TRASA:
Zdziar Strednica -> Dolina Bielskiego Potoku -> Dolina do Regli -> Dolina Szeroka -> Szeroka Przełęcz Bielska -> Szalony Przechód -> Przełęcz pod Kopą -> Dolina Białych Stawów -> Chata pri Zelenom plese -> Kieżmarska Dolina -> Biela Voda
Wrześniowy wyjazd w Tatry. Planujemy raz, przekładamy. Kronika topr potwierdza moje dolegliwości - panuje bowiem inwazja grypy żołądkowej. Planujemy drugi raz. Zapowiadają śnieg. Co tam śnieg!
Rzeczywiście jest. Pakujemy się w jakiś koszmarny, spóźniony autobus z Białegostoku o 2 w nocy. W poprzedni wieczór urządziliśmy sobie wieczór pod znakiem kani w panierce. Średnio dobrze sprzyjający 'porannym' podróżom :)
Ale co tam. Zgodnie z obietnicą pana kierowcy zajeżdżamy do Zakopanego parę minut przed 6.00 i nie ucieka nam Strama. Jest zimno, bardzo bardzo. Na tyle, że ja, zmarzluch wyjmuję swoje zimowe rękawiczki. Wojciech trzyma się nieco lepiej - w samym polarze wygląda zdrowiej ode mnie, w trzech warstwach :)
Poranny kurs do Ždziaru serwuje nam masę pięknych widoków. Pusta droga, jesienne kolory i ośnieżone góry. Nie pojechałam do Norwegii, toteż Norwegia przyjechała do mnie :)
I król takich oto widoczków - Lodowy! Obok nieco silnie wyróżniająca się Szeroka Jaworzyńska, która od tamtego czasu regularnie odwiedza mnie w snach :)
Niestety, błogi czas w ciepłym autobusie szybko dobiega końca. Znowu się zaczęło! Parę zakrętów i wyłania się o taki widok na Bielskie.
Płaczliwa Skała i Hawrań.
Mówcie co chcecie, ja zawsze patrzę na nie z tej strony jak zahipnotyzowana. Nie stwierdzę może, ze jest to najpiękniejszy widok w Tatrach (i tak najbardziej lubię stawy), ale Bielskie z tej strony mają w sobie coś niesamowitego, wydają się jakieś takie wielkie... Może po prostu chodzi o to, że są śliczne?
Jatki i Szalony Wierch.
Prawda, że widać, że było zimno? :) Wszystko dookoła oszronione. Jeden ratunek, żeby się ogrzać. Maszerować pod górę!
Jak na złość jest w dół. Jest za to niesamowicie urokliwie, wkraczamy w bielski las, dookoła żadnej żywej duszy. Nic się nie odzywam, ale czuję, że pachnie tu zwierzyną. Zawsze się zastanawiam, czy to zwykły strach, czy to po prostu kobieca intuicja :)
Na potwierdzenie nie trzeba wiele czekać. Pierwsze ryki dochodzą nas już przy budce na złączeniu szlaków.
"To ja mam tam iść?!" A jednak.
Wchodzimy do Doliny Do Regli, w gęsty i ładny las, gdzieś wysoko w górze widzimy obielone stoki. Ciszę co jakiś czas przerywają dziwne odgłosy, na szczęście raczej dalsze.
Po jakimś czasie zarządzamy chwilkę przerwy na posilenie się i herbatkę, wstawanie o 1.40 bowiem niezbyt sprzyja apetytowi ;)
Już zabieramy się za jedzenie, kiedy zza rogu, wydawałoby się całkiem blisko dochodzi potężny ryk.
Osobiście jestem w najwyższej gotowości brania nogi za pas, na szczęście Wojciech zachowuję stoicki spokój. Kończy się na głośniejszych rozmowach i postukiwaniu kijami :)
Jelenie towarzyszą nam jeszcze dość kawałek. Nie ma się w sumie co dziwić, że wybrały takie tereny - całkiem ładne lasy :)
Głośna Turnia.
Wyżej, wyżej i zapominamy o jeleniach. Wyłaniają się do tego widoki na pobliską Magurę Spiską, Zdziar w dole, a nawet Pieniny.
Trzy Korony.
Całe szczęście, że są jeszcze jakieś góry w pobliżu, o których nic nie wiem :)
Wychodzimy z lasu. Wydaje nam się, że słyszymy czyjeś głosy. Kiedy okazuje się, że to nie złudzenie, zaczyna mnie to cieszyć. W przeciwieństwie do Wojciecha, który na widok całej kolumny Słowaków raczej się krzywi :)
Dolina Szeroka. Pojawia się też śnieg, który topi się na naszych oczach i jest potwornie śliski.
Szalony Wierch.
Nad nami krążą ciemne chmury. Zastanawiam się, co wyłoni nam się na przełęczy - czy wyczekiwany widok, czy też wielkie nic? :)
Kosmiczna dolinka :)
3..2..1.. tak! Są widoki. Wyrastają przed nami tatrzańskie giganty, ładnie, aczkolwiek nieco mrocznie prezentują się w tej szacie Bielskie.
Na zdjęciu akurat Dolina Zadnich Koperszadów z Wołoszynami, Buczynową Dolinką i Kozim Wierchem oddali. No i Pięć Stawów Polskich :)
Dostojna Płaczliwa Skała :)
Na Szerokiej Przełęczy nie kończy się jednak podejście. Czas na Szalony Przechód, nieco ponad 100 m wyższy.
Od Kieżmarskich po Lodowy :) To dla nas cenna lekcja topografii.
Jak widać, łańcuszek Słowaków ciągnie się z nami cały czas :)
Szalony Przechód już widoczny. Przybliża się w szczególności Jagnięcy :)
Hemli, Wojtuś i Spiska Igła :)
Kozi Wierch bliiżej :)
Mały festiwal światła, czyli coś, co Hemli lubi najbardziej :)
Wojtusiowi też się podoba :)
I spojrzenie w tył za pozostawione za nami Tatry Bielskie, których ''teren'' właśnie opuszczamy, wraz z Przełęczą pod Kopą.
Wysokie coraz bliżej... Zbliża się północna ściana Małego Kieżmarskiego szczytu. Tatry wydają się być czarno-białe. Takiej aury jeszcze w nich nie widzieliśmy :)
Dolina Białych Stawów i Jagnięcy z ciekawą, ciekawą graniówką... ;))
W Dolinie Kieżmarskiej ludzi jakoś więcej. Co ciekawe, wyjątkowo otaczamy się samymi Słowakami i Czechami. Niebywałe :)
Wojtuś i Stregacznik. Ha, widział kto taką pokręconą nazwę stawu? Język słowacki przedstawia to bardziej przystępnie, bowiem Trojrohe Pleso da się już skojarzyć :)
A za nami Bielskie! Już nie takie białe... ;)
Wchodzimy do Zielonej Doliny Kieżmarskiej. Pojawia się piękny początek jesieni :)
:)
I coś, co Wojtuś lubi najbardziej - drzewa! Tutaj z ogromną, piękną limbą. Te drzewa były dla nas sporym zaskoczeniem po tamtej stronie Tatr. Coś pięknego :)
Zbliżając się do Zielonego Stawu Kieżmarskiego zbliżamy się też do Jastrzębiej Turni. Jest okazja, żeby dobrze się jej przyjrzeć... :)
I w końcu - Chata pri Zelenom plese. Kolejne miejsce, znane bardzo dobrze ze zdjęć widziane na żywo - lubię to uczucie, kiedy mogę poznać takie miejsca na żywo i do tego sama zachować je w obiektywie. To schronisko jest naprawdę urokliwe :)
Tutaj na tle Durnych Szczytów i z kawałkiem ściany Małego Kieżmarskiego.
:)
Tadaam! Pokuszę się o dokładniejszy opis :
Od lewej : Kieżmarska Kopa, na górze Mały Kieżmarski Szczyt, na dole wszystko, co złote, czyli : Złoty Kopiniak, Złota Baszta i Złota Turnia :) Ściana robi wrażenie. W końcu od schroniska nad Zielonym Stawem (1551m) do Małego Kieżmarskiego (2514) jest prawie kilometr w pionie.
Mała panoramka.
Chata Pri Zelenom plese zrobiła na nas raczej dobre wrażenie. Przyjemnie + dobry bylinkovy caj. Czego chcieć więcej od słowackiego schroniska? :)
Horolezce z Pol'ska :)
I ten słynny widok. Czyż Jastrzębia Turnia nie jest piękna?
Niestety na dziś pozostaje nam złażenie w dół. Miało być inaczej, ale nie można mieć wszystkiego :) W nagrodę spacerujemy ładnym, słowackim lasem - to w końcu tam rzadkość :)
Wojtuś i Zielony Potok. Dosłownie :)
Mijamy Rzeżuchową Polanę i šalviovy prameň (coo? szałwiowe źródło?!). Potem nasze delektowanie się ciszą przerywa cudowny dźwięk piły łańcuchowej... Ach, park narodowy :)
A takimi widokami raczy nas szlak pod koniec. Zdjęcie nie oddaje niestety rzeczywistej skali tych szczytów. Wydają się co najmniej... spore :) Z Łomnicą i Kieżmarskimi na czele.
Busem za jedno ojro dojeżdżamy do Tatrzańskiej Łomnicy. Skąd niestety czeka nas przedwczesny powrót do domu.
Wojtu Wojtu i Widły :)
Nie zamierzam przepuścić też drogi powrotnej. Wyposażam się w swój obiektyw do zadań specjalnych i latam po autobusie, strzelając zdjęcia na prawo i lewo. Jak można usiedzieć w miejscu, kiedy dookoła taka piękna końcówka dnia! :)
Szeroka Jaworzyńska.
I tu ona! A za nią niewinnie wyglądający z tej perspektywy Gerlach.
Widoki z Bukowiny Tatrzańskiej po prostu zapierają dech w piersiach. Uważam tak od pierwszego 'spojrzenia' sprzed paru lat i uważać tak będę zapewne zawsze. A oto mały dowód :
Przepięknie. Od lewej : Kieżmarskie, Widły, Kołowy Szczyt, Durny, Baranie Rogi, Śnieżny Szczyt, najpotężniejszy tutaj Lodowy i na koniec Jaworowy Szczyt.
Ledwo co kończą się widoki z jednej, zaczynają z drugiej! Pięknie dzisiaj słońce zachodzi nad Osobitą.
Podhalańskie ujęcie z granią Koszystej w roli głównej :)
I tyle tego dnia w obiektywie. Później? Cóż później, bar Fis i ponownie dworzec Zakopiański...
Jakoś nie przywykliśmy do jednodniowych wycieczek. Nie pozwalają nasycić się Tatrami tyle, ile by się chciało, żeby zostało na dłuższy czas.
Patrzymy na topniejący śnieg tam, w górze. Za parę dni go nie będzie. I znowu zrobi się bardzo, bardzo jesiennie. Szkoda wielka, że nas tam wtedy nie będzie. Na szczęście jesień zdarza się co roku :)
Cieszę się, że wdepłem na Waszego bloga.
OdpowiedzUsuńOd '90r żyłem górami, ale i nie tylko bo i na co dzień nie mogę obyć się bez choćby krótkiego spaceru często powtarzanymi ulubionymi ścieżkami po ,,krakowskiej Gubałówce" czy Lasku Wolskim.
Przed chwilą mogłem ,,przeżyć, przemieścić się" z Wami poprzez relację z jednego z Waszych spacerków z przed siedmiu lat - bardzo to lubię, gdy czas ograniczony uwiązaniem w domu.
Jestem ciekaw Waszych dalszych relacji do których zamierzam sukcesywnie choć na początku wybiorczo zaglądać.
Trochę jestem wściekły i zazdrosny ;) o to, że to Wy jesteście (przede mną) odkrywcami interesujących mnie nowych zakątków czy miejsc. Ale ta zazdrość jest zazdrością zdrową.
Pozdrawiam życząc nowych odkryć i wspaniałych przeżyć w Nowym Roku 2020.kR
Nie ma czego zazdrościć, lepiej już znaleźć wolny dzień, spakować plecak i pojechać na wybraną ścieżkę. Z Krakowa to bardzo przystępne:-)
UsuńNiestety przez najbliższy czas, krótszy czy dłuższy, nowymi wpisami zajmować się nie będziemy. Ale może jeszcze coś kiedyś naskrobiemy. Zapraszam więc do szukania inspiracji w tym, co napisane.
Również pomyślności w obecnym już roku!