Są w Tatrach miejsca nie tylko wyczynowe. Nie wymagające większego wysiłku, nie cechujące się koniecznością pokonywania sporych przewyższeń, zarazem są bardzo pouczające. Czy ktoś jeszcze o nich pamięta?
Podczas jednego z tegorocznych wolontariatów miałam przyjemność dość porządnie "zagłębić się" w Dolinę Białki. I to nie tylko fizycznie! :) Pogoda sprawiła, że spędzając tam prawie że dwa tygodnie czasu na zbieraniu śmieci i innych czynnościach i mogłam się baardzo dobrze przyjrzeć otoczeniu i poodwiedzać miejsca, na które normalnie nie ma się czasu/szkoda tego czasu. A warto!
Przyjrzyjmy się więc, czym Dolina Białki bogata i przenieśmy po kolei w letnie, tatrzańskie, beztroskie dni... ;) Ostrzegam - ten wpis będzie długi!
DZIEŃ I
Zazadnia -> Wiktorówki -> Rusinowa Polana -> Palenica Białczańska
Nie opowiadałam jeszcze na łamach tego bloga, jakie przygody miałam na początku wolontariatu. Ledwo co wytoczyłam się z domu z dwoma plecakami, w tym z jednym, który ważył chyba niewiele mniej ode mnie... ;) W temperaturze bliskiej 40 stopni Celsjusza czekałam gdzieś na Borku na autobus... Nieświadoma, że właśnie w tej chwili zalewa się mi aparat :) Parę minut później podjechał autobus, do którego jednak nie wsiadłam. Siedziałam bowiem na przystanku, rozłożona z całym dobytkiem, susząc aparacik na chodniku... Chyba nie muszę wspominać, że odechciało mi się jechać na wolontariat? :)
Ale cóż miałam robić. Pojechałam. Wizja spędzenia w Tatrach dwóch tygodni BEZ APARATU była koszmarna. Na szczęście znalazł się nieoceniony Czarek, który umożliwił mi udzielenie mojemu Canonowi pierwszej pomocy zaraz po opuszczeniu autobusu w Zakopanem i pożyczył swój na czas niedyspozycji i schnięcia aparatu. Toteż z tego dnia - tylko zdjęcia z kompaktu :)
Wieczorem zameldowałam się na Palenicy, a rano czas było wybrać się na pierwszą śmiecio-wycieczkę. Cel jak dla mnie fajny - nigdy mnie tam jeszcze nie było. Była to pierwsza moja wycieczka z Izą i Bartkiem - jak się potem okazało, miałam szczęście, że na nich trafiłam :) Zdjęć z tego dnia mam mało z oczywistego powodu - przesiadka z lustrzanki na kompakt po 5 latach może trochę boleć :P
Wiktorówki. Niezwykłe miejsce, ukryte w zacisznym lesie, chociaż w sezonie - wcale nie zaciszne :) Wypiliśmy herbatkę za ofiarę i w drogę.
Rusinowa! :) Byłam tutaj wcześniej tylko raz, w kompletniej zadymce śnieżnej z rosnącą 3 lawinową... I oprócz bacówki i fury śniegu, niewiele widziałam :)
Jeśli kogoś interesowałoby, jak było na Rusinowej wtedy, można o tym poczytać TUTAJ.
Aura tego dnia jest... dziwna :) Po wczorajszych koszmarnych upałach nagle coś takiego. Do tego dostaję smsa od Wojtka: W radiu mówili, że TOPR ostrzega przed nagłymi burzami. Cholerka. A tu Gęsia Szyja czeka. A ja się tak boję burzy... :P
Wtedy okazuje się, że nie jestem z tym sama. Iza też się boi :) Zyskuję więc sojusznika w ewentualnej ucieczce :D
Ku mej uciesze i wybawieniu na Rusinowej zaczyna padać. To dobry pretekst... Żeby schodzić do Palenicy :) Podejmujemy też taką decyzję. Bartkowi jednak dzisiaj mało chodzenia i decyduje się posprzątać Gęsią Szyję, która już wtedy jest w chmurach.
Przy zejściu łapie nas strasznie mocny deszcz. Więc... Nie żałujemy decyzji :)
Tego dnia jeszcze okazuje się, że moja przygoda ma happy end. Po 1,5 dniowym suszeniu postanawiam spróbować włączyć aparacik, co robię z podniesionym ciśnieniem... I co? Działa bez zarzutu! :) Dzięki tej sytuacji będę dożywotnią klientką Canona. To już droga moja lustrzanka tej marki, poprzednia pomimo bardzo dużego przebiegu nadal działa. W przypływie radości robię zdjęcia całkiem ciekawego zachodu nad Palenicą B.
Wolontariat uratowany :>
DZIEŃ II
Palenica Białczańska -> Łysa Polana -> Tatrzańska Jaworzyna -> Łysa Polana -> Palenica Białczańska
W drugi dzień wolontariatu zostaję przydzielona... na szlaban :) Dość nielubiane zajęcie. Siedzę tam bodajże do 13:00 trzepiąc się z zimna, obserwując ogromną kolejkę do kas i odpowiadając czasem na dziwne pytania. Jeden Słowak wciska mi do ręki parę euro (!) i chyba chce na lewo, bez stania w kolejce wejść do parku. Niestety, nie ja od tego :) Kieruje go tam, gdzie trzeba i i tak udaje mu się wejść bez kolejki. Jakim cudem - nie wiem :)
Po wykonanym zadaniu i napełnieniu żołądka jest już za późno, żeby gdziekolwiek wyżej iść. Dla urozmaicenia dnia postanawiam wybrać się do Jaworzyny Spiskiej (nazywanej także Tatrzańską Jaworzyną). Jak to się mówi - słowacka zaudpna wieś na końcu słowackiego świata ze 180 stopniowym zakrętem. Swoja drogą zastanawiam się jak to jest, że domy przy tym zakręcie jeszcze stoją :>
Sama wycieczka jest średnio przyjemna :P Samotna wędrówka asfaltem czasami praktycznie bez pobocza, raz na jakiś czas przejedzie rozpędzony samochód, którego pasażerowie rzucają dziwne spojrzenia w moją stronę... Nie dziwie się :) Cały odcinek Łysa Polana - Javorina jest którki, ma bowiem ok. 3 km.
Po jakichś dwóch - wybawienie!
Średnio przyjemny las zamienia się w widoczek. I to jeszcze jaki! Trochę Tatr Bielskich z przepięknym wręcz Muraniem, a z tyłu tatrzańskie kolosy. Stąd do Javoriny już niedaleko :)
Te okolice wyglądają jakby ich czas świetności już dawno przeminął. Chyba nie do końca tak jest, po lewej stronie bowiem, gdzieś za krzakami znajduje się hotel Kolovrat - charakterystyczny budynek z półokrągłym, czerwonym dachem widoczny czy z drogi koło Wierchporońca, czy tez nawet z Rusinowej. Może wygląda niepozorne, ale to jest czterogwiazdkowy hotel. Dziwne miejsce :)
Jeszcze małe zbliżenie na Murań. Ten to z każdej strony ładny :)
A skoro już jesteśmy w Tatranskej Javorinie, to...
Nie może zabraknąć Szerokiej Jaworzyńskiej :) Przepiękna góra.
Właściwie to wybrałam się tutaj, żeby odwiedzić to miejsce. Śliczny kościółek w tej małej wiosce przykuł moją uwagę już jakiś czas temu :) Miałam w planach wybrać się tutaj na mszę po słowacku, dowiedziawszy się poza tym parę godzin wcześniej, że takowe się odbywają. Kiedyś się uda :) Ale za to, udało mi się zajrzeć do środka.
Przepiękny, malutki kościółek.
A taki widok sprzed niego wprost na... Bździochową Grań ;) Tatrzański oronimistyczny kwiatek :)
A tutaj rozpoczyna się wędrówkę dnem Doliny Jaworowej. Nie tym razem. Miałam ochotę na Polanę pod Muraniem, ale postanawiam zostawić sobie to na inną okazję - trochę się chmurzy.
Wprost na Szeroką... Ach, jakby się tak tylko dało! :P
W drodze powrotnej moją uwagę przykuł spory budynek na wzgórzu. Okazało się potem, że to pałac łowiecki hrabiego Hohenlohego, który urzędował tutaj pod koniec XIX wieku, wykupił całą Dolinę Białej Wody, Jaworową wraz z Tatrami Bielskimi, odgrodził wysokim płotem i urządził sobie tam "zakątek myśliwski". W sumie to biorąc pod uwagę niektóre moje obserwacje ostatnimi czasy, to w stosunku do XIX wieku dużo się w tych okolicach nie zmieniło... Przykre.
Taką smutną refleksją kończę ten dzień. Na kolejny też przydzielono nam specjalne zadanie... :)
DZIEŃ III
Palenica Białczańska -> Polana pod Wołoszynem -> Rusinowa Polana -> Gęsia Szyja -> Wierchporoniec
Tego dnia przez Zakopane i Bukowinę ma przejeżdżać Tour de Pologne. Z samego rana dostajemy zadanie specjalne. Trzeba trochę ogarnąć przed zawodami. Odcinek Bukowina Tatrzańska -> Łysa Polana pokonujemy pieszo. Z pięknymi widokami :)
Spełnia się moje małe marzonko - wędruję lasami po lewej stronie drogi Oswalda Balzera. Jest pięknie :)
To, co wczoraj, tylko trochę wyżej.
Deczko przychmurzony Hawrań :)
Po wykonaniu specjalnego zadania ubieramy plecaki, pakujemy worki i idziemy sprzątać zaległości z poniedziałku.
Zaczynamy od podejścia do Polany pod Wołoszynem. I tutaj tak, jak wcześniej - szłam tędy wcześniej w zimie w masie śniegu i nic nie widziałam... A to (dzięki, lub przez kornika) całkiem widokowa trasa.
Bielskie piękności. Murań, Nowy Wierch, Hawrań i masa różnych turniczek :)
Szeroka :)
A oto, dlaczego tam tak widokowo.
Polana pod Wołoszynem. Spokojne, urocze miejsce. Pięknie porośnięta wierzbówką kiprzycą. W takich miejscach warto przenieść się w czasie i wyobrazić sobie jak tu było za czasów wypasu owiec, czy też, kiedy rozpoczynała/kończyła się tutaj przygoda z Orlą Percią... Czasy, które już nigdy nie wrócą :)
W poszukiwaniu Wołoszyńskiego Stawku znalazłam TO... ;)
Widoki się nie kończą. To znak, że Rusinowa już blisko.
Na zdjęciu Bielskie i oczywiście - Czerwona Skałka.
Rusinowa Polana. Dzisiaj można z niej robić pełne toporozkminy. Jedno z najpiękniejszych miejsc w Tatrach.
W zamian za oddane śmieci w bacówce dostajemy po oscypku i... żętycy ;) Pierwszy raz próbujemy tego specyfiku. Smakuje jakoś dziwnie - jakby taka gazowana maślanka o posmaku piwa :P Ale nie jest to takie złe :) Wszystkim polecam spróbować, nawet tym z śmietanowstrętem (sama mam ;P). Mi żętyca będzie się chyba już zawsze kojarzyć z Rusinową :)
I trochę rusinowych widoków:
Horwacki Wierch i Spismichałowa Czuba
Garłuch!
Sielankowo :) Marzy mi się jeszcze odwiedzenie Rusinowej we wczesnoletni dzień, kiedy to trawa jest zielona.
Tym razem zamieniamy się rolami - Bartek zostaje na dole, a my z Izą idziemy zobaczyć, co też ciekawego widać z Gęsiej Szyi ;)
A takie rzeczy widać :)
Pięknie oświetlona Polana Biała Woda.
Rówień Waksmundzka.
Kopa Magury i Czerwone Wierchy.
Spojrzenie do zakazanej Doliny Waksmundzkiej. A ta turnica to bodajże Waksmundzka Strażnica.
Dolina Zadnich Koperszadów.
Iza zadowolona :)
Ja też ;)
A oto wolontariusz w akcji - oto z jakim poświęceniem i ryzykiem sprzątamy Tatry! ;P
A na Rusinowej małe spotkanie z owcami :) Akuku!
Tą by można nawet zabrać do domu :)
I kwitesencja Rusinowej Polany, czyli kulturowy wypas owiec. Bardzo mnie to cieszy, że w Polskich Tatrach zachowały się takie miejsca, gdzie można usłyszeć dźwięk dzwonków ;)
I czas gonić w dół... na Tour de Pologne ;) Zdążymy, czy nie?
Udaje nam się załapać akurat na pierwsze okrążenie. Niestety oglądamy tylko tyłki kolarzy i tyle z tego. Postanawiamy czekać do następnego okrążenia. Po drodze spotykamy Pana Leśniczego, który podsuwa nam całkiem fajną miejscówkę.
A tam... Grupka baardzo wesołych Czechów, którzy swoim entuzjazmem nieco drażnią polską policję. Ale reprymendę rozumieją :P
I sam wyścig:
Jedocześnie kręcę film telefonem i robię zdjęcia, więc zdjęcia wychodzą mi trochę krzywe :P
W drodze powrotnej udaje nam się załapać na podwózkę aż do samej Łysej Polany. To taki mały pretekst, żeby wstąpić do Slovenskeho Obchodu i obkupić się w miętowe batoniki, oryginalne Horalky i grejpfrutowe radlery... :P
DZIEŃ IV+V
Palenica Białczańska -> Rusinowa Polana -> Gęsia Szyja -> Rówień Waksmundzka -> Polana pod Wołoszynem -> Palenica Białczańska, Wanta
Dzień IV w rzeczywistości dniem IV nie jest. Nie będę pisać, który to dzień wolontariatu. Napiszę tylko, że robię sobie przerwę po ostatnich dwóch wycieczkach i przyjeżdża Wojtuń, który stawia pierwsze kroki jako wolontariusz :)
No i dostaje się nam znowu - Rusinowa :P Dobre i to.
W drodze na Rusinową.
Niech żyje! ;) Mały popas pod drzewem.
:)
Pierwszy dzień, a już wór pełen chusteczek ;)
Nowa leśniczówka dla Pana Martina :)
Wieczorem - w końcu! - przenosiny na Wantę. Tam dopiero można odczuć blisko Tatr, i to jednej z najpiękniejszych jej części. O ile oczywiście nie najpiękniejszej. Ocenię, jak już obejdę całe ;)
A oto Wanta :)
Szybko obczajamy, że najfajniej się tam siedzi... na dachu ;)
Kontemplujemy... ;)
Toporozkminiamy... ;)
I robimy miny do zdjęć ;)
To trochę nieudane (Iza została zakamuflowana), ale je lubię :D
I Garłuch z dachu ;)
Następny dzień spędzamy na uzupełnianiu zapasów w Zakopanem. Wieczorkiem za to obowiązkowa posiadówa na dachu ;)
Wywody topograficzne "dlaczego tak, a nie inaczej" :)]
Na tym dachu mogłabym przeleżeć z tydzień. Z takimi widokami :)
Świstowy Szczyt. Dostojny ;)
DZIEŃ OSTATNI
Wanta -> Palenica Białczańska
Po tych dwóch tygodniach absolutnie nie chciało się wracać do rzeczywistości. Może i w domu nie trzeba się bać w drodze do ubikacji, że się wpadnie na niedźwiedzia, można w każdej chwili iść do sklepu i sobie wszystko kupić, jest internet (którego mi absolutnie przez ten czas nie brakowało)... Ale i tak najchętniej siedziałoby się tam o wiele wiele dłużej :) Chyba wszystkie spodnie zrobiły się na mnie dużo za duże - to znak, że czas jednak do domu... :P
Po parogodzinnej burzy poprzedniego dnia poranek zafundował nam jeszcze śliczne widoczki na odchodne. Wystrzeliłam z domku jak z procy, chwila moment i już byłam na dachu i pstrykałam zdjęcia dookoła.
Taki jak ja to mówię "festiwal swiatła" trwał może z 20-30 minut. Potem wszystko zasnuło się bardzo gęstą mgłą, która tego dnia już nas nie opuściła. Przynajmniej nie było aż tak żal wyjeżdżać :)
Pamiątkowe zdjęcie przy Wancie :)
I przy leśniczówce.
Ten wyjazd jednak na długo pozostanie mi w pamięci :) Mamy nadzieję, że jeszcze wrócimy na Wantę. Najlepiej w tej samej ekipie ;)
Wszystkim, którzy doczytali do końca dziękuję za uwagę i gratuluję cierpliwości :P
Jej, ale relacja ;) pewnie z 2h siedziałaś, żeby ją napisać!
OdpowiedzUsuńMarzę, że kiedyś będę zdobywać Tatry, jak Ty i wielu innych górskich ludków i co najważniejsze (!) będę potrafiła nazywać poszczególne szczyty bez mapy :D
Świetnie, że Twój aparat ożył! :D Mój niestety ciągle niedysponowany, a kompaktem średnio mi wychodzą ;P
Pisało się akurat dość szybko , najwięcej czasu spędziłam nad zdjęciami :P Ale grzebać się w zdjęciach uwielbiam, więc nie był to czas zmarnowany :)
UsuńWystarczą chęci, trochę czasu spędzonego nad mapą (no, może trochę więcej niż trochę) i w terenie i na pewno będziesz rozpoznawać tatrzańskie szczyty :) Powodzenia więc! :)
Rzeczywiście długie, ale fajne. Jest co wspominać :-) Na pewno taki wyjazd jest fajny, ja jednak wolałbym spędzić takie 2 tatrzańskie tygodnie wg własnego planu ;-)
OdpowiedzUsuńI gratuluje zdjęć, jest kilka fajnych :)
Akurat tak nam się udało, że większość czasu spędziliśmy, tak jak chcieliśmy :) Ale to już do poczytania w innych relacjach :) Gdybym jednak miała możliwość, na pewno po paru dniach wybyłabym w jakiś inny rejon Tatr :P
UsuńDziękuję :)
Dużo pięknych ujęć. Urocze są te dolinki tatrzańskie. Udział w wolontariacie bardzo chwalebny. Fajny post.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję bardzo! :)
UsuńJeju, jak tu pięknie u Ciebie :) Będę zaglądać, bo też zakochana w górach jestem.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Dziękuję bardzo za dobre słowo - i oczywiście zapraszam :)
UsuńJednak nie musi być wyczynowa, aby widoki były tak piękne! :)
OdpowiedzUsuńFajne widoczki, aż miło popatrzeć. Rusinowa Polana jest piękna - w szczególności, gdy jest w pełni zielona.
OdpowiedzUsuń