Dolina Białego -> Czerwona Przełęcz -> Sarnia Skała -> Strążyska Polana -> Dolina Strążyska
Jak wygląda typowy dzień pracy wolontariusza?
Otóż nie do końca tak, jak ten nasz dzień wtedy. Ale i tak pokuszę się o opisanie go :)
A więc... Pewnego wieczoru dostaliśmy kolejne zlecenie. Następnego dnia z samego rana stawić się w Dolinie Białego i uzbrojeni w nasze ukochane motyki mieliśmy przeczyścić wszyściutkie przepusty, aż do wylotu Doliny Strążyskiej.
Poranek rozpoczyna się tym, co ostatnio przynosi nam nasza wolontariacka codzienność - motyka jak zwykle za ciężka, powietrze też za ciężkie, temperatura za wysoka. Sporo za wysoka :)
Na szczęście wejście do Doliny Białego trochę pomaga. Dzięki Białemu Potokowi jest tam chłodno. Niewarygodne!
Motyka. Myślę, że wolontariusze zamiast kozicy powinni nosić na ramieniu właśnie symbol motyki... :)
Przepustów jak na lekarstwo. Dzięki Bogu. W górnej części dopiero znajduje się parę, które oczywiście sprawiają wrażenie, jakby nie były czyszczone dobre 2 lata.
Na Czerwonej Przełęczy postanawiamy odbić w prawo i wleźć sobie na Sarnią Skałę. Po raz pierwszy mam okazję coś z niej zobaczyć :)
I Strążyska.
Herbaciarnia. Dostaję szarlotkę z wolontariacką zniżką - małą, ale zawsze coś. Zaczyna się poważnie chmurzyć...
Chwilę potem ulewa przerywa nam dalsze czyszczenie przepustów... Jaka szkoda :)
Ani się obejrzymy, a dookoła walą pioruny. Chowamy się do jakiejś leśniczówki TPN, w której nikogo nie ma. Ale pod daszkiem na łeb nie pada :)
Wyłazimy, jak burza już jest nieco dalej. W planach mamy powrót do Storczyka Drogą pod Reglami. Już niby się zbieramy do dalszej drogi, wstępujemy jednak jeszcze po drodze na oscypka. I co? Okazuje się, że burza robi mały nawrót...
Oczywiście z naszej trójki tylko ja robię wielkie oczy i naszą dalszą drogę widzę jako samobójstwo :) Proponuję więc, żebyśmy jechali do centrum, a stamtąd złapiemy już darmowego busa do Kir.
Do ronda owszem dojeżdżamy, ale ten darmowy bus coś nie chce jechać... W międzyczasie oczywiście wychodzi słońce :)
Dominik wpada na pomysł - łapiemy stopa!
Tym sposobem spotykamy jeszcze Oktawię i przemieszczamy się do centrum Zakopanego. Z losowania wychodzi, że to ja będę stała z naszą tabliczką i łapała okazję. Na moje nieszczęście, pioruny znowu zaczynają trzaskać. Czuję się jak piorunochron :)
Po sporym czasie niemożliwe staje się możliwe! Wsiadamy z Oktawią do samochodu i jedziemy. Chwilę po nas dociera Karolina z Dominikiem. Cała czwórka przemoczona :)
I wieczorem, sielanka w Storczyku... :)
Mam w planach obskoczenie Sarniej. Na kilku zdjęciach znajomych widziałam piękne widoki z niej :)
OdpowiedzUsuń