I dzień trasa:
Kuźnice -> Dolina Jaworzynka -> Murowaniec -> Czarny Staw Gąsienicowy -> Mały Kościelec -> Karb-> Kościelec -> Karb -> Zielona Dolina Gąsienicowa -> Murowaniec -> Kuźnice
Pobódka na podłodze pokoju. Na podłodze, bo pokój był bodajże 2-osobowy, a spało osób pięć:-) Zadeklarowałem się na glebę, pozostali jakoś się pomieścili na łóżkach. Dzisiejszy skład na wycieczkę jest nieco inny – Anetta, Rychu oraz Marycha wracają do domów, Ja z Bartkiem natomiast czekamy na dojeżdżającą właśnie młodą forumowiczkę – Hemlighet, w skrócie Hemli:-) Oczywiście w każdej chwili wycieczek z forumowiczami GŚ mam jedną pewną świadomość – jestem najmniej górsko doświadczony spośród obecnych. Jakoś mnie to bardzo nie zraża, aczkolwiek uważnie słucham o czym inni rozmawiają:-)
Ze względu na okrojony czas na dzisiejszą wycieczkę mieliśmy kłopot w ustaleniu dokąd się wybrać. Czerwone Wierchy mogą być zbyt długą wycieczką, Sarnia Skała i podobne nas mało interesowały, Giewont też nie za bardzo przyciągał. Padło na Kościelec – to względnie krótka wycieczka, a i odrobinę wysokogórska:-)
Zaczęliśmy zajadać śniadanie. Hemli nie chciała ode mnie kanapki. Do tej pory się za to boczę:-/ Pożegnanie z powracającą do domów częścią załogi i jedziemy do Kuźnic.
Odziwo, pierwszy raz dane mi jest przejść jednym ze szlaków łączących Kuźnice z Murowańcem. Jak to zwykłem robić, podkręciłem nieco tempo, żeby wyczuć ducha walki młodej panny;) Obecnie jest odwrotnie - ja sapię, zwalniam i marudzę:-) Hemli również spaceruje tędy pierwszy raz, zapytany ile razy przemierzał ten szlak Bartek odpowiedział krótko: pewnie około sto… :-) W dość sprawnym tempie przeszliśmy Jaworzynką do Karczmiska, tutaj otworzyła się panorama i ruszył Hemli aparat.
Dziw Wojciecha wziął – ileż można zdjęć robić? Jest i zbliżenie na nasz dzisiejszy cel.
Wpadliśmy na moment do Murowańca i ruszyliśmy dalej w stronę Czarnego Stawu.
Chmury zapowiadają całkiem ciekawe przedstawienie. Byleby nam wszystiego nie przysłoniły.
Nie czekając zbyt długo, zwijamy się na Karb i Kościelec. Czerwonowłosa królewna atakująca swój pierwszy wysokotatrzański wierzchołek.
Droga na przełęcz przebiegła spokojnie i szybko. Czasem strome podejście jest sprzyjające - szybko się w górę wyłazi. I mały rzut oka na to, co po drugiej stronie grani Małego Kościelca.
Partie dolinne ładne i zielone, a spojrzenie w górę, w stronę skalistych ścian - zachmurzone i ośnieżone groźne skaliska.
Zachodnie zerwy Granatów, jakże surowo wyglądające, przypruszone wczorajszym, letnim śniegiem.
Wyłonił się zza chmur najwyższy wierzchołek okolicy - Świnica.
I jeszcze spojrzenie do tyłu na część naszego graniowego szlaku - tutaj ładniej (bo zielono:-)i bardziej przystępnie.
Turystów sporo, toteż powyżej Karbu zaczęło się nieco „korkować”.
Pokonaliśmy bez kłopotów uskok takim kominkiem, i dalej zygzakiem do góry. Przed samym szczytem zrobiło się ślisko, troszkę trzeba było uważać na każdy ruch, ale obyło się bez katastrofy:-) Za to aparat ostatnią partię wycieczki w górę odbył w torbie:-/ I w taki oto sposób zameldowaliśmy się na szczycie. Ruszyliśmy z Bartkiem wąską grańką szczytową w kierunku południowym, bardziej odludnym:-)
Dostałem solidną lekcję topografii z otaczających grani:)
To moja druga wizyta, choć pierwszej nie pamiętam – byłem tutaj zaledwie minutkę.
Teraz, mimo częściowego zachmurzenia, mogliśmy się dobrze wszystkiemu dookoła przyjrzeć.
Hemli wdrapała się na Kościelec po raz pierwszy i, jak stwierdziła sama, to jej najtrudniejszy do tej pory zdobyty szczyt. Bartek myślę, że też już kiedyś tu był:P
W czasie odsapki zauważyliśmy zauważyliśmy wyłażący skądś z dołu biały kask. Jego właścicielem okazał się instruktor taternictwa, u którego Bartek był na kursie turystyki zimowej. Tym razem prowadzi ekipę kursantów zachodnią ścianą Kościelca. Fajnie:-) Szkoda, że to takie drogie:-( Posiedzieliśmy trochę na szczycie, trochę amciu, herbatka i postanowiliśmy wracać i rozbić się na małą posiadówkę gdzieś w Dolince.
Zeszliśmy na Karb, na powrót wybraliśmy drugi szlak, żeby nie powtarzać.
Przysiedliśmy sobie na wielkich kamorach na pogawędkę i parę łyków pozostałego piwa. Miło się siedzi, ale niestety pociąg czekał nie będzie. Ruszamy w drogę powrotną z małymi przystankami na zdjęcia tu i tam. Na przykład nad Zielonym Stawem.
I tutaj się rozdzieliliśmy - z Bartkiem szybszym krokiem ruszyliśmy w kierunku Kuźnic muszę zdążyć na pociąg. Nie chce się wracać do domu… Ale nie ma innego wyjścia. Drepczemy przez Skupniów Upłaz do Kuźnic, stamtąd busem do centrum i do hondziny. Dwa ostatnie dni wycieczki fajne – z mnogą ilością ciekawostek, wiele zasłyszanych tekstów, spojrzenie na Tatry innych, bardziej doświadczonych ludzi. No i miałem pierwszy raz w ręku raki:-) Z pewnością nie był to mój ostatni wyjazd z forumowiczami Górskiego Świata. I was też do tego forum serdecznie zapraszam:-)
II DZIEŃ TRASA:
Kużnice -> Hala Kondratowa -> Wyżnia Przełęcz Białego -> Czerwona Przełęcz -> Sarnia Skała -> Czerwona Przełęcz -> Dolina Białego
Kolejny dzień, już w okrojonym składzie niech pozostanie foto-realcją :)
Polana Kalatówki.
Hala Kondratowa.
Schronisko na Hali Kondratowej.
Powrót na Kalatówki z widokiem na Myślenickie Turnie.
Długi Giewont w chmurach.
Sarnia Skała.
Widok z Sarniej Skały w stronę Kopy Magury i Zawratu Kasprowego.
Giewont nieco się odsłania.
Przełęcz w Grzybowcu i Łysanki z Sarniej Skały.
Zameczki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz