poniedziałek, 4 czerwca 2012

Czas na wspinaczkę!

Data:
05-06.05.2012

Rejon:
Dolina Kobylańska

Drogi: 
 - Lotniki: Komin z Grotką (II-),
 - Lotniki: Błotny Komin (IV-), 
 - Lotniki: Prawe Lotniki (V-) - próba,
 - Turnia z Krokiem: Komin z Krokiem (III), 
 - Turnia z Krokiem: Ścianką (VI+) - próba, 
 - Turnia z Krokiem: nieznana droga (III+),
 - Zjazdowa Turnia: nieznana droga (IV),



Czas na wspinaczkę!
... czyli parę zdjęć z majowego wypadu do Doliny Kobylańskiej, kiedy to Hemli i Wojtuś postanowili się nieco powspinać... :)

Jest to nasz pierwszy wspólny wyjazd z liną i całym tym szmelcem.
Zaczęło się od przeglądu sprzętu w domu i w Hemli przypadku przyswojenia paru węzłów... :)






Wojtuś natomiast uczy się zawiązywać linę, podobno lina lubi się plątać.




Na koniec jeszcze Wojciechowy De Volaille z frytusiami (mniam:) i śmigamy.



Wlekącym się jak zwykle pociągiem docieramy do Zabierzowa. Stamtąd dzięki uprzejmości MPK Kraków i farcikowi zaliczamy darmową jazdę do Kobylan :)




Rozkopaną drogą, która jeszcze jakiś czas temu była strumieniem docieramy do dolinki.
Batohy potwornie ciężkie. Jak dobrze, że po płaskim! :)



Żabi Koń. Ładny, chociaż jednak pod względem urody nie umywa się do tatrzańskiego imiennika... :)
My jednak tylko go mijamy i idziemy prawie na koniec dolinki. Sami nie wiemy dokładnie gdzie:-)



Po jakimś czasie zmordowani chodzeniem w upale z kilogramami na plecach znajdujemy nasz pierwszy obszar działania - Lotniki.



Rozkładamy się w cieniu :-)




i... zaznajamiamy z Błotnistym Kominkiem :)





Później próby zjeżdżania na linie.

Na jednej łatwej drodze prowadzę swój pierwszy w życiu wyciąg.



Stresik był, nie ma co:-) Skutki na kolanach;)



Wojciech jeszcze ćwiczy zakładanie stanowiska, zjazd, ale słońce staje się nie do zniesienia.



Zwijamy sprzęt i wracamy w okolice Żabiego Konia. Poszukać miejsca na namiot.





Urocze popołudnie :)











Późniejszym wieczorkiem postanawiamy jeszcze podejść na Turnię z Krokiem.



Po lotnikach dałam radę wejść do połowy - za dużo wrażeń jak na jeden dzień :)
Wojciech jeszcze próbuje powędkować na wprost ścianką, jednak też to dla niego jak na razie za wysokie progi.



Poranek następnego dnia. W nocy obudziły nas śpiewające ptaki - piękny i donośny chór!







Parę widoków.

Kolejnego dnia próbujemy swoich sił na nietrudnych (III+, IV) drogach w grupie Zjazdowej Turni i Turni nad Garażem.



Na koniec jeszcze jedna próba zjazdu na linie.



I próba wspinaczki tą samą drogą.



I tym samym Hemli - Chrzest Bojowy za mną;-)



... na pożegnanie jeszcze "ulubione" piwko i kobylańskie pierożki, na które zapewne wrócimy... już niebawem :)

Jak na pierwszą wspinaczkę nie potrafimy ocenić swoich możliwości. Jednego jesteśmy pewni - musimy dużo poćwiczyć z przygotowywaniem sprzętu, bo na obecną chwilę, nawet założenie uprzęży bywa kłopotliwe:P

1 komentarz:

  1. Widzę że kochacie góry i skałki jak ja. Cudownie. Niestety wspinać się nie potrafię, a co gorsza, boje się. Ściskam zimowo z Krakowa.

    OdpowiedzUsuń