sobota, 26 października 2013
Mnich urywa głowy
TRASA:
Wanta - >Morskie Oko -> Próg Doliny za Mnichem -> Mnichowe Plecy -> Mnich -> Dolina za Mnichem -> Wrota Chałubińskiego -> Morskie Oko -> Wanta
Tą relację miał napisać Wojtek. Biorę się za nią jednak ja. Jak powiedział, zwyzywałby pewną górę, której w sumie - chyba się to nie należy. Niech będzie więc moim, stosunkowo obiektywnym spojrzeniem... :)
Cofnijmy się o prawie 3 miesiące wstecz. Budzimy się o tej samej, znanej nam już porze. Scenariusz się powtarza. Nie muszę już wychodzić za zakręt, żeby wiedzieć, co za nim będzie - przecież to wiem! Z jednej strony to fajne, pouczające, dobrze uczy danego terenu, aale... Staje się nudne :P No nic.
Tym razem towarzyszy nam jednak dodatkowy, strasznie wkurzający gość. Pomijając fakt, że idziemy we 4 - z nas nikt nie jest wkurzający :> Jest jednak jeszcze ktoś. Wiatr! Paskudny wiatr. Zdaje się, że wciska nam słońce w oczy, które są teraz jak cienkie szparki, włosy do nosa... Z resztą, co tu opisywać. Myślę, że większość wie, co to znaczy upierdliwy wiatr w górach ;) Po prostu koszmarnie duje!
Pozostaje jeszcze jedna kwestia: co to wietrzysko ze sobą przyniesie? Mamy oczy dookoła głowy. Póki co dookoła gór czysto.
Przed schroniskiem wbijamy się w krzaki - a to oznacza jedno - ceprostrada. Przekonujemy się w stwierdzeniu, że jest paskudnie płaska. Zamiast mówić o metrach przewyższenia raczej myśli się o pokonywanych centymetrach. Trzeba by tu tylko bucików do biegania i można by fajnie pomykać... :)
Pomimo tego, że wiatr przeszkadza i to bardzo, dookoła jest jakoś tak magicznie. Może dlatego, że dookoła jest całkowicie pusto. Wczesna pora nie sprzyja spotykaniu kogokolwiek na szlaku. I bardzo dobrze :)
Czy ktoś wie, co to jest? :) Wdzięcznie nazwany kawał skały - Miedziana Pała!
Sezon na dzwonki nadal trwa.
Strasznie lubię to zdjęcie! I co z tego, że na internecie jest naprawdę cała masa zdjęć praktycznie dokładnie z tego samego miejsca. Jest po prostu ładne :)
Rozglądam się bardzo dobrze dookoła. Tak jakoś wyszło, ze idę tędy dopiero drugi raz, do tego pierwszy raz miałam okazję w późnej zimie. Legendarna góra, którą obraliśmy sobie dziś za cel powoli się kładzie i przeradza w kupę kamieni. Mało efektywną kupę kamieni :) Ale niej umniejszajmy jej. Z drugiej strony broni się ciągle całkiem dobrze.
Po dłuuugich zakosach w końcu wita nas tabliczka na progu Doliny za Mnichem. Jak później zaobserwujemy, szlak na Wrota Chałubińskiego jest uczęszczany mniej więcej chyba przez tyle samo ludzi ilu skręca tutaj w lewo. Bez znaków. No cóż :)
I my popełniamy dzisiaj ten grzeszek. Chociaż w sumie co to za grzech - znaków malowanych może i nie ma, ale wszystkie znaki na niebie (i na ziemi-przede wszystkim!!) wskazują, że idziemy dobrze.
Chyba przedstawiać nie muszę?
Ciągle jednak zajadam się swoimi włosami. Wiatr zdaje się zmagać. Plus tego jest taki - przynajmniej nie umieramy dzisiaj z ciepła. Jeszcze! ;)
Wyżnie Mnichowe Stawki są ładne. Oczywiście ich nie rozróżniam. Na szczęście nikt nie pokusił się o to, żeby je nazwać. Zostały za to ponumerowane. Opisu z numerkami (jak je oczywiście rozszyfruję!) można się spodziewać w przyszłości w dziale Tatry-topografia. Póki co jeszcze nie miałam okazji (ani ochoty?) się tym zająć ;)
Tutaj parę Stawków, które wpadły mi w kard. Dość wdzięcznie.
Po jakimś czasie okazuje się, że droga ma wiele wariantów. A może to od tego wiatru oczy widzą jakoś więcej niż normalnie... Każdy po cichu idzie swoim, czasami na chwilę się stracimy. Byle do przodu.
Kogo kiedyś poniosło, żeby tą iglicę nazwać Organistą? W każdym bądź razie - Cubryna prezentuje się niezwykle okazale.
Okrążamy malowniczą kupę kamieni (która już teraz nie wygląda inaczej) i spozieramy do prawdziwej otchłani zwanej Mnichowym Żlebem. Tutaj to dopiero urywa głowy! A pomyśleć, że ludzie tutaj zjeżdżają na nartach. Oczywiście, pomijam już totalne hardkory, jakim jest np. Zachód Grońskiego. Tylko podziwiać!
Zdjęcia niestety nie są w stanie oddać przestrzeni, jaką czuje się w tym miejscu.
Pomimo wszystkich niedoskonałości - lubię! Te postrzępione granie - tutaj w roli głównej Żabie Zęby.
Ciężko stwierdzić, że stoimy POD tą górą. Stwierdzamy jednak, że to chyba tu. Po wejściu w cień obie z Izą ubieramy się absolutnie nieadekwatnie do gorącego lata. Cóż poradzić, gdyż piździ?
Najbardziej znienawidzone zajęcie - zakładanie uprzęży :) No i jeszcze klarowanie tej pierońskiej liny!!
Wyżej sprawa wygląda... dziwnie. Jakoś dziwnie zamontowane punkty asekuracyjne, że niby niepotrzebne. Droga jest króciutka. Ani się obejrzeć, a opuszczam już Wojtka na linie. Brawa należą się Bartkowi, który był bodajże drugi raz w Tatrach :) Wyczuliśmy jednak talent - a do spróbowania nie trzeba było go długo namawiać :)
Jak się później okazało, nie był to jedyny Bartka Mnich na tym wyjeździe:)
Zdjęć ze szczytu praktycznie nie ma - niezbyt miałam ochotę na ratowanie nieostrych i "porażonych słońcem" zdjęć wykonanych przez mały kompakcik, który był na górze. Niech będzie więc jedno.
Wojtuś wyraźnie nie był zadowolony ze zdobycia Mnicha. Kiedyś, jak mówił, góra-marzenie... Zdobywana "przez płytę" okazała się w sumie mało ciekawa, widok z wierzchołka niczym nie zachwyca... Może tym zdaniem urazi wielu tatrolubów, oczywiście jego północnej i północno-wschodniej ściany nie komentujemy.
Nie było co siedzieć tam dłużej - zawinęliśmy się i w dół. Widzieliśmy z resztą zbliżającą się z dołu całą zgraję chętnych do zdobycia Mnicha. Godzina oczywiście była młoda. Mieliśmy ochotę jeszcze wleźć na Wrota Chałubińskiego. Dość zapomniane miejsce (ludzie niezbyt lubią zdobywać same przełęcze), a poza tym nigdy jeszcze tam nie byliśmy :)
Pomiędzy tymi stawkami jeszcze jakiś czas temu się przewijaliśmy :)
Podejście w pełnym słońcu po uciekających spod nóg kamorach z pająkami (!!) nie było może najprzyjemniejsze. Ale na przełęczy za to... Pięknie :) Wojtek uznał, że bardziej mu się tam podobało niż na nieszczęsnym Mnichu :P
Spojrzenie do naszych sąsiadów.
Zdobywcy na przełęczy muszą być :) Topo i opis w przygotowaniu :)
A oto dwoje kolejnych zdobywców :)
Moją uwagę z kolei przykuwa Wyżni Ciemnosmreczyński Staw. "Jak dobrze, że są w Tatrach miejsca, w które mało komu się chce chodzić..." myślę spoglądając na nietknięty jego brzeg.
W sumie to na tyle by było z górskich doznań tego dnia. W drodze powrotnej wiatr już się gubi, powraca za to dobrze nam już znane palące słońce. Na ceprostradzie jest nie do wytrzymania.
Spojrzenie w tył.
Ledwo dowlekam się do schroniska... którego widok wraz z otoczeniem wcale nie cieszy :P Cudem udaje nam się znaleźć kawałek wolnego, chłodnego krzaczka i odpocząć, a tymczasem chłopcy idą zrobić rundkę z workami dookoła stawów.
Wracamy do Wanty. Osobiście na następny dzień zarządzam sobie odpoczynek. Raz, ze względu na ogólne zmęczenie (nie żebym komuś odradzała, ale na wolontariacie schudłam pewnie z parę kilo-jak zawsze), a poza tym... zapowiadają burze :P Ale to nie oznacza, że Wojtek chce siedzieć w leśniczówce ;)
Mimo wszystko - c.d.n.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gratuluję zdobycia Mnicha :) Mi się to w tym roku nie udało, gdyż stojąc już pod płytą zawróciliśmy, gdyż uderzający po kaskach grad skutecznie nas do tego przekonał :P
OdpowiedzUsuńCzytaliśmy relację, pogoda rzeczywiście średnio Wam dopisała:)
UsuńBardzo fajna fotorelacja i zdjęcia fantastyczne! .:D :D :D
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, że rozczarował Was Mnich drogą "przez płytę" za II. Co tam może zainteresować wspinaczy??? Droga ta jest do pokonania przez wprawnego turystę (oczywiście w partii szczytowej dobrze, że mieliście linę ;]). Widokowo też to jest takie sobie... Lepszy już jest Robakiewicz bodajże za III. Na pewno dalibyście radę. A satysfakcja jakaś by z tego była ;)
Wojtuś prowadziłeś IV+ na własnej??? Jeśli tak to droga Klasyczna też jest dla Was. :D
Myślę jednak, że przed Klasyczną na Mnichu dobrze jest wcześniej pójść na Środkowe Żebro na Skrajnym Granacie, na Setkę i Grań Praojców :) :) :)
Serdecznie pozdrawiam.
PS Jeśli chcielibyście jakieś info np. na temat drogi Klasycznej i innych, gdzie byliśmy służę pomocą :D
Zgadza się, z Mnicha wracałem wręcz zdenerwowany - kiedyś śnił mi się po nocach, teraz już o nim zapomniałem. Jest to kawałek skały przede wszystkim dla wspinaczy, dla nas to po prostu odhaczony szczyt na liście:-)
UsuńCałkowicie na własnej asekuracji to tylko w Kobylanach i Bolechowicach coś niecoś, trudności około IV.
Natomiast jeżeli będziemy się wybierać gdziekolwiek w Tatry z liną (na poważniej niż "Przez Płytę", na pewno się do Was zwrócimy:-)
Świetna relacja i piękne zdjęcia! Po prostu magia Tatr. Gratuluję wejścia na mnicha :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy:-)
UsuńSzkoda tych ostrych promieni słońca, ale widoczki w głowie zostaną :)
OdpowiedzUsuńZ absolutną powagą - panorama z Mnicha do szczególnych nie należy. W celach widokowych lepiej wybrać się już na Szpiglasowy. Czy nawet Gęsią Szyję:-)
UsuńJasne że tak, Mnich nie należy do szczytów wybijających się w grani, ale jednak mnie by szlag trafił gdybym nie miała pamiątkowych fotek (chociażby swojej fasady na szczycie). Chyba mam syndrom japońskiego turysty... :)
UsuńNam tez trochę szkoda (japońscy turyści przynajmniej mają duużo pamiątek!), ale silny wiatr bardzo nie sprzyjał fotografowaniu :) Pozostaje więc wybrać się tam jeszcze raz - chociaż pewnie nie prędko Wojtka namówię... ;)
UsuńGratulacje. Super relacja (wciąga ;) ), zdjęcia super, szkoda że tylko jedno z Mnicha.
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
UsuńJakoś tak wyszło, aura niestety nie sprzyjała do posiadówy na szczycie :)
Dzisiaj dużo czytałam o tych rejonach, interesują mnie lub interesuje mnie Staw Staszica :D Dziwne, że dzieli się na dwa przy małej ilości wody, a i zalewa czasami szlak na Wrota :)
OdpowiedzUsuńPoziom wody w stawie jest bardzo zróżnicowany. Gdzieś w wycieczkach mamy majową wędrówkę na Szpiglasowy Wierch, gdzie staw jest ogromny. Bywa oczywiście podzielony - dno na środku musi być wyżej, a bywa, że i go nie ma:-)
Usuń