czwartek, 30 czerwca 2011

Słoneczne pożegnanie

Trasa:
Útulňa pod Chabencom->Ďurková->Zamostska hola->Latiborska hola->Sedlo pod Skalkou->Litpovska Lužna


Czwarty dzień niskotatrzańskiej wędrówki. Budzę się jak jest już jasno... I w dziwnie się czuję. Wszystko wyjaśnia się po spojrzeniu w lustro. Jestem czerwona i opuchnięta! Kochane słońce... Jak zwykle niepozorne :)

Okazuje się, że dzisiaj słoneczko nie odpuszcza. W końcu mamy dzień pięknej pogody :)
Na orzeźwienie się rano pomaga trochę obmycie w lodowatym potoku. Po paru dniach z wątpliwą ilością wody udaje mi się chociaż częściowo umyć włosy... Co jak co, ale długie kłaki w górach jednak często przeszkadzają :)

I w drogę. Dzisiaj sobie oglądamy, co widać. Góry Choczańskie, Tatry Zachodnie, Wysokie... Z nietypowej perspektywy. No i to, co przed nami - Niżne Tatry! :)








Na słonecznych halach można się rozłożyć i zrelaksować :)




Chociaż przed nami jeszcze trochę drogi :)








Mój wzrok oczywiście najbardziej przyciągają Tatry, Tatryyy! Co ja z nimi mam? :)




I Liptovska Lužna. Wiocha, do której schodzimy :)




Ale to dopiero za chwilę :) Nasyćmy się jeszcze widokami, które roztaczają się dookoła nas.



Wielki Chocz. Tam mnie jeszcze nie było! :)




Lasy Niżnych Tatr. Sprawiają wrażenie całkiem zadbanych. Po lewej z tyłu niskotatrzański Salatin. Nie mylić z tatrzańskimi :) Chociaż mi tam odrobinę przypomina Bobrowca (o istnieniu którego wtedy jednak nie miałam jeszcze pojęcia :) ).




Powoli chowają się Tatry. Jaka szkoda! :)




Na szlaku pustka.

W dół robimy jednak nieco niekontrolowane zejście. A mianowicie jakims cudem gubimy żółty szlak i pakujemy się w niezbyt sympatyczny żleb... Którym jednak trzeba zejść :) Na szczęście po przebiciu się przez chaszcze i jakieś dziwne pół-potoki udaje nam się dojść do drogi... a potem do wioski :)

Jeszcze tylko pożegnalne piwko, droga autobusem do Rużomberoka, stamtąd pociągiem do Litpovskiego Mikulasza i dom... Jakoś dziwnie mi smutno, jak przekraczamy granicę :)

Cieszę się jednak z tak fajnie spędzonych dni, które sprawiają, że mam ochotę odkrywać jeszcze więęcej gór... I jeszcze bardziej lubię Słowację :)