Miały być jesienne Bieszczady. Trochę były. W dużej części zimowe, ale przede wszystkim błotniste i udane.
Pomimo zasmarkania i intensywnego 2,5-dniowego leczenia udało mi się tam być. Czas więc na małą foto-relację :)
Biba tym razem zaczyna się nieco wcześniej. Kraków - 79. Wieczór.
Noc, noc... poranek? Długa podróż. Wjeżdżamy tak jakby w całkiem inny świat. Jadę z nosem przyklejonym do szyby. To wygląda całkiem inaczej, niż te kominy, które widzę cały rok. To bardzo mi się podoba.
Pierwszy dzień : zaczynamy w Cisnej.
I DZIEŃ TRASA:
Cisna -> Rożki -> Małe Jasło -> Szczawnik -> Jasło -> Okrąglik -> Fereczata -> Smerek
Na początek "krótki" postój pod okolicznym sklepem. Pozuję do zdjęcia z Doktorem :)
Wyruszamy na Małe Jasło. Początkowo w urokliwej i typowo jesiennej scenerii.
Nawet alkohol trzeba dopasować do otoczenia :)
Wraz z kolejnymi zdobywanymi metrami zmienia się sceneria, aż w końcu przychodzi nam wędrować w śniegu :)
I GŚ na Okrągliku :)
II DZIEŃ TRASA:
Wetlina -> Przełęcz Orłowicza Wyżnia -> Schronisko Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej -> Brzegi Górne
Drugiego dnia nasza załoga nieco się powiększa, wyruszamy na szlak w dziewiątkę. Po krótkim spacerku ze Smreka meldujemy się w Wetlinie, skąd skręcamy w lewo za nieco dziwną strzałką, która prowadzi nas... na Manhattan! A my nie chcieliśmy wierzyć Tomkowi...
Jesienna sielanka szybko się kończy i nadchodzi biała, nieco mroźna rzeczywistość...
Ktoś coś wspominał o Połoninie Wetlińskiej?
Widoki.
Chatka Puchatka. Nie taka zła jaką ją malują, jednakże najbardziej zapadającą w pamięć rzeczą jest... wychodek. Szczęśliwi Ci, którzy nie musieli z niego korzystać, ani nawet koło niego przechodzić.
Wszelkie plany związane z Połoniną Caryńską zostały co oczywiste zredukowane. Jednakże Wetlińskie błoto wystarczyło, żeby moje ubłocenie zaczęło zwracać uwagę. Z racji estetycznych nie zamierzam go tutaj prezentować, dodam tylko, że dość często zadawano mi troskliwe pytania, czy aby przypadkiem nie zaliczyłam jakiejś gleby. Z uśmiechem zaprzeczałam, ale chyba niezbyt wierzyli... ;)
Wędrówka asfaltem, dojście do schroniska i jesteśmy w bacówce pod Małą Rawką. Zimna woda, przyjemne ciepło bijące z kominka, zastawiony stół i trochę śpiewów przy gitarze sprawiły, że wieczór wydawał się jakoś dziwnie krótki, a poranek nadszedł zbyt szybko ;)
III DZIEŃ TRASA:
Muczne->Bukowe Berdo->Tarnica->Szeroki Wierch->Ustrzyki Górne
Po półgodzinnym opóźnieniu dnia trzeciego wszyscy stajemy na nogach. Ponownie spacer ze schroniska, żeby przekonać się, że dzień jest tym razem całkiem ładny i chyba w końcu jesienny.
Pakujemy się do busa. Jazdę umilają nam jakieś bieszczadzkie ballady. Wysiadamy w Mucznem i pniemy się w górę, na Bukowe Berdo.
Tego dnia mam małą zapaść. Przepowiadam swoje zapalenie płuc. Dla poratowania się wychciewam od Wojtka herbatę i okazuję, że poprzedniego dnia Mieciur zaparzył... wodę ;) Biorę to, co jest, najważniejsze, że ciepłe!
Nareszcie coś widać!
Chociaż wcześniej byłam przekonana, że odpuszczę sobie Tarnicę, będąc tak blisko jakoś nie w smak jest mi siedzenie pod nią. Bez zastanowienia skręcam na szlak, aby chwilkę później urządzić sobie małe zawody w byciu "pierwszym zdobywczykiem". Na moje oko, wygrywam ;)
Panowie są jednomyślni :)
Doktorowe piwo z zadrapaniami. Ponoć miał w plecaku drapieżny polar :)
Spojrzenie do tyłu na Ukraińskie kopczyki. Początki nowej fascynacji? ;)
Pomimo, że wszyscy mamy już w butach baseny, Bieszczady najwidoczniej chcą obciążyć mnie jeszcze bardziej i wciągnąć.. Pozostawiając na każdym dwu-kilogramową porcyjkę błota. Uroczo ;)
Trzeci dzień kończymy posileniem się w pewnej "restauracji" w Ustrzykach Górnych schabowym, który nijak "nie dążył do doskonałości"... ;) Potem czas na pożegnania. W nieco okrojonym składzie, zmęczeni, tego wieczora jesteśmy już grzeczni.
Czwarty dzień. Już trzeciego dnia wieczorem podejmuję decyzję, że w imię zdrowia odpuszczam sobie jakiekolwiek wyjścia. Okazuje się, że na mój pomysł wpada również cała reszta. Pozostaje nam więc nieco dłużej pospać i brać się w drogę.
Przeglądając te zdjęcia w domu, żałuję, że czwartego dnia spaliśmy najdłużej. Nawet nie chcę myśleć o widokach z Wielkiej Rawki w tamten poranek... ;)
Bo jeden plecak to za mało... ;)
I na koniec odwiedziny w Wetlińskim sklepie, żeby poczuć jeszcze bieszczadzki klimat... ;)
Jeszcze tylko krótka wizyta nad Soliną, długa podróż, znowu Katowice - 79... I witamy w świecie kominów. Jak dobrze, że wspomnienia i zdjęcia pozostają. I potrafią wywołać uśmiech :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz