TRASA:
Jaworzyna Spiska -> Łysa Polana -> Dolina Białej Wody -> Polana pod Aniołami -> Żabia Dolina Białczańska -> Mały Młynarz -> Pośredni Młynarz -> Młynarz -> Młynarzowa Przełęcz -> Dolina Ciężka -> Ciężki Staw -> Taborisko pod Wysoką
Wszystkich czytelników uprzedzam: ta foto-relacja będzie długa. Ciężko bowiem skrótowo pisać o miejscach, w które Was dzisiaj zabierzemy, gdzie trawa jest zieleńsza niż gdzie indziej, a przez cały dzień można nie spotkać żywego ducha... ;)
Trach. To było jak walnięcie młotem w łeb.
Nie wiem która godzina. Wstawaj! Jakieś tam przebąkiwania, że w ogóle nie spałam, bla bla...
Świt. Jaworzyna Spiska. Chyba faktycznie nie spałam - żołądek jakoś wyjątkowo tym razem nie chce współpracować. Na śniadanie przyjdzie więc czas później - zaczyna już świtać, a więc czas w drogę...
Ruszamy w stronę Łysej Polany. O tej porze złapanie stopa jest raczej mało prawdopodobne.
Wokół nas budzące się Tatry - chociaż chyba dopiero gdzieś w okolicy Polany Biała Woda zdaję sobie sprawę z tego, że tu jestem :) Tak dawno nie było mnie w Dolinie Białej Wody - a tak ją lubię. Dla Wojtka to moment wręcz historyczny - po raz pierwszy zagłębia się w nią dalej niż do polany.
"Rannych ptaszków" jest już w Dolinie parę. Cóż, zapowiada się pierwszy ładny weekend od dawna - grzech nie skorzystać ;)
Ktoś rozbija się na polanie, sprytnie kryjąc się przed leśniczym. Szczerze - trochę niefajne. Chyba nie zdawał sobie sprawy z ewentualnego gniewu leśniczego, który by go tam nakrył ;)
Idziemy dnem doliny. Towarzyszy nam tylko szumiący potok - najpierw Białka, potem już sama Biała Woda.
Docieramy do Polany pod Aniołami. Anioły, zaiste, są hen, wysoko... Te białowodzkie troszkę niżej :) Staram się coś wcisnąć do mojego buntującego się żołądka - kończy się droga po płaskim i zaczyna się podejście.
Skręcamy w drogę mocno rozoraną przez jakiś ciężki sprzęt (te widoki w Białej Wodzie i ogólnie na terenie TANAPu niestety nie należą do rzadkości). Dalej droga przemienia się w ścieżkę. Szczerze - widziałam mniej wyraźnie szlaki turystyczne :P Tutaj brakuje tylko farby na drzewie.
Wojtek odnajduje tu swój raj - tylu borowików w jednym miejscu jeszcze nie widzieliśmy ;) Oczywiście idziemy dalej, zostawiając je w spokoju - tylko uwieczniamy, chociaż wychodzi to też średnio ;)
Idziemy piękną, wijącą się ścieżką wśród starych lasów. Dookoła mnóstwo borówek. Miśki zapewne gdzieś się tutaj kręcą... Żeby zawiadomić je o naszej obecności, coś tam sobie pod nosem nucę - chociażby żeby samą siebie przeświadczyć, że misiu mnie usłyszy :)
Po jakimś czasie dociera do nas, że nasza ścieżka jest... wykoszona! Jakieś 30 cm z jednej i z drugiej strony wyraźnie ktoś wyciął... Nie chcę sobie wyobrażać pracownika parku chodzącego tu z podkaszarką.
Budząca się Dolina Białej Wody... My też, można powiedzieć, dopiero co się budzimy :)
Wykoszona ścieżka kończy się trochę przed progiem Żabiej Doliny Białczańskiej. Nad nami wznoszą się Anioły - dostrzegamy też Anielską Igłę - turniczkę o niesamowitym kształcie :) W głowach nadal mamy opowieść Pana Cywińskiego o tym, jak pierwszy raz na nią wszedł.
Próg, jak to próg - zdaje się nie mieć końca :P Jest jednak dość łagodny, więc nagle zza kosówki wyłania się Niżni Żabi Staw Białczański i odbijający się w nim Żabi Szczyt Wyżni. Cudo...
W dolinie ani żywej duszy. Przynajmniej tak nam się wtedy wydaje. Nad stawem jest zielono, okolica porośnięta rdestem i innymi kwiatami - pełnia lata. Założę się, że w czasie żadnej innej pory roku nie jest tutaj tak pięknie jak teraz :)
Znajdujemy naszą drogę na grań - ale wcześniej zrzucamy plecaki i postanawiamy zajść jeszcze nad Wyżni Żabi Staw Białczański. W drodze jednak okazuje się, że nie jesteśmy sami w dolinie. Pewnie większość z Was spodziewa się tutaj przeczytać o mamie niedźwiedzicy z młodymi, ale... nie tym razem :) Nad stawem spacerował sobie człowiek. Oczywiście, dopatrzyliśmy się w nim domniemanego pracownika parku i najzwyczajniej w świecie postanowiliśmy się... ewakuować :) Wyżni Żabi Białczański zostawiamy na raz następny więc.
Nie chcieliśmy rezygnować z planów, toteż powiedzieliśmy: raz kozie śmierć... Zabraliśmy plecaki i powędrowaliśmy w górę. Tutaj, w przeciwieństwie do dojścia do doliny, nawet śladowych ścieżek brak. Tak mało ludzi wspina się na Małym Młynarzu, hę?
No nic. W trawie poprzetykanej kamieniami (z którą podczas tego sezonu będziemy zmuszeni się jeszcze zaprzyjaźnić) podchodziliśmy w górę. Stromo! Ale jakie znaczenie ma stromizna, jak dookoła takie widoki... ;)
Na podejściu uwagę przyciągał głównie Żabi Szczyt Wyżni.
Najlepszy widok jednak czekał na nas z góry. Po jakimś czasie osiągnęliśmy grań, a co za tym idzie - weszliśmy na Małego Młynarza. Mały Młynarz jest dwuwierzchołkowy, wierzchołki przedzielone Przełęczą Korosadowicza. Od strony Żabich Stawów Białczańskich Mały Młynarz to trochę stromy, trawiasty stok. A od strony Białej Wody... Ogromne i trudne ścianisko!
Toteż widok w dół na tą stronę powalił nas na kolana. Ekspozycja ogromna. W dole Skoruszowy Żleb.
Niższy wierzchołek Małego Młynarza.
I wyższy.
I Dolina Białej Wody. Dostrzegamy Wantę, którą to darzymy ogromnym sentymentem :)
Na górze szybki batonik i w drogę. Do Młynarza jeszcze trochę dreptania jest.
Na Jarząbkowy Zwornik.
A oto owa turnia z oknem skalnym - Przeziorowa Turnia, od której podobno swoją nazwę wziął Młynarz. Komuś przypominała ona człowieka z kołem młyńskim na plecach. Chyba znowu brakuje mi wyobraźni, bo nie mogę się niczego takiego dopatrzeć :(
Młynarz. Niby blisko...
Przy każdym wejściu na grań w dół mamy takie widoki. Tutaj akurat część ogromnego Młynarzowego Żlebu.
A oto i Pośredni Młynarz.
Dość szybko okazuje się, że raczej ściśle granią iść nie będziemy ;) Obchodzimy częściowo Młynarzowe zęby i podchodzimy do góry na wąskie Młynarzowe Wrótka.
Jest przepaściście ;)
Stamtąd wejście na Pośredni Młynarz wcale nie wygląda tak fajnie, hem hem... Wojtek postanawia zawalczyć, a ja, zaspana i zmęczona układam się na kamorach pod dołem.
Coś mnie jednak w tej błogiej chwili odpoczynku tchnęło i postanowiłam nie stać bezpośrednio pod kominkiem, którym podchodził Wojtek. Ledwo co zdążyłam się przemieścić, a tu "Uwaga!" I trach. Kolana trochę się ugięły, kamień spadł obok. Uff ;)
To jednak znak, że czas ubrać kask. I uważać ;)
A oto widok z Pośredniego na to, co już za nami.
Pośredniego Młynarza też obchodzimy. I za nim zaczyna się prawdziwy labirynt z celem - Młynarz... ;)
Trochę kluczymy, trochę obchodzimy, aż w końcu znajdujemy drogę. Teren jest troszkę nieprzyjemny - deczko śliskie trawki, trochę trudniejszych, granitowych momentów + sypiące się wszystko.
Czas na odświeżenie pamięci ;)
Aale... w końcu jesteśmy :) 2170m. Sami. Pod nami nieograniczony niczym widok na Dolinę Białej Wody i jej odnogi, praktycznie w całej okazałości.
Dolina Ciężka.
Wschodnia Grań Młynarza.
Zielony Staw Kaczy - bodajże najzieleńszy staw w całych Tatrach
Nasza dalsza droga ma być już do końca "bardzo łatwa" (0). Delektujemy się widokami, tą chwilą i - faktem, że nie przyjdzie nam już tego dnia cisnąć do góry ( a to się jeszcze okaże!). Grań do Młynarzowej Przełęcz rzeczywiście wygląda przyjaźnie.
Jeszcze trochę drogi nas dziś czeka, toteż żegnamy się z Młynarzem.
Pierwszy odcinek to dreptanie pomiędzy dwoma dolinami, o których marzyłam - z lewej Dolina Ciężka, a z prawej Żabia Dolina Białczańska. Dwa spełnione marzenia za jednym zamachem? Na to wygląda! :)
Grań od Młynarzowej Przełęczy do Młynarza jeszcze niedawno była dla nas czarną magią. Teraz ciągle troszkę jest, bo ciężko jest spamiętać wszystkie Widłowe Turnie. Generalnie rzecz biorąc wszystko obchodzimy po stronie Doliny Ciężkiej - stąd w dół prowadzą przyjaźnie wyglądające żleby - Żleb Ascety i Widłowy Żleb, które poniżej oczywiście się urywają. Bardzo częste tatrzańskie (i pewnie nie tylko) zjawisko.
Dochodzimy do Wyżniej Widłowej Turni i bach. Po prawej - nie puszcza. Po lewej... Też nie widać, gdzie miałoby puścić. Granią podobno II-kowo. Postanawiam wybadać teren (mam lżejszy plecak ;)) i odnajduję drogę, która nie należy do najprzyjemniejszych - prowadzi bowiem przez prawdziwe strome trawki ;) Z kamieniami.
Ciężki staw hen, w dole. A między mną a stawem kolejny ogromny żleb - tym razem Widłowy Żleb. Te żlebiska w masywie Młynarza naprawdę robią ogromne wrażenie. Szczególnie oglądane od góry, z powietrzem pod nogami ;)
Wojtu i Pośrednia Widłowa Turnia.
Chyba najbardziej fotogeniczne miejsce całej Grani - Niżnia Widłowa Turnia i Widłowy Zwornik.
Jeszcze na koniec czeka nas jedyne obejście z prawej strony, które w sumie też nie jest widoczne na pierwszy rzut oka. Za obejściem jednak widzimy już ostatnie miejsce, które odwiedzimy w tejże grani- Młynarzowa Przełęcz.
Czas nam już pożegnać się dzisiaj z widokiem na Żabią Dolinę Białczańską.
I tutaj uwaga - całkiem przypadkiem odkrywamy, że Młynarzowa Przełęcz jest zwornikowa ;) A z niej prosto w dół.
Tędy w dół. Gdyby nie opis WC, że ten źleb jest 0-owy, patrząc na niego z góry w życiu bym nie uwierzyła. Wystarczy chociaż pomyśleć o żlebach mijanych nieco wcześniej.
Schodzimy 0-owym żlebem, który ma nas doprowadzić wprost do Doliny Ciężkiej. W górnej części trawiasty wymusza na mnie opatentowanie nowego sposobu zejścia, a raczej zjazdu... na czterech literach :) Kolana odpoczywają - obrywają tylko spodnie. Ale co tam - nic nie mam do zielonego koloru ;)
Ze żlebu widoki są przepiękne. Ganek, jeszcze raz Ganek... No i Dolina Ciężka! W dole wśród zieleni pobłyskuje Ciężki Staw.
W optymistycznych planach było jeszcze wejście do Dolinki Spadowej i na Niżnią Spadową Przełączkę. Nie wiemy jednak co przyniosą chmurki, a wrażeń na dzisiaj mamy i tak już sporo. Jakoś sama z siebie zapada więc decyzja: w dół.
Ciężki Kopiniak, Ciężka Baszta i Ciężkie Igły.
Marzenia... :)
W dolnej części ów żlebek robi się upierdliwy ;) I kruchy. Schodzimy nim właściwie środkiem potoczku. Momentami trzeba coś więcej pokombinować, bo przejście wcale nie jest takie oczywiste.
Ech... No i jak to ugryźć? ;)
Mniej więcej w połowie znajduje się słusznych rozmiarów głaz. Zaklinowany głaz. Widać, że ktoś sobie tutaj pod nim spał - łohoho! Ja to się boję pod nim stanąć :D
W cieniu wielkiego głazu.
Żleb daje się trochę we znaki. Buty są mokrzutkie. Dno Ciężkiej niby to się przybliża, niby nie... Na dnie nasze wymęczone kolana walczą jeszcze z piarżyskiem.
Za nami zostaje wodny próg Dolinki Spadowej.
W nagrodę jednak czeka nas wygodna, wydreptana ścieżka w Ciężkiej. Kolejny "szlak" bez oznaczeń...
I widoki na ścianę Galerii Gankowej :)
No i jestem w Ciężkiej! Jest pięknie, dookoła kwitną rdesty... Czy człowiek może być szczęśliwszy? :))
Nad Ciężkim Stawem postanawiamy zrobić sobie mały popas. Nie chcemy opuszczać owej, wymarzonej Doliny Ciężkiej. Tym bardziej, że nad nami niebo całkowicie się wypogodziło. Jak się później dowiemy, podobno w tym samym czasie w Zakopanem była burza ;) Niech szlag trafi wszystkie prognozy pogody, które i tak zazwyczaj kłamią.
Panoramka znad Ciężkiego Stawu.
Kilkadziesiąt metrów na wschód od stawu, próg Doliny Ciężkiej się urywa. Dosłownie. Na szczęście dzięki bardzo wyraźnej ścieżce nie ma problemu ze znalezieniem drogi zejściowej. W innym przypadku byłoby raczej... ciężko ;)
Najedzeni i zadowoleni schodzimy z progu Doliny Ciężkiej. Bardzo stromym progiem ;) Gdzieś tam dochodzi nas szum najwyższej w Tatrach Ciężkiej Siklawy. Niestety jej nie widzimy.
Próg, a raczej zejście z niego jest jednak bardzo widokowe - powoli zbliżamy się do lasu na dnie Doliny Białej Wody. A w lesie, gdzieś - taborisko, w którym to mamy zamiar dzisiaj nocować.
Docieramy nad taborisko. Pełno ludzi! Jednak, po dokładniejszym przyjrzeniu się stwierdzamy, że ilość chętnych na spędzenie tutaj nocy nie licząc nas wychodzi dokładnie... 0. Teoretycznie jest jeszcze wcześnie, ale perspektywa nocy sam na sam z miśkami jakoś średnio przypada mi do gustu :D
Wykorzystujemy jeden z podestów pod namiot, gotujemy kawę. Ogólnie rzecz biorąc jesteśmy trochę wyczerpani - nawet nie chcę liczyć, ile godzin temu wstaliśmy :P
Siedzimy tak, a niebo nad nami całkowicie zachodzi chmurami. Żadne grzmoty nas jednak nie dochodzą. W pewnym momencie stwierdzamy, że idziemy dalej. Pakujemy się i ruszamy w górę. A gdzie... o tym opowiemy następnym razem ;)
Na Waszego bloga trafiłem już dawno przeglądając w internecie fotki z różnych zakątków Tatr. Od pewnego czasu traktuję go jako lekturę z którą kontakt sprawia mi wielką frajdę. Tym razem 200 % satysfakcji, genialne zdjęcia, fantastyczna wyprawa a znajomość Tatr naprawdę imponuje ... Gratuluję !!!
OdpowiedzUsuńZdrówka ...
Dzię-ku-je-my! :)) Bardzo miło nam to czytać, cieszymy się, że znajdujesz u nas coś dla siebie :)
UsuńPozdrawiamy serdecznie :)
Jeny....jak tam pięknie!!!!
OdpowiedzUsuńTo fakt, Dolina Białej Wody jest chyba najpiękniejszym zakątkiem Tatr :)
UsuńSuper relacja, naprawdę ;) Ech, tyle jest w Tatrach rewelacyjnych miejsc, że nigdy nie mogę stwierdzić, który ich rejon mi się najbardziej podoba... Ciężka Dolina wygląda przebosko, Żabia zresztą też...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i miłej wyprawy!! :)
Dziękujemy :) Co do najpiękniejszego rejonu - myślę, że w tej kwestii akurat przoduje Dolina Białej Wody :)
UsuńWitam, piękne zdjęcia i wyprawa. Ciekawe gdzie Was poniosło... umiecie budować napięcie :-)
OdpowiedzUsuńWitam,
Usuńdziękuję, to, dokąd się wybraliśmy, okaże się niebawem:-)
Cieszę się, że przybliżacie nam te mniej znane, ale jakże urocze miejsca w Tatrach!
OdpowiedzUsuńDobrze, że siedzę oglądając te zdjęcia, bo inaczej z wrażenia kolana by się pod wpływem takich widoków zgięły. :)
Dziękujemy bardzo,
Usuńodwiedzanie oraz opisywanie mniej znanych tatrzańskich zakątków sprawia nam najwięcej frajdy:-)
Przepięknie tam jest. I domyślam się że jednym z największych atutów tej trasy jest brak ludzi... Cudownie!
OdpowiedzUsuńTo racja - od Polany pod Aniołami do Taboriska nie spotkaliśmy (a nawet nie widzieliśmy) dokładnie nikogo :)
UsuńMnóstwo pięknych widoków i wspaniały opis przebytej trasy. Niezwykłe miejsce nam przybliżyliście i chyba nie uczęszczane. Zdjęcia rewelacyjne, szkoda, że brakuje 3 - go wymiaru ale i tak robią kolosalne wrażenie, reszty trzeb się domyśleć :)
OdpowiedzUsuńAle jakbym miał wybrać, to to drugie zdjęcie ze szczytami oświetlonymi wschodzącym słońcem najbardziej mi się podoba. Jest jak zaproszenie do wędrówki w Tatry.
Pozdrawiam.
Dziękujemy - rejon faktycznie w stosunku do innych terenów dość rzadko odwiedzany, świadczy o tym m.in. brak ścieżek, co w Tatrach jest raczej rzadkością :) A reszta będzie w kolejnym poście :)
UsuńRównież pozdrawiamy! :)
Czad!!!
OdpowiedzUsuńNa Młynarza też mieliśmy iść i nawet szliśmy, tylko powstrzymała nas pogoda. Samo zwiedzanie Doliny Ciężkiej też było fajne :)
Zgadza się, Dolina Ciężka sama w sobie jest doskonałym celem wycieczki.
UsuńPozdrawiam!
To jeszcze nie koniec relacji z tego Waszego wypadu, a Wy znowu podobno gdzieś w górach. Czyżby Alpy? Zdjęcia super. Ja na razie planuję powrócić w nasze polskie Tatry. Przyznam szczerze, że daawno już w nich nie byłam. Mam kilka popularnych szczytów do "przydepnięcia", a jakoś w ferworze walki wcześniej mi umknęły :) Pozdrowienia dla Was!
OdpowiedzUsuńNie, nie Alpy - wezwał nas zew północy :)
UsuńW Tatrach myślę celów nigdy nie brakuje - a więc pozostaje życzyć powodzenia! :) I również pozdrawiamy :)
Dziękujemy,
OdpowiedzUsuńbardzo miło czyta się nam takie komentarze.
A foto-relację wszyscy zawdzięczamy Hemli:-)
Pozdrowienia!
No chociaż i Was pooglądałam sobie Młynarza :D Nasz się skończył na Ciężkiej, ale ponoć mieliśmy dobrą wymówkę - jakieś deszcze i pomrukiwania czy coś ;)
OdpowiedzUsuńZ burkami nie ma żartów (szczególnnie tego lata, hem hem :/), a Młynarz nie ucieknie, więc spokojnie, do następnego razu :) Jak chcieliście iść z Ciężkiej na Młynarzową Przełęcz (tak jak my schodziliśmy) to w deszcz ten żleb musi być dopiero nieprzyjemny, więc decyzję na pewno podjęliście dobrą :)
UsuńJak zwykle porcja pięknych widoków cieszących oko :) A jak jeszcze te piękne widoki można połączyć z taaakimi borowikami to już prawie raj ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) A borowiki musiały niestety pozostać na swoich miejscach - niewiele jest takich miejsc, w których mogą sobie swobodnie rosnąć, więc to uszanowaliśmy :)
UsuńTa relacja wcale nie była za długa! Przyjemnie mi się z Wami szło :) Pokazaliście piękne zakątki Tatr, zupełnie mi nieznane. I choć w górach spędzam czas wolny od blisko 18 lat, to jednak są jeszcze miejsca, które zaskakują i budzą we mnie chęć zobaczenia ich na własne oczy. Dziękuję Wam za ten post i za wędrówkę, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA my dziękujemy za dobre słowo :) Tamte rejony są jak najbardziej godne odwiedzenia, chociaż niestety (albo i stety?)- częściowo zakazane :(
UsuńPozdrawiamy serdecznie :)
Fajna wycieczka, Młynarz przyciągał mój wzrok podczas wycieczek, ale na razie nie planuje na niego wchodzić. Jakoś aż tak mnie nie skusił ;-) Ale z jednym masz rację, w Tatrach brak ścieżki to rzadkość. Ja nie raz trafiłem na przyciętą(!) kosówke poza szlakiem, w miejscu, gdzie teoretycznie tak być nie powinno ;-)
OdpowiedzUsuńJa się pogubiłam - a czy te obszary nie są przez przypadek objęte ochroną ścisłą a jedyne możliwości wspinaczki dopuszczone są na ścianie Małego Młynarza i to w zimie? Bo może nie jetem na bieżąco jako, że na razie jestem na etapie kolekcjonowania oznaczonych szlaków, te tylko taternickie jeszcze przede mną ;)
OdpowiedzUsuńMasyw Młynarza w dalszym ciągu nie jest udostępniony przez TANAP do ruchu turystycznego i w tej kwestii myślę raczej nic się nie zmieni.
UsuńTo w takim razie się pogubiłam zupełnie - jak ktoś kto kocha Tatry i tak pięknie je opisuje (bardzo lubię Waszego bloga :) ) a w dodatku jest wolontariuszem tatrzańskim może tak lekceważyć przepisy i naruszać teren rezerwatu?
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam więc np. do lektury Władysława Cywińskiego. Mało ludzi kochających tak Tatry, jak to robił Pan Władysław, a był na wszystkim, co w Tatrach nazwane. Można się również z lektury dowiedzieć kto jest prawdziwym zagrożeniem dla obszarów ochrony w Tatrach.
UsuńKażde dobre słowo o naszym blogu to motywacja do dalszej pracy, dziękujemy i życzymy udanych wycieczek:-)