bardzo mile widziane:)
OdpowiedzUsuńI co, ta część ciężka jest? ;-)
OdpowiedzUsuńA klienci przewodników pewnie mieli nadzieję na widoki, ale niekoniecznie celowali się pod pogodę - z tego co wiem, to przewodnika "rezerwuje" się z wyprzedzeniem, więc nie koniecznie jest szansa na dobrą pogodę. Zależy jak się trafi.
Może i nie jestem osiłkiem, ale to coś było nie do drgnięcia. Sam nie wiem jak mogło latać:)
UsuńNigdy jeszcze nie byłam w tej dolinie, ale już pierwsze zdjęcie tego lasu mocno mnie zaintrygowało. Jak dla mnie warunki do zdjęć mieliście super. Po raz kolejny wyszły bardzo klimatyczne ujęcia ( która to już z rzędu relacja?). :) Mi się generalnie bardzo podoba.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Ładnych zdjęć byłoby więcej, gdyby się prognozy sprawdziły :P Ale przynajmniej coś tam mi się udało ciekawego złapać rano.
UsuńWidzę, że artykuł o katastrofie ma już parę ładnych lat, więc wygląda na to, że szczątki tylko zabezpieczyli i nie zamierzają już ich ruszać. W sumie trochę się zdziwiłem, że Muzeum Lotnictwa Polskiego chciało się zaangażować w znoszenie części samolotu mającego związek ze słowackim powstaniem. Tym bardziej, że to co jeszcze leży pod Zadnim Gerlachem to nic w porównaniu z wielgachnym wrakiem Li-2, leżącym od drugiej wojny w Niżnych Tatrach na szczycie Slema.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że prognozy Wam się nie sprawdziły, akurat w Batyżowieckiej są dwa miejsca, które chętnie obejrzałbym z bliska :)
No właśnie mnie też zdziwiło, jak czytałam w tym artykule, że liczy się dla nich każda śrubka, a tymczasem te szczątki walają się obecnie po części doliny i tak jak napisałeś, chyba już ich nikt nie ruszy.
UsuńMy też żałujemy! Strasznie byłam ciekawa tej Batyżowieckiej, całe lato ją po cichu planowaliśmy, a wyszło jak wyszło. Odkrywanie jeszcze sobie trochę poczeka więc ;)
Tak się składa, że w ostatnim numerze magazynu "Góry" były zdjęcia z wejścia na Kościółek i muszę przyznać, że z Kończystą w tle, turnia prezentuje się naprawdę zacnie. Fotki można też obejrzeć na stronie Piotra Drożdża => http://www.tatraguide.info/strzeliste-tatry/46/kosciolek-i-batyzowiecki-szczyt
UsuńPogoda rzeczywiście zawiodła...
OdpowiedzUsuńBTW. Wchodziliście w głąb doliny na dziko, czy nabyliście coś w rodzaju legitymacji Klubu Górskiego w Piździawach Zdroju? ^^
Kiedyś jakieś legitymacje KW mieliśmy, od dłuższego czasu już po prostu chodzimy po górach i tyle.
UsuńPozdrawiam