Trasa:
Chata Gen. Štefanika->Kamenna Chata pod Chopokom->Chopok->Kamenna Chata pod Chopokom
Rano pobudka jest w sumie nie tak wcześnie. W planach mamy dzisiaj dojście do Utulni pod Chabencom. Noc była bardzo burzliwa, praktycznie ciągle się błyskało... Poranek zapowiada się jednak obiecująco. Cykam na szybko parę zdjęc przez okno
Dalej już nie jest tak różowo. Po zjedzonym śniadaniu okazuje się, że widoki dawno znikły pod warstwą chmur i do tego coś siąpi. Idziemy częściowo drogą, którą wczoraj przemierzyliśmy w drodze na Dumbier. Niestety zaczyna padać poziomo...
Po dość krótkim czasie dochodzimy do Kamiennej Chaty, która znajduje się zaraz pod Chopokiem. Postanawiamy wejść, przeczekać.
O, takie mamy widoki z okna. Siedzimy pierwszą godzinę, drugą... Z zewnątrz słychać odgłosy piorunów. Dobrze, że zostaliśmy.
Opad robi się jak widać coraz bardziej zróżnicowany :) My ciągle grzejemy ławy w schronisku i spijamy kolejne kubki bylinkovego czaju. Co za pychota!
Po pewnym czasie zaczynamy się trochę nudzić. Chwytamy się za słowackie scrabble. Już tak ładnie mi idzie, Stasiu jednak trochę psuje mi szyki... Ach, te słowackie literki :P
Dla zabicia czasu próbujemy wywróżyć pogodę ze słowackiego sznurka... I co? Jednak pada :)
Z nudów uwieczniam okolicę... Chociaz nadal gówno widać.
Po chwili następuje poruszenie. Widokiii! I wszyscy wyrywają przed schronisko z aparatami.
Pokaz trwa jednak zdecydowanie zbyt krótko, by dawał jakąś nadzieję na długotrwałą poprawę pogody. Wracamy do schroniska, bo nadchodzi kolejna fala poziomego deszczu.
W chacie po partii krwawego Chińczyka rozpoczyna się gra w kibel... która kończy się zaskakująco :) Forumowicze na tyle przerazili się kary za zburzenie kibla, którą miała być rundka nago dookoła schroniska... I kibel pozostaje nieruszony do ostatniej karty... tfu, tzn. fundamentu :)
Dookoła schroniska grasują niedźwiedzie. Do teraz nie wiem czyj był ten psiak, ale miał parcie na skałę :) O tym jednak później.
Kolejne poruszenie - prześwity!
Wtedy jednak już wiemy, że w Kamiennej Chacie zostajemy na nocleg. Chatar zgadza się naszej grupce udostępnić całą kuchnię... Pod warunkiem, że sami wcześniej zrobimy sobie tam miejsce :)
W chacie zbiera się coraz więcej ludzi. W końcu przybywają jacyś rozradowani Słowacy, którzy zaczynają wyśpiewywać najróżniejsze pieści razem ze słowacką wersją "Góralu, czy Ci nie żaaal!". Co prawda przez pierwsze pół godziny jest to całkiem fajne i zabawne, ale po dwóch godzinach robi się potwornie irytujące... :P
Postanawiam zdobyć w koń u szczyt - Chopok! Mój drugi dwutysięcznik, to brzmi dumnie :)
Po chwili okazuje się, że wybrałam świetny moment :) Za mną wychodzi reszta forumowiczów.
Po chwili obeserwujemy piękny spektakl.
I do tego wychodzi słońce. Nagroda za cały dzień przesiedziany na tyłku :)
Dymiący Dumbier - nasza wczorajsza zdobycz :)
W lepszych humorach i z nadzieją pięknego jutrzejszego dnia kładziemy się spać. Cała podłoga w kuchni nasza... Szaleństwo :)