Data:
16.06.2013
Rejon:
Dolina Kobylańska
Drogi:
Gzylowe Skały:
- Wielka Gzylowa: Filon (IV),
- Gzylowa Baszta: Powrót do Hollental (IV-),
- Gzylowa Baszta: Kot Leonardo (V+) - próba,
Dzień po mocno zakrapianym spotkaniu integracyjnym mojej studenckiej grupy w Brandysówce postanowiliśmy z Hemlutkiem wybrać się na chwilę relaksu w jakieś ustronne miejsce. Od razu wiedziałem, dokąd chcemy pojechać, nie byłem tylko pewien czy znajdziemy to miejsce. Okazało się to całkiem nietrudne, a skały, do których zmierzamy, są jednak widoczne z drogi.
Tak więc podjechaliśmy do Będkowic, zaparkowaliśmy przy drodze karocę i ruszyliśmy w las.
Po drodze wynaleźliśmy kilka ładnych grzybków. Zaczynają się:-)
Chwila błądzenia po lesie i szybko docieramy pod całkiem nie dawno obite, niewyślizgane jeszcze milionem łap, Gzylowe Skały.
Bardzo miłe miejsce - rzadko odwiedzane przez weekendowych wspinaczy, z dużą ilością łatwych dróg. Na pewno jeszcze nie raz na nich zawitamy. Z racji, że byliśmy mocno wczorajsi, nasze wspinanie było jakby od niechcenia. No i nie zamierzaliśmy zostawać zbyt długo, w końcu ktoś tu ma za dwa dni obronę licencjatu:P
Na początek całkiem przyjemna, zacieniona droga, albo raczej kombinacja 3 sąsiadujących dróg - nie przykładamy póki co dużej wagi do dokładnego przebiegu dróg wspinaczkowych, nie jest to naszym celem:-) Jak już lina zawisła w stanowisku, trochę się w jego okolicach powspinaliśmy różnymi wariantami.
:-)
Było bardzo miło. Cicho, jedynie śpiew ptaków, szum drzew.
Po obcykaniu każdego kamienia pod obecnym stanowiskiem, przenieśliśmy się na sąsiedni filarek - na Gzylową Basztę.
Jest tutaj łatwa (III) droga do własnej asekuracji.
Pamiętam jak dostarczyła mi wiele emocji na kursie - przy każdym użyciu kości myślałem, że i tak nie mogę spaść, bo jej nie ufam, co dało w konsekwencji przekonanie, że wspinam się bez asekuracji:)
Tym razem aż tak emocjonująco nie było. Nie było lekko, wyłaził bowiem dzień poprzedni, ale jakoś tam się udało. Oznacza to chyba jakieś drobne postępy:-)
Hemli również wspięła się tą drogą bez większych problemów, a i z dużą satysfakcją. Jednak z brakiem energii na kolejną wspinaczkę:)
Spróbowałem jeszcze na założonej wędce czegoś trudniejszego.
Trochę stękania, marudzenia i kombinacji gdzieś bokiem, w kominie, i postanowiłem dać sobie spokój. Nie dzisiaj, dzisiaj się już do niczego nie nadajemy. Składamy rzeczy i wracamy do karocy.
Ale miejsce bardzo przyjemne, odwiedzimy je jeszcze nie raz.
Widzę, że fajnie spędziliście czas. Nigdy nie wspinaliśmy się w Gzylowych Skałach.
OdpowiedzUsuńKot Leonardo! :)
Jaka czadowa nazwa!!! Penie wymyślił ją miłośnik kotów :D
pozdrawiam
Gzylowe skały bardzo polecamy :) A odnośnie tego przystanku, to nazywa się Będkowice Kawiory i praktycznie zaraz obok miejsca, gdzie się wysiada jest ścieżka prowadząca do lasu :) Po wejściu w las trzeba po chwili skręcić z dróżki w prawo i tam, między drzewami powinny ukazać się skałki :) My tam trochę pobłądziliśmy, ale wystarczy wcześniej zerknąć dokładniej na mapę gdzie one są i nie powinno być problemu :) A Kot Leo z czego pamiętam jest obity :)
Usuń