Majówka na Słowacji - dzień V.
Opis poprzedniego dnia można zobaczyć tutaj.
TRASA PIESZO: Vratna -> Chata na Grúni -> Poludnovy Grun -> Steny -> Hromove -> Chleb -> SnilovskéSedlo -> Velky Kriván -> Sedlo za Kraviarskym -> Dolina za Kraviarskym -> Vratna
Mapa trasy:
TRASA SAMOCHODEM: Terchova -> Stara Bystrica -> Skalite -> Zwardoń -> Żywiec -> Bielsko-Biała -> Czechowice-Dziedzice
Mapa trasy:
To może jednak po polsku? :)
Czas na ostatni dzień naszego Slovensko trip. Pani Kohova zapewnia nam z uśmiechem, że dzisiejszy dzień będzie piękny. Faktycznie, po przebudzeniu widzę, że niebo jest czyste. Pakujemy klamoty do samochodu, zdajemy pokój i żegnamy się z panią Kohovą... Robiąc sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcie :)
Na pewno jeszcze do Stefanovej wrócimy!
Czas jednak w drogę. Podjeżdżamy samochodem do Doliny Vratnej. Z buta byłby to kawałek drogi. Dzień faktycznie piękny, słoneczny, droga dnem doliny wije się wyżej i wyżej, aż naszym oczom ukazuje się lanovka, czyli kolejka na Snilovske Sedlo. Słowacy jednak na nas sobie nie zarobią.
Zaraz obok rozejścia szlaków znajduje się Chata Vratna. Pierwotnie mieliśmy mieć w niej nocleg, ale ostatnimi czasy chyba dość słabo prosperuje. Przypuszczam, że skończy tak jak Dom Turysty w Zakopanem przerobiony na 4-gwiazdkowy hotel. Nadal nie mogę się pozbierać po takiej stracie taniego miejsca noclegowego w świetnej lokalizacji. Chlip.
Ale dajmy jeszcze na chwilę Tatrom spokój - powróćmy na Małą Fatrę.
Wyruszamy szlakiem (żółtym) w kierunku Chaty na Gruni. To absolutnie najprzyjemniejszy szlak do niej doprowadzający. Idzie się szybko, w cieniu, tempo mamy bardzo dobre. Wyczuwam nasz dobry dzień na chodzenie :)
Przechodzimy przez bramę witającą nas na Gruniu i oto co? Mały kawałek Szwajcarii na Słowacji :)
Gadajcie se co chcecie. Mi to się z tym kojarzy i tyle. Sam budynek schroniska + wyglądający zza niego Vel'ky Rozsutec tworzą dla mnie taki klimat. I ta zielona trawka! Mam na myśli oczywiście te "tradycyjne" schroniska i chatki, a nie alpejskie blaszane molochy, na które nie mogę patrzeć :>
I znowu uciekłam w inne góry!
Z Chaty na Gruni bierzemy tylko pieczątkę i lecimy dalej. Wojtusiowi miejsce przypada do gustu, gości dzisiaj jest sporo. Chata chyba przybiera na popularności i przez to na przełomie ostatnich lat przestała być tanią bazą noclegową. Szkoda - ale trudno. Na szczęście niewiele dalej jest Stefanova, a tam cała masa baz noclegowych w rozsądnych cenach :)
Podejście jest strrome :) Inaczej niestety się nie da.
Zaczynają zbierać się chmury - to znak, że dzisiejszy dzień nie będzie jednak do końca taki, jak byśmy tego sobie życzyli. Ale póki co jest pięknie - rozpoczynamy wdrapywanie się na Poludnovy Grun. W słońcu! :)
Widok na Tiesnavy.
Warto patrzeć w tył :)
W tym szlaku są dwie rzeczy, jakie są dobre. Po pierwsze - szybko zdobywa się wysokość (od Chaty na Gruni ok. 500 m przewyższenia) + widoki są fajne. Poza tym jest to podchodzenie po śliskiej trafie + błotku z zadyszką :)
Ale dzisiaj mamy dobry dzień, więc podchodzi się w porządku.
Przy końcówce podkręcam swoje tempo, żeby jak najszybciej znaleźć się na grani i móc spojrzeć na drugą stronę. Wojtuś, nieświadomy widoków idzie ze mną... I wow! Faktycznie jest pięknie :)
Vel'ky Rozsutec i Stoch, a między nimi Sedlo Medziholie, na którym byliśmy wczoraj.
Ale to nie koniec widokowych niespodzianek dzisiaj.
Niżne Tatry. Bajecznie wyglądają w tych chmurach :)
I Rozsutce dwa. Wielki to kawał pięknej góry :)
Główna grań krywańskiej Małej Fatry jest od Południowego Grunia aż po Chleb dość wąska.
Różnice wzniesień za to niewielkie. Cały czas balansujemy między 1500 a 1600m.
Pięć dni spędzonych na Słowacji i Wojtuś całkowicie przekonany do naszych południowych sąsiadów. Już nawet gada po słowacku chętniej niż po polsku :)
Widok na Wielki Chocz. Jeszcze przedwczoraj mieliśmy okazję podziwiać go z rynku w Dolnym Kubinie. Dzisiaj jesteśmy nieco wyżej :)
Po drodze spotykamy sympatycznych Czechów, których zadziwia nasze dzisiejsze zawrotne tempo. Patrząc na ich obciążone batohy nie dziwię się, że w takim piekącym słońcu idzie się im ciężej. Mówimy do zobaczenia (wtedy jeszcze nieświadomi, że spotkamy się na Snilovskem Sedle) i idziemy dalej.
Steny. Dość długa część krywańskiej części Małej Fatry. Pamiątkowa foteczka musi być :)
Šutovska Dolina
Dzisiaj ruch na szlaku już spory. W końcu cichną polskie głosy - tego dnia spotykamy nadzwyczaj sporo Czechów. Wyjeżdżają sobie kolejką na Snilovske Sedlo i granią aż do Chaty na Gruni. I znowu nie pogadasz po Słowacku, ech... :)
Vel'ky Krivan - najwyższy, nasz dzisiejszy cel.
Kiedy grań skręca, z naszego pola widzenia znikają widoki na Šutovską Dolinę. Pojawia się za to po prostu cudowny widok na rzekę Váh, czyli po polsku Wag - najdłuższą rzekę na Słowacji. Jej źródła mają początek pod Krywaniem jako Biały Wag, oraz pod Kral'ovą Holą jako Czarny Wag. W tym miejscu przepływa ona między Małą a Wielką Fatrą. Po raz kolejny podczas tego wyjazdu potwierdzamy, że Słowacja JEST piękna :)
To ten oto widoczek :) Jest na co popatrzeć.
I wyłania się Chleb.
A razem z nim Chata pod Chlebom. Szkoda, że do niej nie zaszliśmy!
Poza tym, widać trochę płaskiej części Słowacji. Coraz lepiej widoczna jest Luczniańska część Małej Fatry - tam nas jeszcze nie było :)
Szlakowskazy coś nas dzisiaj kłamią. Dochodzimy do Sedla za Hromovym, tam skręt do Chaty pod Chlebom i prosto, na Chleb. Wydaje się całkiem blisko, a na tabliczce jakaś dziwna, przesadzona liczba :) Do chaty nie skręcamy - idziemy w górę.
Chleb.
I z Hromovego... Prosto na Chleb :)
Podobają nam się okolice Chleba. Robi się tutaj tak troszkę tatrzańsko - tutaj kosówka, tutaj skały, a tam w dole nawet mały stawek :)
Na Chlebie jesteśmy faktycznie raz-dwa. Tutaj już bardziej tłoczno, bowiem większość turystów wyjeżdżających tu kolejką nie zadowoli się jakąś przełęczą i chcą zdobyć szczyt. A Chleb jest bardzo blisko :)
Jestem bardzo ciekawa, skąd wzięła się właśnie nazwa Chleb. Ale myślę, że odnalezienie jakichkolwiek informacji na temat etymologii małofatrzańskich nazw (o wielkofatrzańskich nawet nie wspomnę) graniczy z cudem. Nie ma w tym jednak chyba żadnych większych filozofii, bo jedno ze wzniesień odchodzących od Chleba nosi nazwę Bochník, co oznacza nic innego jak... bochenek :) Wystarczy może po prostu stanąć z dobrej perspektywy :)
Na szczycie pierwsi spotkani Polacy tego dnia. I mała foto-sesja :)
Trochę zaczyna się chmurzyć. A miał być taki piękny, czysty dzień! Wiosna jednak rządzi się swoimi prawami, jest fikuśna i rzadko kiedy pozwala cieszyć się w górach bezchmurnym niebem. Ale nie ma co narzekać - jest dużo lepiej, niż dnia poprzedniego :)
Schodzimy do Snilovskeho Sedla. Kolejka działa, bierzemy pieczątkę i robimy sobie małą przerwę na przekąskę :) Nieświadomie siadamy dokładnie przed kamerką, którą często obserwuję w internecie, chcąc sobie umilić dzień -> Snilovske Sedlo webkamera. Spędzamy tu troszkę czasu, a na odchodne spotykamy znowu tych samych, sympatycznych Czechów :) Żegnamy się, tym razem na dobre i wyruszamy na Vel'ky Krivan, najwyższy szczyt całej Małej Fatry.
Jaki skupiony :)
I jeszcze foteczka :)
Wojtuś jest rozczarowany - największy szczyt, a taki płaski i w ogóle... Bez sensu :)
Okoliczne szczyty nieco się zachmurzyły :) Idziemy w górę, chcemy bowiem załapać się na jakieś widoki.
O, te choinki pod szczytem zauroczyły Wojtusia :) Ja pewnie normalnie nie zwróciłabym na nie uwagi. Ale są ładne :)
I na szczycie.
Vel'ky Krivan może i nie wygląda zbyt imponująco, ale widoki z niego są piękne :) Mały całą Fatrę jak na dłoni. Szczególnie przypada nam do gustu Maly Krivan, smagany przez chmury. Szkoda, że dzisiaj nie zamierzamy go odwiedzić :)
Sesja zdjęciowa na szczycie. Prosimy kogoś, kto gada po angielsku o zrobienie nam zdjęcia, z drugiej strony słyszymy Słowaka, który częstuje nas koláčem (czyli roladą z makiem) i do tego próbuje mówić po polsku... Roztrojenie językowe! :)
I koniec odwiedzin u Krywania. Czas lecieć w dół i powoli żegnać się z Małą Fatrą. Nie chce nam się wracać do Snilovskeho Sedla, dlatego robimy mały myk i szybko z czerwonego graniowego szlaku znajdujemy się na niebieskim.
Ostatnie spojrzenie na drugą stronę i schodzimy z grani.
Tak ładnie, że chciałoby się pójść dalej... :)
Mały poza-szlak.
Przekraczamy spore żleby, w których zalega jeszcze dość dużo śniegu. Zimą tu byłby stresik, pomimo niedużej wysokości :) Jak widać, w górach niższych też mogą zdarzyć się lawiny.
Któraś tam wersja naszej wycieczki planowała jeszcze przejście granią przez Kraviarske aż do Sedla Prislop, ale tą wersję odrzucamy - mamy do przejechania dziś jeszcze jakieś 120 km, a nie chcemy zajeżdżać do Czechowic jakoś późno :)
Do Sedla za Kraviarskym prowadzi ścieżka wśród chaszczy, częściowo pokrywa śniegiem. Jest na tyle upierdliwa, że przypomina mi szlak z Babiej Góry na Przełęcz Brona świeżo po deszczu ;)
Sedlo za Kraviarskym i ostatnie małofatrzańskie rozległe widoki. Czas się pożegnać - a tak żal!
I spojrzenie w stronę Chaty na Gruni.
Ale trudno. Wchodzimy do Doliny za Kraviarskym. Bardzo ładna, bukowa + potoczek. Nieoceniony w taki dzień, jak ten - upalny!
Tutaj na szlaku pustki. Po około godzince jesteśmy już na drodze, którą rano przyjechaliśmy samochodem. Parę minut spaceru po rozgrzanym asfalcie i jesteśmy przy karocy :)
Wstępujemy jeszcze na chwilkę do Chaty Vratnej, po pieczątkę :>
Czas przebrać się ze względnie świeże ciuchy i w drogę. Tak się składa, że nieopodal parkingu płynie sobie potok - tak się już przyzwyczailiśmy, ze trochę się w nim odświeżamy :P
I w drogę! Żegnamy się z Małą Fatrą. Wrócimy, to na pewno - i na pewno nie raz :) Po cichu liczę, że może nawet w tym roku - Maly Krivan i Suchy czekają i zapraszają... :)
Czeka nas jeszcze droga częściowo przez nieznane. Jedziemy przez spokojne i malownicze słowackie wioski, górzystą drogą. Przez Czadcą na chwilę włączamy się do drogi ekspresowej, ale równie szybko z niej zjeżdżamy, przy okazji pytając słowackiego policjanta o drogę :) Ale ich się tam kręci - zapewne czatują na polskich kierowców :)
Po zjechaniu z ekspresówki droga staje się jeszcze... ciekawsza :) Trzymamy się jakiejś Astry na polskich blachach, ale pasażerowie nie wyglądają na jakichś przekonanych co do słuszności obranej drogi :) I ani się obrócimy, a jedziemy pierwsi... I tym razem oni wloką się za nami :)
Jedziemy naprawdę dziwnymi drogami. Nie zdziwiłoby nas, gdyby skończył się przypadkiem asfalt... :) Ale miejscowi zapewniają nas, że to dobra droga. Ano, ano!
Nie chcemy opuszczać Słowacji, ale cieszymy się, kiedy mija nas tabliczka oznaczająca wjechanie na polskie ziemie. I oto zdziwienie - kto tutaj wybudował taką drogę?!?!
Widać Hemli dawno nie woziła się w tych okolicach samochodem. Piękna ekspresówa szybko się kończy, ale dalej jedziemy już bez problemu.
... oczywiście poza odcinkiem Żywiec-Bielsko. Budujcie tą drogę, bo zapotrzebowanie naprawdę jest ogromne.
I oznaka tego, że jesteśmy na podbeskidziu - Skrzyczne! :) Dzisiaj raj dla paralotniarzy.
Szczęśliwi, meldujemy się w Czechowicach. Czas się przestawić do innej rzeczywistości, ale na samo wspomnienie tych 5 dni cieszą nam się buźki... :) I sukces - Wojtuś polubił Słowację! :) Ogólnie podsumowując majówka na Słowacji była chyba najlepszym pomysłem, jaki mógł nam przyjść do głowy. Wystarczy pomyśleć, co się w tym samym czasie działo w Tatrach... :) A tak, poznaliśmy, co to piękna Wielka Fatra, jak wygląda wiosna na Słowacji, udało nam się odwiedzić Vlkolinec, Zamek Orawski, zaznać spokoju słowackich miast, ba, nawet skosztować flaków po słowacku, pomoczyć nogawki w Hornych Dierach, a na koniec obejrzeć całą Małą Fatrę, idąc jej główną granią. 5 dni - a jakże barwnych.
To kiedy jedziemy zaś? :)
Piękny mieliście dzień, widoki super. My też zrobiliśmy przed laty tę trasę, ale w odwrotnym kierunku. Zejście do Chaty pod Grunem najstromsze w mojej karierze (dla Was podejście). W Chacie na pytanie o obiad dostaliśmy miłą odpowiedź "Dnes se ne vari". Ale teraz pewnie jest lepiej:).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Marcin
O tak!
UsuńPodejście na Południowy Gruń pamiętam aż nadto dobrze:-)
Koło Chaty pod Gruniem bylismy tylko "przelotem". Jak wyglada obecnie sytuacja z posiłkami, tego nie wiemy. Piwo na pewno podają:-)
Wojtek
Słowacja jest piękna, a im bardziej dzika tym lepsza. Wspaniałe widoki i fajna relacja:)
OdpowiedzUsuńWidoki tego dnia akurat się na szczęście udały :)
UsuńDziękuję :)
Z wypiekami na twarzy przeczytałem i obejrzałem wszystkie części tej fascynującej relacji. Rejon Małej Fatry jest mi znany, nawet chodziłem tymi samymi szlakami. Jeśli chodzi o Wielką Fatrę, to znam tylko okolice Martina. Wspaniale oddałaś ducha tej wyprawy. Mnóstwo przepięknych zdjęć dodatkowo zachęca do odwiedzin tamtych rejonów. Bardzo sympatyczne posty. Życzę Wam wielu równie udanych wycieczek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękujemy bardzo za dobre słowo! :) Mam nadzieję, że przyczynimy się tym sposobem do odwiedzenia innych zakątków Wielkiej Fatry, które z resztą bardzo polecamy :)
UsuńPozdrawiam!