TRASA II DZIEŃ:
Murowaniec ->Kopa Magury -> Hala Gąsienicowa -> Dubrawiska -> Dolina Pańszczyca -> Krzyżne -> -> Mały Wołoszyn -> Dolina Pięciu Stawów -> Schronisko PTTK w Pięciu Stawach -> Dolina Roztoki -> Schronisko Roztoka
Dzień kolejny. Pomimo, że pod względem kilometrów nie należy do najdłuższych, ja zapamiętałam go chyba najwyraźniej z tej wycieczki, z wielu względów. Z jednego na pewno - często spoglądałam na mapie na żółty szlak przez Krzyżne myśląc sobie : ten to musi być naprawdę fajny! I nie myliłam się :)
Dzień drugi rozpoczynamy nieco nierówno. Czarka czeka najwcześniejsza podubka i przemierzanie Skupniów Upłazu, dla którego ostatnio zdradza nieco Jaworzynkę :) Wojtek wstaje jak zwykle bladym świtem i pędzi na Kopę Magury. Wyjście nie obywa się bez emocji "Bo wiesz, idąc tam myślałem tylko o tym niedźwiedziu, o którym mówił Czarek!".
Na przełęczy Między Kopami spotyka po raz kolejny pana Cywińskiego. Jak poranna rozgrzewka, to porządna :)
Kopa we własnej osobie. A może raczej kopie?
Mała Kopa Królowa.
I zakamuflowany poranny zdobywca :)
W tym samym czasie jako najmłodsza uczestniczka naszych tatrzańskich podbojów korzystam z okazji i wyleguję się w łóżku do oporu. Zamieniam parę zdań ze współlokatorkami, na temat dalszych planów.
javascript:void(0); Za oknem zdążył obudzić się już piękny dzień. Na dole czeka mnie chyba najlepsze śniadanie, jakie pamiętam. Wiecie, jak smakują płatki śniadaniowe z widokiem na Kozi Wierch i w akompaniamencie śpiewu ptaków? :)
Objawia się również mój magnetyzm, którym przyciągam wszelkiego rodzaju... Zwierzęta. Tym razem wzbudzam sympatię pesiczka z Murowańca, którego osobiście lubię nie od dziś. Dowiaduję się, że nazywa się Ufik :) Wojciech postanawia uwiecznić ten niebywały moment...
Kiedy wybija równa godzina, pojawia się Czarek. Według tego Pana można ustawiać zegarki :) Pakujemy batohy, dziś już nie tak lekkie i w drogę.
Szlak do Dubrawisk przemierzaliśmy już poprzedniego dnia. Zdążył się już trochę wytopić, słońce grzeje niemiłosiernie... Szykuje się prawdziwy upał. A cienia kosówki tak mało!
O popatrzcie - a co to za trzy nicponie pozostawiły tutaj ślady? Całkiem świeże, trzeba przyznać :)
Podchodzimy na Zadni Upłaz. Słyszałam wiele razy, że główną sprawą uroku Doliny Pańszczycy jest grań Buczynowych Turni, które z tamtej perspektywy wyjątkowo robią wrażenie. I rzeczywiście! Sprawiają, że aż chce się podejść bliżej :)
Uwagę przykuwa też Czerwony Staw, który jest dość... niebieski. Ale ładny :)
Buczynowe :)
Brak cienia nie zachęca do odpoczynku. W górę!
A ja zamiast w górę co chwilę obracam się i robię 'pstryk!'. Taki ładny ten staw :)
Ale za to przed nami czekają inne atrakcje. Wystarczy spojrzeć :)
Ponad Czerwonym Stawem zatrzymuje nas pewna para, która przy podchodzeniu zgubiła ślady. Kminimy razem, trochę chodzenia po kosówce i jesteśmy na właściwych śladach... chyba. Okazuje się, że i tym razem szlak przecierał nam niedźwiedź. Jak na złość! Całe szczęście, że ślady te są ledwo wyraźne :)
Wtedy, kiedy z Czarkiem postanawiamy zrobić sobie małą przerwę na przekąskę Wojciech nie może usiedzieć w miejscu i postanawia skorzystać z okazji. Czmycha na Wielką Kopkę :) Ucieka nam z pola widzenia i nie możemy nawet uwiecznić zdobywcy na szczycie...
Obijanie jednak trwa krótko. Ruszamy. I zaczyna się ostro w górę.
Śnieg miejscami jest trochę zmrożony. Dopadamy najbliższy wystający kamień i w miarę wygodnej pozycji zakładamy raki.
Sokół lata dzisiaj wyjątkowo często.
Krzyżne jakoś nie chce się przybliżać. Ale nie szkodzi - ja na przykład oglądam sobie z bliska turnię Ptak :)
Robi się stromo i naprawdę gorąco. Chcąc zaznać trochę ulgi prowadzimy chwilę drogę w cieniu, ale po chwili dociera do nas, że to był błąd. Śnieg tam jest bardzo zmrożony i twardy, ale sprzyja zapadaniu.
A tu nagle miła niespodzianka. Tak jest! 2112m + trochę śniegu :) Jesteśmy na Krzyżnem!
Bardzo czekałam na ten widok. Podobno należy do jednych z piękniejszych tatrzańskich i widać z niego coś około 100 szczytów. Liczymy? :)
A jaki Ganek piękny!
Migawka idzie w ruch :)
Klimaty trochę mniej zimowe. Bielskie już prawie bez śniegu :)
W butach oczywiście mokro... Stajemy się więc zdobywcami w skarpetkach :)
Dolina Pięciu Stawów, fragment Liptowskich Murów, z tyłu Grań Hrubego i nieco nieśmiały Krywań :) Po prawej Czarne Ściany.
A co widzimy dokładnie z drugiej strony? No właśnie... :)
I moje ulubione foto z całej wycieczki! Pewien ludź na Kopie nad Krzyżnem :)
No i Krzyżne z nieco innej perspektywy. Z tyłu pięknie widoczny Wierch pod Fajki z charakterystyczną lamą :)
Po posileniu się i poobijaniu nieco na przełęczy okazuje się, że jest nas trochę więcej, niż w chwili przyjścia. Wychodzi na to, że nasza grupa zwiększyła się do... 8 osób!
Żleb pod Krzyżnem może nie wygląda najprzyjaźniej, ale... tam właśnie idziemy :) Czekany w ręce (kto ma :) ) i hop.
Wygląda na to, że jesteśmy tu przewodnikami. Dodatkowy staż zawsze się przyda :)
To, na co wspina się tutaj Wojtek to chyba najdziwniejszy twór, jaki spotkałam zimą na szlaku (nie licząc brokatu w okolicach Rakonia). W każdym bądź razie mamy swojego małego Mnicha :)
I grupa napotyka mały problem. Którędy dalej? :) Na szczęście po chwili rozwiązuje się on sam. Odbijamy w prawo. Słusznie :)
I grupa w prawie całej okazałości. Ktoś przecież musiał robić zdjęcie :)
Buczynowa Dolinka. Miejsce, które podobało mi się już podczas pierwszej wizyty w Dolinie Pięciu Stawów. Z bliska wygląda jeszcze ładniej. I mniemam, że najlepiej z takiej perspektywy prezentuje się w lecie :)
Takie tam ze Świstową Czubą :)
Dolina Roztoki.
Końcowy bardziej stromy fragment. Idę i nie wiedzieć dlaczego przypomina mi się pewna górska prawda "wiele wypadków w górach zdarza się na łatwiejszych fragmentach, pozornie nie stwarzających zagrożenia, kiedy to ludzie po prostu mniej się pilnują...". I chwilę później przekonuję się o słuszności targania czekana :) Na szczęście ze szczęśliwym zakończeniem.
Wielki Staw i Liptowskie Kostury.
Magda i Czarek :)
Trochę płaskiego. Nareszcie... :)
Pięciostawiańskie schronisko. Wspólnie dochodzimy do wniosku, że jakoś go nie lubimy. Jest może i bardzo ładne, ale w środku jakoś atmosfera nie ta... A szkoda :)
W drodze do schroniska i w schronisku z 3 osoby zaczepiają nas z pytaniem "Czy to wy tamtędy schodziliście?" Trochę mnie to zaskakuje i dziwi.
Silimy się w Piątce i idziemy dalej. Meta większości znajduje się niestety w Palenicy :)
Z racji, że godzina jest raczej późna, a towarzystwo chce zdążyć jeszcze na jakiegoś busa, włączam Hemli-pęd. Chyba się przydaje :) Fragment od chatki do Wodogrzmotów zamiast 50 minut łoimy bodajże w 27.
Nas czeka Roztoka. Rankingowe schronisko. Później przekonam się o słuszności tego wyboru przez npm. Póki co największą nagrodą jest dla nas możliwość zrzucenia batohów i zdjęcia chlupiących butów.
Przy nastawianiu budzika wiem, że jutrzejszy poranek nie będzie dla mnie tak łaskawy. Mimo to z uśmiechem i myślą o kolejnym dniu kładę się spać. I wiem, że z uśmiechem też będę wstawać - czy w Tatrach w ogóle można wstawać smutnym? :)
Ciąg dalszy nastąpi ...:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz