TRASA:
Kuźnice -> Skupniów Upłaz -> Karczmisko -> Murowaniec -> Czarny Staw Gąsienicowy -> Skupniów Upłaz -> Polana Jaworzynka -> Kuźnice
Są takie dni, które nie nadają się do spacerów w góry. I nawet jak wydaje się, że słońce świeci, a pogoda jest ładna... No po prostu się nie da :)
Tak wyszło, że właśnie w taki dzień mieliśmy się wybrać na czyszczenie przepustów na Królowej Równi... :)
Poniżej opisany dzień był więc moim najbardziej leniwym dniem w Tatrach.
Nie muszę chyba wspominać, że skwar był nie do wytrzymania? :)
Skupniów Upłaz... Pierwszy raz w górach czułam się jak na plaży. Właśnie tam. I te ciągłe myśli o pełnym basenie zimnej wody...
A tu zaraz miały się zacząć przepusty!
I do roboty... :)
Pierwszy rzut oka na Gąsienicową sprawił, że jedyne, co mi przyszło do głowy to spieprzyć do schroniska, zanim będzie za późno... ;)
W końcu zrobiłam to zdjęcie!
Jak już uporaliśmy się z przepustami, przyszedł czas na odpoczynek.. W schronisku.
Pochłonęłam pierwszą szarlotkę, w międzyczasie pilnując dobytku moich towarzyszy. Do tego wyrażałam swoje każde optymistyczne stanowisko przepowiadając co pięc minut nadchodzącą burzę. A po chwili...
Sama udałam się na spoczynek.
Ogólnie to ciśnienie było chyba baardzo niskie... ;)
Po około dwóch godzinach naprzemiennego kimania i pilnowania stwierdziliśmy, że najwyższy czas gdzieś się ruszyć. Oczywiście plany nie były zbyt ambitne...
I wylądowaliśmy nad Czarnym Stawem. I nawet ludzi było jakoś mało...
A nastroje dobre :)
Długo tam nie posiedzieliśmy, bo oczywiście burza jakby czekała tylko, aż wynurzymy się z Murowańca i chwilę później zaczęło grzmieć.
W podskokach wróciłam do schroniska :) I pochłonęłam tam kolejną szarlotkę. Wtedy musiałam chyba zgubić swoją legitymację KW. Nieświadoma niczego jakieś 2 tygodnie po powrocie z wolontariatu zaglądam do skrytki i co widzę? List z Murowańca! No nie! Z cieszącą się michą otwieram i wyjmuję swoją legitymację... Najgorsze w tym wszystkim było to, że ja nawet nie wiedziałam, że ją zgubiłam... :P
Powróćmy jednak do upalnego, lipcowego dnia.
Karolina z Dominikiem stwierdzili, że nie mają ochoty dłużej gnić w otoczeniu Murowańca, my za to wręcz przeciwnie. Siedzieliśmy sobie w Suchej Jamie, tak na spokojnie, obserwowaliśmy, wysłuchiwaliśmy odgłosów burzy, które były niby to daleko, niby blisko... W razie czego bieg do schroniska nie zająłby mi więcej niż minutę :)
W końcu jednak jakoś przekonałam się do tego, że burza nas do dołu nie dopadnie i zdecydowaliśmy się wracać. Było w sumie deczko późno....
A na Karczmisku co? Wyłoniły się cumululusy :(
Urocze popołudnie :)
I Skupniów Upłaz nie od tej strony, co zawsze :)
Dalsza część "wycieczki" była deczko hmmm... Zaskakująca :)
Znałam "klasyczne" skróty ze Skupniów Upłazu, ale takiego skrótu jeszcze nie widziałam. I nawet z tego przejęcia ani jednego zdjęcia nie zrobiłam... ;)
Zrobiłam za to parę na dole.
Pusta Hala Jaworzynka w popołudniowych promieniach słońca. To se mi libi :)
No dobra. Ktoś tam jednak był :P
I Karczmisko hen, w górze... :)
I tak w końcu minął cały dzień. Z turystycznego punktu widzenia - zmarnowany.
Z mojego punktu widzenia - spędzony inaczej.
Życzę sobie wiele takich górskich dni w mojej przyszłości - a właściwie tego, żebym sobie mogła na nie pozwolić :)
... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz