TRASA:
Karpasz -> Sowia Przełęcz -> Jelenka -> Czarny Grzbiet -> Śnieżka -> Śląski Dom
Długo nie było nam po drodze w Karkonosze. Daleko, jakoś nas te góry nie fascynowały. Po co jechać przez pół Polski w Karkonosze, jeśli w Tatry mamy 100 km?
Karpasz -> Sowia Przełęcz -> Jelenka -> Czarny Grzbiet -> Śnieżka -> Śląski Dom
Długo nie było nam po drodze w Karkonosze. Daleko, jakoś nas te góry nie fascynowały. Po co jechać przez pół Polski w Karkonosze, jeśli w Tatry mamy 100 km?
A jednak, zostaliśmy w końcu namówieni na wyjazd w Karkonosze za sprawą spotkania forumowego Górskiego Świata. Był luty, śniegu co kot napłakał (no cóż, takie mamy ostatnio zimy). Po długiej podróży wylądowaliśmy w Karpaczu. Ubraliśmy plecaki i wyruszyliśmy wesołą gromadką na szlak.
Szybko okazało się, że w Karkonoszach jednak jest zima ;) Znalazł się i śnieg.
Na widoki jednak było nam dane jeszcze poczekać. Podchodziliśmy lasem, aż tu nagle wyłonił się przed nami pierwszy cel - Sowia Przełęcz.
Słyszeliśmy, że Karkonosze to pochmurne góry. Póki co się sprawdza ;) Widoków jak na lekarstwo. No nic, idziemy dalej z nadzieją, że tam gdzieś jest nasz dzisiejszy cel - Śnieżka.
Docieramy do schroniska Jelenka. Tam czeka na nas Justyna, porywamy ją i lecimy dalej. Może byśmy usiedli w Jelence, ale impreza trwała tam w najlepsze... ;)
Dalej idziemy granią. Konkretnie Czarną Granią ;)
Karkonosze powoli zaczynają uchylać przed nami rąbka tajemnicy i troszkę pokazują swoje oblicze.
Chyba ładnie w duchu wszyscy prosiliśmy o pogodę, bo pojawia się nawet słońce ;)
Myślę, że każdemu, kto przyjeżdża w Karkonosze rzuca się w oczy przede wszystkim to, jak bardzo są one płaskie. Widzieliśmy co prawda wcześniej płaskowyże w Norwegii, ale Karkonosze to coś innego. Są niesamowicie przestrzenne.
Dookoła coś się odsłania, ale Śnieżka ciągle jak zaklęta. Podobno ona tak ma... ;)
Słoneczko jednak ciągle gdzieś tam się przebija i pozostawia nam nadzieje, że ujrzymy dzisiaj najwyższy szczyt Karkonoszy. A może i nawet coś z niego zobaczymy.
Tą wystającą skałkę po prawej o wdzięcznej nazwie Słonecznik odwiedzimy jutro.
I tadaam! W końcu widać gdzie idziemy :) Przed nami Śnieżka.
Spokojnie drepczemy na górę.
Zatrzymujemy się na chwilę przy tabliczce ze szlakowskazami. Podobno w lecie szlak prowadzi w lewo i dopiero potem odbija na szczyt. My jednak korzystamy z wariantu zimowego, wychodzimy za tyczkami do góry.
A na górze Śnieżka robi nam psikusa i zasłania wszystkie widoki. Trudno! Trzeba było się pospieszyć ;)
Dzielnie wyczekujemy całą gromadą, że może jednak coś się przewieje...
Przewiewa niestety tylko nas. Robimy więc zdjęcie pamiątkowe i zmykamy w dół, gdzie w Śląskim Domu czeka na nas już Fazik.
Jak widać, wszyscy zgodnie zakładamy raki. I faktycznie się przydają. Zejście na drugą stronę jest oblodzone. Mnóstwo ludzi schodzi ze szczytu czepiając się kurczowo łańcucha albo próbują zjeżdżać na tyłku. I faktycznie, turystów dużo więcej niż od strony Czarnej Grani. Tak działa bliskość kolejki.
W totalnym mleku schodzimy do Śląskiego Domu. Całkiem przyjemne schronisko. Tam się lokujemy i spędzamy wieczór na pogawędkach... Najlepsza część każdej biby forumowej :)
A o tym, co zastaliśmy po wyjściu ze schroniska kolejnego dnia już w następnym wpisie ;)
Szybko okazało się, że w Karkonoszach jednak jest zima ;) Znalazł się i śnieg.
Na widoki jednak było nam dane jeszcze poczekać. Podchodziliśmy lasem, aż tu nagle wyłonił się przed nami pierwszy cel - Sowia Przełęcz.
Słyszeliśmy, że Karkonosze to pochmurne góry. Póki co się sprawdza ;) Widoków jak na lekarstwo. No nic, idziemy dalej z nadzieją, że tam gdzieś jest nasz dzisiejszy cel - Śnieżka.
Docieramy do schroniska Jelenka. Tam czeka na nas Justyna, porywamy ją i lecimy dalej. Może byśmy usiedli w Jelence, ale impreza trwała tam w najlepsze... ;)
Dalej idziemy granią. Konkretnie Czarną Granią ;)
Karkonosze powoli zaczynają uchylać przed nami rąbka tajemnicy i troszkę pokazują swoje oblicze.
Chyba ładnie w duchu wszyscy prosiliśmy o pogodę, bo pojawia się nawet słońce ;)
Myślę, że każdemu, kto przyjeżdża w Karkonosze rzuca się w oczy przede wszystkim to, jak bardzo są one płaskie. Widzieliśmy co prawda wcześniej płaskowyże w Norwegii, ale Karkonosze to coś innego. Są niesamowicie przestrzenne.
Dookoła coś się odsłania, ale Śnieżka ciągle jak zaklęta. Podobno ona tak ma... ;)
Słoneczko jednak ciągle gdzieś tam się przebija i pozostawia nam nadzieje, że ujrzymy dzisiaj najwyższy szczyt Karkonoszy. A może i nawet coś z niego zobaczymy.
Tą wystającą skałkę po prawej o wdzięcznej nazwie Słonecznik odwiedzimy jutro.
I tadaam! W końcu widać gdzie idziemy :) Przed nami Śnieżka.
Spokojnie drepczemy na górę.
Zatrzymujemy się na chwilę przy tabliczce ze szlakowskazami. Podobno w lecie szlak prowadzi w lewo i dopiero potem odbija na szczyt. My jednak korzystamy z wariantu zimowego, wychodzimy za tyczkami do góry.
A na górze Śnieżka robi nam psikusa i zasłania wszystkie widoki. Trudno! Trzeba było się pospieszyć ;)
Dzielnie wyczekujemy całą gromadą, że może jednak coś się przewieje...
Przewiewa niestety tylko nas. Robimy więc zdjęcie pamiątkowe i zmykamy w dół, gdzie w Śląskim Domu czeka na nas już Fazik.
Jak widać, wszyscy zgodnie zakładamy raki. I faktycznie się przydają. Zejście na drugą stronę jest oblodzone. Mnóstwo ludzi schodzi ze szczytu czepiając się kurczowo łańcucha albo próbują zjeżdżać na tyłku. I faktycznie, turystów dużo więcej niż od strony Czarnej Grani. Tak działa bliskość kolejki.
W totalnym mleku schodzimy do Śląskiego Domu. Całkiem przyjemne schronisko. Tam się lokujemy i spędzamy wieczór na pogawędkach... Najlepsza część każdej biby forumowej :)
A o tym, co zastaliśmy po wyjściu ze schroniska kolejnego dnia już w następnym wpisie ;)
"Słyszeliśmy, że Karkonosze to pochmurne góry. Póki co się sprawdza ;)" - Nie wiem kto0 takie niesprawdzone informacje rozpowszechnia. Ja tam często mam tam pogodę ;)
OdpowiedzUsuń"Dalej idziemy granią. Konkretnie Czarną Granią ;)" - Grzbietem Panie, Grzbietem ;)
Czekam na dalszą część historii :)