Trasa I dzień:
Siwa Polana -> Dolina Chochołowska -> Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej -> Dolina Jarząbcza -> Trzydniowiański Wierch -> Czubik -> Kończysty Wierch -> Jarząbczy Wierch -> Niska Przełęcz -> Dziurawa Przełęcz -> Wołowiec -> Wyżnia Dolina Chochołowska -> Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej
Właściwie to kiedy zaczyna się w Tatrach wiosna? I jak ją rozpoznać? Czy poprzez krokusy, rozgrzany kwietniowy śnieg, czy poprzez soczystą zieleń, która pojawia się zdecydowanie później?
W sumie to zaczęło się od zdania "Kaśka, nie wiem czy pamiętasz, ale miałyśmy jechać w maju w Tatry!". Potem nastąpiło zdanie "Hmmm... A co robisz w ostatni weekend maja?:)"
I tak wyszło. Ostatnie dwa tygodnie zaliczeń, wszystko na wariackich papierach, a ja jadę w Tatry, znowu... Wbrew pozorom zdążyłam za nimi zatęsknić, chociaż od majówki nie minęło tak wiele czasu.
Wybór padł na Tatry Zachodnie. W końcu dla Oli miał to byś pierwszy tatrzański wyjazd. Miało się spodobać i pozostawić pozytywne wspomnienia. Czy się udało? Śmiem twierdzić, że tak :)
Miejsce startu - Siwa Polana. Swoją drogą przez całą jazdę z centrum Zakopanego wgapiałam się w Kominiarski, którego widok stamtąd po prostu hipnotyzuje...
Przez Chochołowską jedziemy na rowerach - dla mnie nowość i do tego coś super, co pozwala zaoszczędzić cenny czas.
W schronisku meldujemy się oczywiście przed czasem. Na szczęście Pani z recepcji jest tak miła, że dostajemy do ręki klucz wcześniej. Żartując chwilę przed tym o pokoju na trzecim piętrze widzę, żę dobrze sobie trafiłam. No proszę - znowu mam okazję mieszkać w pokoju numer 302. Zajmuję nawet to samo łóżko, co poprzednio :)
Zostawiamy zbędne klamoty i w górę!
Mnichy Chochołowskie. Na górze jest taaka wyraźna ścieżka. I taak kusi! :)
W związku z tym, że szlak przez Kulawiec w lutym wywarł na mnie raczej średnie wrażenie, wybieramy bez wahania szlak papieski. Trzeba go poza tym wypróbować :) I jak się potem okazuje, nie żałujemy.
To pierwszy tatrzański szlak Oli. Uśmiech na jej twarzy mówi sam za siebie i potwierdza moje doznania - jest przepięknie. Co prawda taki klimat w górach osobiście już znam - te majowe Tatry Zachodnie bardzo przypominają mi zeszłoroczne Niżne Tatry.
A tam idziemy :) Czyli Kończysty, Jarząbczy Wierch i Jakubina.
"Ola, przygotuj się na szok estetyczny!" - ostrzega Czarek :) Tak mniej więcej działają graniówki.
Dla Oli szok estetyczny, dla mnie z kolei topo-rozkmina nieco zakłócona - Słowackie Tatry Wysokie częściowo znajdują się w chmurach.
Od cywilizacji nie uciekniesz ;)
Podejście na Kończysty. Które na szczęście nie jest tak jak w zimie - WyKończyste :)
2002. I to, co z Kończystego podoba się chyba najbardziej - Starorobociański :) Chociaż moim zdaniem ładniejsza jest Zadnia Kopa : 3
Kamienista z żlebem o jakże uroczej nazwie - Babie Nogi :)
Chwilę siedzimy na Kończystej, wiatr jednak mobilizuje do tego, żeby iść dalej i wyżej.
Grań od Kończystej do Jarząbczego jest naprawdę bardzo atrakcyjna. Pojawia się coraz lepszy widok na Słowackie Tatry Zachodnie.
Tego dnia moim zdaniem jest idealna ilość ludzi na szlaku. Nie jest gwarno,ale jest do kogo gębę otworzyć.
Z Zachodnimi gigantami w tle :)
Czyżby wysokość dawała się we znaki? ;))
A tak wygląda uśmiech dziewczyny, która jeszcze jakieś 4 godziny wcześniej mowiła "Tatry nie dla mnie!" :)
Ekipa w komplecie :)
Wołowiec. Za chwile będzie to najczęściej odwiedzana przeze mnie góra w Tatrach (może poza Boczaniem :)). Ale czyż on nie jest piękny? :)
I na Jarząbczym Wierchu, który Ola w przypływie twórczości nazywa... Jarzębowiec! Toż to lepsze od Starobociańskiego :)
I Słowacki akcent :)
A oto właśnie dlaczego nie zaplanowałam tej trasy w odwrotnym kierunku ;)
Zdjęcie na miarę czasów Zaruskiego :) Podchodzimy na Łopatę.
Odcinek Jarząbczy-Wołowiec niesamowicie mi się podoba. Z racji, że zbliżają się ciemne chmury szukamy ewentualnej drogi "ewakuacji" i znajdujemy dwie ścieżki, o których z pewnością warto pamiętać :)
Jamnicki Staw Niżni.
Piękności! Nie dość, że Rohacz Ostry jest niesamowicie urokliwą górą, to jeszcze to światło...
Czy jest w Tatrach Zachodnich jakiś piękniejszy szczyt?
I zwieńczenie naszej wycieczki dnia pierwszego - ostatni dwutysięcznik, Wołowiec.
I coraz groźniejsze chmury :)
Wspominałam już kiedyś, że Tatry mnie lubią i zawsze zsyłają jakieś fajne światło? :)
Długo nie bawimy na szczycie. Zimny wiatr tym razem spycha w doliny. Mijamy po drodze jeszcze dwie dziewczyny w krótkich spodenkach - brrr :)
Polana Chochołowska.
Długi Upłaz, Grzegorz i Bobrowiec.
Polacy kontra Słowacy :)
Rakoń.
I okolice Doliny Rohackiej ze znajomym szałasikiem na dole :)
Chyba nie trzeba opisywać :)
I w dół...
Tak kończymy ten dzień. Na następny pogoda niestety nie zapowiada się tak optymistycznie...
Trasa:
Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej -> Iwaniacka Przełęcz -> Schronisko PTTK Ornak -> Dolina Kościeliska -> Wąwóz Kraków -> Kiry
Pobudka o rozsądnej porze. Chwila relaksu podczas śniadanka...
Biorę ze sobą nowego towarzysza :) I w drogę.
Ostatnie spojrzenie na Mnichy. "Ja Was jeszcze dopadnę!" :)
Moi Towarzysze :)
Temat przewodni dzisiejszego dnia - potoczki.
Całkiem urocze :)
Szlak na Iwaniacką Przełęcz przez pewien czas nie przypomina terenów TPNu. Mijając dwóch turystów słyszymy od nich "Pospieszcie się trochę, a dogonicie Justynę!". Fajnie by było, ale obawiamy się, że z panią Kowalczyk nie mamy szans :)
Bobrowiec.
I Iwaniacka. Zbierają się nieco ciemniejsze chmury...
A to Ci gratka! Nie zdążyłam zobaczyć krokusów w Chochołowskiej, ale jednak na Iwaniackiej parę się dla mnie uchowało! Jak miło :)
Tomanowa Przełęcz.
Bardzo lubię ten szlak, a konkretniej zejście z Iwaniackiej Przełęczy. Szczególnie w świeżej zieleni wygląda cudnie :)
Kolejny potoczek...
A tak się go fotografuje :)
Dwutysięczniki powoli chowają się w chmurach...
A my skoro się dzisiaj na nie nie wspinamy, wykorzystujemy w tym celu nieco schronisko :)
Kościeliska. Czas pogania, ale jeszcze na trochę nam go starczy...
Wąwóz Kraków. Jak dla mnie totalne zaskoczenie - podejrzewałam, że jest tam pięknie, ale nie wiedziałam, że aż tak!
Drabinka, trochę łańcuchów, Smocza Jama i koniec Wąwozu. A szkoda, bo zamiast skręcać w lewo najchętniej poszłabym dalej... :) Innym razem!
Kto to widział brechtać się do mapy? :)
Saturn i Ratusz.
Po drodze spotykamy niesamowicie sympatyczną Panią Przewodniczkę, która paroma słowami sprawia, że jakoś przybywa wiary w powodzenie niektórych planów... :)
Takim deszczowym akcentem żegna się z nami Kościeliska i Tatry. Żal wyjeżdżać, ale jest to powód, żeby przyjechać znowu, już wkrótce. I to tym razem na znacznie dłużej :)
Wycieczkę kończymy z uśmiechami na twarzach. Rodzi się podczas niej tyle planów, że ciężko mi się skupić na sesji egzaminacyjnej... Ale trzeba będzie! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz