MAJÓWKA NA SŁOWACKIEJ ZIEMI 2014 - DZIEŃ I
Majówka 2014 do ostatniej chwili stała pod znakiem zapytania. Najpierw perypetie pracowo-urlopowe, a jak już się okazało, że chyba gdzieś się jednak wybieramy, wiedzieliśmy tylko, że będzie to Słowacja. Powód taki sam jak co roku - dwa lata temu byliśmy w Polskich Tatrach. Od tego czasu też dość skutecznie unikamy ich w tym czasie ;)
Do głowy przychodziło jedno pasmo, w którym jeszcze nas nie było, a gdzie nas w sumie ciągnęło - Słowacki Raj. Czyli jedziemy na Spisz! :)
Jakoś tak ostatnio wyszło, że planujemy nasze wycieczki raczej na bieżąco. Tzn. na przykład pół godziny przed wyjazdem :P Takie z nas lenie, że w Dzień Pracy nie chcieliśmy się katować jakąś bardzo wczesną pobudką. W rezultacie dość szybko za to odpokutowaliśmy, wpakowując się w zakopiański korek.
Ale może zanim zacznę opowieść, pokażę, jak prezentowała się trasa, jaką pokonaliśmy tego dnia.
TRASA: Kraków -> Ździar -> Kieżmark -> Zamek Spiski -> Hanušovice Podlesok
Generalnie rzecz biorąc pierwszy dzień chcieliśmy przeznaczyć na krajoznawczą objazdówkę po Spiszu. Wszystko to mój pomysł - miało być burzowo... ;)
Wystarczyło jednak, żebyśmy tylko zbliżyli się do Tatr i już dopadła nas tatro-hipnoza. A, bo Bielskie tak ładnie wyglądają z tej strony... :)
Droga jak widać pusta - tak w ramach kontrastu z Zakopiaką :)
Polana Podokólne. To tutaj przenieśli się górale z pasterstwem, kiedy to dobrodziej tatrzański, książę Hohenlohe wypędził ich ze swoich terenów. Najwidoczniej owce nie pasowały do jego zwierzyńca :)
Postanowiliśmy podczas tej wycieczki wypróbować nowy rodzaj turystyki - tzw. turystykę samochodową ;) Wystarczy aparat, czyste szyby i się sprawdza :)
Pierwszy przystanek zarządziliśmy na Ździarskiej Przełęczy w celach dokumentacyjnych. Okazało się jednak, że ze Ździarskiej Przełęczy w stronę Tatr prowadzi całkiem kusząca ścieżka...
Jacyś właśnie wracający z niej Polacy stwierdzili, że z widokami dalej "nie ma szału". Jakoś średnio im wierzyłam, toteż postanowiłam to sprawdzić...
I dobrze zrobiłam! Oczywiście kłamali :) Przede mną wyłonił się widok na praktycznie całe Tatry Bielskie.
Od Bujaczego Wierchu po Hawrań.
Trafił się też Urdzik karpacki.
Po mnie postanowił to też sprawdzić Wojtek. A ja wraz z nim przekonać się raz jeszcze. Wykorzystaliśmy sytuację do zdobycia paru punktów w Grani Głównej Tatr (bo przecież się na niej znajdywaliśmy - Grań Główna to nie tylko dostojne szczyty ;)). W naszej topograficznej encyklopedii nie może przecież ich zabraknąć :)
Wdrapaliśmy się więc na Długi Wierch, zwany również (podobno niepoprawnie) Wierchem Średnica. Z wierchem co prawda średnio mi się kojarzy, ale ok :)
Widoczki zeń niezłe.
Kominy Ździarskie, czyli grań Nowego Wierchu.
I oczywiście autorzy na szczycie ;)
Nad Jatkami zaczęło się trochę poważnie chmurzyć...
Naszą eksplorację zakończyliśmy na Błotnym Siodle, które w rzeczy samej... było błotne.
Następnym celem miała być Magurka w paśmie Magury Spiskiej, na którą chcieliśmy podskoczyć ze Ździaru, a przy okazji - trochę bliżej przyjrzeć się tej pięknie położonej wiosce.
Jedna z przyozdobionych, ździarskich chat.
Szlak na Magurkę prowadzi początkowo ogromnymi halami. Główną atrakcją są widoki... oczywiście na Tatry Bielskie. No bo po co innego się idzie na Magurkę? :P
Z racji, że dalej widoki na Tatry miały się skończyć, olaliśmy całą Magurę i poddaliśmy się kontemplacji topografio-znawczej na zielonej trawce.
Tam gdzieś jest szczyt.
Dolina Ździarska i oczywiście Bielskie.
Jak już wspomniałam, nad Jatkami kłębiły się poza tym niezbyt sympatyczne chmury - średnio poza tym wyobrażałam sobie powrót przez pustkowie w razie szalejącej nad nami burzy. Myślę, że prawdopodobieństwo oberwania piorunem byłoby wtedy całkiem spore :P
Posiedzieli, poobczajali - i w dół. W końcu czeka nas jeszcze dzisiaj trochę kilometrów i miejsc do odwiedzenia...
W Tatrzańskiej Kotlinie skręciliśmy dla odmiany zamiast w prawo, to w lewo. Gdzieś w okolicach wioski Rakusy zaczęły się zacne widoki na Tatry górujące nad okolicznymi łąkami.
Już mieliśmy zarządzać foto-postój, kiedy to okazało się, że trafiliśmy na... romską osadę! Witamy na słowackim Spiszu :)
Dla naszego dobra, zdjęć nie robiłam. Pokuszę się więc o opis: parę domów na krzyż, wokół których ruch jak na Krakowskim Rynku w wakacje, wszędzie suszą się jakieś szmaty, dywany.... Masakra! I to w tak pięknym miejscu...
Problem Romów/Cyganów na Słowacji jest dość znaczący - jak się dowiedziałam później, warunki do życia na Słowacji mają dość dobre. Wszystko by było okej, gdyby chcieli się przystosować. A jak to wygląda - dlaczego swoje osady mają zawsze parę kilometrów od słowackich wiosek?
Parę kilometrów dalej na szczęście Romów już nie było, pojawiły się za to... pola rzepakowe! Zrobiłam w końcu zdjęcia, o których marzyłam ;)
Sławkowski i zachmurzona Łomnica z Kieżmarskimi.
Sławkowski.
I znowu - od Sławkowskiego Szczytu po Bujaczy Wierch.
Kolejnym przystankiem był Kieżmark (słow. Kežmarok).
Szczerze - spodziewałam się ładnego, zadbanego miasta - bo przecież z historią! Kieżmark dał nazwę Dolinie Kieżmarskiej, wyniosłym Kieżmarskim Szczytom. Kiedyś, miasto królewskie, prężnie jak na swoje czasy się rozwijające. Teraz - myślę, że mocno zaniedbane, podtatrzańskie miasteczko, częściowo zamieszkane w sporej części przez Romów.
Mury miejskie.
Ratusz.
Ulica z widokiem na Rynku Głównym.
Krótki spacer pustymi uliczkami Kieżmarku. Jakoś tak chcąc czy nie chcąc, porównaliśmy to miasteczko chociażby z orawskim Dolnym Kubinem, który odwiedziliśmy podczas zeszłorocznej majówki i który, z pewnością był o wiele bardziej zadbany.
Z racji, że poranne poszukiwania jakiegokolwiek przewodnika po spiskich miasteczkach zakończyły się niepowodzeniem, przegapiliśmy Zamek w Kieżmarku, nie wiedząc nawet o jego istnieniu.
Następnym przystankiem na naszej drodze miał być Zamek Spiski. Spisz jednak trochę się ciągnie, więc po drodze zdążyliśmy na dobre pożegnać się z wysokotatrzańską krainą. Jechaliśmy przez malowniczą krainę pełną gór i miejsc, o których nie mieliśmy pojęcia. Fajnie :)
Minęliśmy Lewoczę z zamysłem zwiedzenia jej w drodze powrotnej.
Aż w końcu naszym oczom ukazał się Zamek Spiski. Nie powiem - robi wrażenie. I z daleka wydaje się strasznie wielki :)
Zgodnie z ideą turystyki samochodowej - zdjęcie z auta przez okno. Zamknięte, bo padało :P
Z racji, że zbliżała się pora obiadowa, przed zwiedzaniem zamku postanowiliśmy zrobić sobie mały biwak. Od zeszłorocznej majówki praktykujemy tzw. jedzenie na wynos - w domu gotujemy leczo, które bierzemy ze sobą, na trasie odgrzewamy i tadaam! Mamy pyszny obiadek na ciepło :)
Przy okazji odwiedziliśmy tereny Spiskiej Kapituły. Dopiero w domu zdałam sobie sprawę, że byliśmy w całkiem ważnym miejscu - podobno to maleńkie miasteczko nazywane jest słowackim Watykanem i znajduje się na liście UNESCO. Szkoda tylko (co widać na zdjęciu), że jest trochę zaniedbana. Generalizując - jak cały Spisz.
Z uzupełnionym zapasem energii przyszedł czas na szturm na zamek! Polskim zwyczajem znaleźliśmy jakiś bezpłatny parking "na lewo" ;)
Do zamku wbrew pozorom wcale nie jest tak blisko. Jak się potem poza tym okazało - wybraliśmy chyba najbardziej okrężną nań drogę.
A skoro już jesteśmy przy Zamku Spiskim (słow. Spišský hrad) to myślę, że warto napisać o nim parę słów. Zamek pochodzi z XI/XII wieku. W rzeczy samej jest dość spory - podobno jego powierzchnia zajmuje więcej niż 4 hektary, przez co jest jedną z największych warowni średniowiecznych w całej Europie Środkowej.
A droga długa jest...
No i jesteśmy na zamku.
Na zamku okazało się, że mamy możliwość odbycia wycieczki ze słowackim przewodnikiem. Trochę posłuchaliśmy, ale potem Wojtek zrobił się trochę zniecierpliwiony... Wystarczyło schować się za załomem, żebym przekonała się, dlaczego...
Wojtuś zwiedza zamek. Dziesięć wieków ów hrad wytrzymał i co? I robi za ściankę wspinaczkową! Kto by pomyślał...
Ogólnie rzecz biorąc to Zamek Spiski jest... duży. Większy, niż myśleliśmy. Pomimo tego, że są to w sumie ruiny, można w nim obejrzeć przykładowe komnaty, salę tortur, zamkową kaplicę, oraz mój faworyt -
kuchnię.
Wyszliśmy też na wieżę widokową - niestety, z racji dość parnego dnia z dalekich obserwacji nici - ledwo co widzieliśmy grzbiety Niżnych Tatr na horyzoncie :(
Na tych wzgórzach też kiedyś stała twierdza :)
Wioska Studenec.
Rozejrzeliśmy się za to po Spiszu, oraz mieliśmy dobre miejsce do obejrzenia przedstawienia rodem ze średniowiecza :)
Bohaterką była jedna z turystek, która rzekomo miała być popravena... czyli w wolnym tłumaczeniu - skrócona o głowę ;) Do rozlewu krwi na szczęście nie doszło, dziewczyna bowiem została przez publiczność odkupiona. Mogliśmy więc kontynuować zwiedzanie.
W dolnej części zamku załapaliśmy się na graniówkę, czyli spacer murami obronnymi zamku.
Podsumowując - zwiedzanie Zamku Spiskiego zajęło nam więcej czasu, niż myśleliśmy. Dlatego też w drodze powrotnej stwierdziliśmy, że zamek trochę nas zmęczył i nie chce nam się wstępować do Lewoczy, zostawimy sobie ją więc na inny dzień. Teraz trochę żałuję - bo oczywiście ten inny dzień podczas majówki nie nastąpił :P
W rezultacie przebijając się przez kolejne romskie osady docieramy w końcu do naszego Campingu w Hrabušicích, który przeżywa prawdziwe oblężenie Polaków i Węgrów. Nie wiem, czy widzieliśmy tam chociaż jednego Słowaka... :P
Rozbijamy się, a kolację robimy sobie jeszcze mały spacer do Hrdla Hornadu z wieczornym widokiem na Tatry. Nareszcie :P
Hrdlo Hornadu.
A jutro pobudka o świcie i... czas na zapoznanie się ze Słowackim Rajem. Ale o tym już w kolejnej relacji... :)
C.D.N.
Tak, Słowacki Raj to świetne miejsce na majówkę, gdy jest niepewna pogoda. Byłem z rodzicami kilka lat temu i pamiętam, że bardzo mi się podobało, choć ludzi było niefajnie dużo... No, ale pięknym miejscom już to trzeba wybaczyć ;) taki ich los.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię też Ździar, między innymi ze względu na ładną architekturę.. O widoku na Bielskie nawet nie wspomnę :p szczególnie zimą wyglądają bosko :)
Zgadzam się w 100%-tach, Słowacki Raj jest odpowiedni na majówkę - nie ma już śniegu, jak w Tatrach, nie ma tłoku (przy odpowiednio wczesnym wymarszu:).
UsuńChoć chyba jeszcze lepiej wspominam majówkę spędzoną na Fatrach.
Pozdrawiam!
A Levoca to gdzie odwiedzona ja się pytam? Moje ulubione miasto na Słowacji. Te miasteczka mają swój klimat - może właśnie przez to, że nieco zaniedbane, ale podróżując trochę po różnych okolicach już się nauczyłam, że bieda zdecydowanie lepiej konserwuje niż byle jakie termoizolacje. W sumie te okolice: Zidar, Keżmarok i Levoca są celem naszych częstych wypadów motocyklowych. W Levocy mają najlepsze lody (lub jak kto woli "Balkanska zmarzlina") jakie jadłam - na rogu Unholnej i Vetrova. A i zamek zwiedzaliśmy ale z podejściem od tej krótszej strony. Obok jest bardzo fajny pagór z którego są malownicze zachody słońca z zamkiem na pierwszym planie i Tatrami w tle: http://static.panoramio.com/photos/large/95722235.jpg
OdpowiedzUsuńSuper wyprawa, kiedyś tez tam byłam :)
OdpowiedzUsuńNo i przepiękne fotki!!
Jak miło poczytać o miejscu, w którym się było w czasach studenckich... Dzięki! Wtedy jechałam jakimś słowackim pekaesem i tylko dzięki dobrym ludziom dojechałam na zamek :) Z niecierpliwością będę czekać na relację ze Słowackiego Raju, ciekawa jestem, czy wybraliście tę samą trasę co ja kilka lat temu ;) Pozdrawiam Was serdecznie.
OdpowiedzUsuńNasza trasa już wkrótce się pojawi:-)
UsuńJa uwielbiam takie wycieczki, także czytałam z zazdrością :D Sama bardzo chcę zrobić taką trasę, ale póki co niestety nie mogę sobie wyskoczyć na weekend w ten daaaaaleeeeeki dla mnie region. Zdjęcia rzepakowe świetne!! :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia z rzepakiem. Zwiedzałam kiedyś ten zamek, Lewoczę też, ale daaaaawno temu. To prawda, że Słowacja jest mocno zaniedbana, ale to ma jakiś swój urok ;). Czekam na relację z Raju ;).
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością poczytałem i pooglądałem zdjęcia. Dwa lata temu odbyłem prawie identyczną trasę. Mnie Spisz zauroczył, Romskie osiedla omijałem z daleka, za to zwiedziłem wszystkie ważniejsze miasteczka. Oczywiście największe wrażenia były w Słowackim Raju, ale nie uprzedzam Waszej relacji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A różnie nas te Rajskie wąwozy ugościły, raz było sympatycznie, raz nieco groźnie...
UsuńAle racja, więcej może w relacji:-)
Odnośnie Spiszu - mnie trochę ilość Romów w tamtym rejonie przeraża - pamiętam, jak jeszcze krążyli u nas po ulicach. Była ich skromna ilość, a i tak zdarzały się problemy.
Może Słowacy coś z tym zrobią...
Pozdrawiam.
Już od sporego czasu dłuższe wycieczki (i niektóre krótsze) staramy się wzbogacić o solidne żarło - i żadne tam schroniskowe obiadki:-)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZamek Spiski ciekawe miejsce, no a Słowacki Raj również muszę odwiedzić :)
OdpowiedzUsuńWspaniała wycieczka i te słowackie zamki... dzięki za fajna relację
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Zamki to chyba najbardziej rozpoznawalna rzecz na Słowacji, piękne są, relacja piękna i w tle góry... w sierpniu ruszam na Sucha Belę :D
OdpowiedzUsuń