Palenica Białczańska -> Wodogrzmoty Mickiewicza -> Dolina Roztoki -> Schronisko w Pięciu Stawach -> Dolina Pięciu Stawów Polskich -> Kozi Wierch -> Siklawa -> Dolina Roztoki -> Palenica Białczańska
Przyjechałam w Tatry w poniedziałek. Cały wtorek suszyłam aparacik, zlało nas na Rusinowej, w środę przydzielono mi zadanie stania na szlabanie i zdążyłam tylko podskoczyć do Jaworzyny Spiskiej, a w czwartek... Trzeba było posprzątać tego, czego nie posprzątaliśmy we wtorek :) Rusinowa.
Tatrzańskie regle są piękne, szczególnie Rusinowa to bez dwóch zdań miejsce wyjątkowe... Ale! Planowałyśmy z Izą w końcu wybrać się wyżej. Namówiłam ją na Kozi Wierch (zamiast Krzyżnego). Nie udało mi się tam bowiem wyleźć w lipcu, a to, co pamiętam z tego szczytu to mleczno-białe widoki w nicość i przemoczone ciuchy... Czyli tatrzański kicior.
Pobudka wcześnie, ale o rozsądnej porze. Wymarsz o 6.00. Z parkingu w Palenicy rozpościera się cudny widok. Szykuje się piękny dzień!
Na asfalcie do Morskiego Oka ruch już jest. I bilet trzeba kupić. I tutaj mała uwaga dla tych, którzy w lecie nie chcą płacić na Palenicy za wstęp do TPNu. Rano to niemożliwe :) Budki są czynne dosłownie od świtu, albo i wcześniej. A jak jest ciemno... Przecież nie można latem chodzić po terenie parku ;) Więc jak za friko - nie w sezonie i nie tutaj.
Spojrzenie na Świstówkę Roztocką i niższy wierzchołek Opalonego Wierchu.
Przy Wodogrzmotach słonko już świeci porządnie. I tutaj moje zdziwienie - nie byłam na tym odcinku prawie że rok i wydaje mi się, że kornik działa tutaj coraz skuteczniej - przy Dróżniczówce możemy podziwiać bez problemu drogę na przeciwstokach Roztockiej Czuby i do tego spojrzeć dość "głęboko" do Doliny Białej Wody. Może za chwilę zobaczymy i schronisko na Starej Roztoce? Oby nie!!
I czas w Dolinę Roztoki. Zapowiada się, że będzie dzisiaj gorąąco ;) Póki co w lesie panuje przyjemny chłodek.
I po raz kolejny - "dzięki" kornikowi podziwiamy widoki. Smutno patrzy się z góry na brązowe plamy w lesie w Roztoce, która (jak wszystkie lasy w Dolinie Białki) powinna być kwitesencją tatrzańskiej gęstej "ciemnej smreczyny" i pięknego lasu. Podziwiamy sobie za to Orlą Ścianę i nieco dalej Świstową Kopę i Świstową Czubę :)
Przy Nowej Roztoce udaje się rozwiązać jedną moją zagadkę - oto jak dostarczane są dostawy pod wyciąg do Pięciu Stawów :D Swoją drogą jeżdżenie traktorem po takiej drodze chyba jest dość uciążliwe ;)
Nowa Roztoka, a hen w górę Buczynowa Strażnica.
Wybieramy szlak czarny. Szarlotkę w schronisku przecież trzeba zjeść ;)
A z niego...
Widok na Buczynową Siklawę.
I na Krzyżne, na które dzisiaj nie idziemy.
Buczynowa Dolinka, której otoczenie chcąc czy nie chcąc Narzeczony wbija mi ostatnio do głowy ciągle wypominając Pośrednią Sieczkową Turnię... ;)
Królewskie śniadanko ;) Przed schroniskiem pięciostawiańskim krząta się jeszcze paru śpiochów, którzy nie zmieścili się tej nocy do schroniska. Ludziska, jest już 8:30 - ileż można spać? ;)
Nasycamy się szarlotką i w drogę. Pełna lampa. Będzie dzisiaj grzało. W celu uniknięcia błędów przeszłości smaruję się kremem. Nie przydał mi się podczas poprzedniego wolontariatu i modliłam się, żeby przydał się tym razem ;)
Nad Małym Stawem. Panorama Doliny Pięciu Stawów w szerz z budynkiem, o którym wspominałam ostatnio pisząc o Pięciostawiańskim Schronisku.
Po drodze koniecznie robimy sobie pamiątkowe zdjęcie na Wielkim Kamorze. Chyba mogę sobie już zrobić zestawienie "Hemli rok po roku na Wielkim Kamorze" :)
Mało widowiskowy ten Kozi z tej strony... :P A z drugiej strony taki ładny. Ale dla widoków - warto!
Wszyscy mijani przez nas ludzie cisną na... Zawrat. Amatorów Koziego od tej strony brak. Patrzę na tabliczkę z napisem 1h30min i ocieram pot z czoła... Chyba jednak szybciej nie będzie. Nie w takich warunkach.
I ciągniemy do góry.
Specjalność Pięci Stawy - czyli Tatry Bielskie, Zadnia Kopa w dole i Świstowa Czuba.
Chyba tak upierdliwego podejścia to jeszcze nie pamiętam. Czarny szlak do schroniska w Pięciu Stawach w porównaniu z tym był cudowny :> Szlak na Kozi pamiętałam tylko jako nieco dłużące się zejście w zacinającym deszczu. Podejścia nie zaznałam. I dlaczegóż musimy go zaznawać w paskudny upał? ;)
Monotonię zakosów wynagradzają widoki. Powoli znad Kotelnicy wynurza się Mur Hrubego - tak lubię ten widok! :) Z lewej strony tatrzańskie słowackie olbrzymy częściowo chowają się w chmurach. Obserwujemy niebo, ale póki co nie ma się czym martwić ;)
Gładki Wierch i Gładka Przełęcz.
Na dole powiedziałam Izie, że czeka nas 400 metrów podejścia. Wraz z czasem uświadamiam sobie, że jednak jestem kiepska z matmy, a podejścia jest... 600 m :P Milczę. Stwierdzam, że powiem jej na górze.
Słońce ładnie komponuje się z wiatrem dając pretekst do kolejnego zdjęcia :)
Kupa kamieni przed nami (bo tak z tej strony wygląda Kozi) wcale nie chce się kończyć. Ludzi oprócz nas - zero. Gdzieś, na górze pojawi się czasem jakaś kolorowa koszulka - to ludzie na Orlej.
W związku z małym zainteresowaniem szlakiem liczyłyśmy na to, że na Kozim Wierchu zobaczymy kamziki. Nic z tego niestety. Kozice chyba średnio lubią Dolinę Pięciu Stawów - z czego sobie przypominam, widziałam je tam tylko raz, i to pod Krzyżnem ponad tydzień wcześniej.
Sponad przednio-skrajno-jakiejśtam turni z Muru Hrubego (nie mam do nich jakoś serca) wyłania się Krywań.
Staroleśny Szczyt dzisiaj nieco w chmurach.
Uśmiech jest :)
Dochodzimy do czerwonych znaków. Dalej szlak pamiętam jak przez mgłę - raz podciągnąć się przy jakiejś płycie i szczyt. Faktycznie, raz dwa i jesteśmy. Na górze nie brakuje amatorów górskiego opalania - dzisiaj dzień w sam raz :)
No i na Kozim Wierchu kończy się monotonia - o takie widoki mi chodziło! Północne tatrzańskie ściany nie zawodzą. Spoglądam w zacienione, chłodne urwiska Koziego Muru.
Piękna grań od Granatów do Koziego ;)
Od Kop Liptowskich po lewej z tyłu, przez Tatry Zachodnie (całkiem z tyłu ;)), Walentkowy Wierch oraz Grań po Świnicę. W dole Zadni Staw w Dolince pod Kołem.
Czarna Dolina Gąsienicowa. Do tej pory ten widok widziałam tylko na zdjęciach ;) A teraz mam i swoje, ha!
I jeszcze rzut na Wysokie - od Żabiego Konia po Cubrynę ;)
Pięknie prezentują się też z tej strony Kozie Czuby.
Całe Tatry jak na dłoni! O takie widoki mi właśnie chodziło. Mam nadzieję, że Iza nie żałuje, że zamiast panoramy z Krzyżnego widzi to, co widzi ;)
Mi się podoba - uśmiech mówi sam za siebie ;)
Czas jeszcze na parę zbliżeń:
Walentkowy.
Kasprowy. Podoba mi się, jak stąd wygląda :)
Iza analizuje otoczenie z "Łowcami krajobrazów", ja z kolei przyglądam się kominkowi zejściowemu do Wyżniej Koziej Przełęczy. Tam mnie jeszcze nie było.
Zauważam dość ciekawy fakt - jakiś wysyp turystów w kaskach. Coś jest nie tak - owszem, zdarzały się pojedyncze jednostki, ale co drugi w kasku? Przychodzi mi do głowy tylko jedno - komuś się w ostatnim czasie musiał kamień na głowę spierdzielić, nagłośnili i oto efekt. Nic jednak o tym nie wiem, bowiem od dobrych paru dni jestem odcięta od internetu, radia, telewizji... Dzięki Bogu! Po przyjeździe okazuje się, że faktycznie - coś takiego miało miejsce :) Nie potępiam - przezorny zawsze ubezpieczony, lepiej tak, niż w drugą stronę. Swoją drogą parę razy widziałam też w tym roku turystów na Orlej Perci w uprzęży z pętlami a'la lonża. Kombinują. I dobrze - oby tym mniej było wpisów z tamtego rejonu w kronice.
Czarny Staw.
Miedziane nad trzema Stawami Polskimi :) Jedno z ulubionych moich zdjęć tego dnia.
I zatłoczone schronisko w dole ;)
Aale wróćmy do owego dnia wycieczki. Mięguszowiecki powoli przysłania się chmurami - chyba czas iść. Pora więc na obowiązki - worek, rękawiczki i wyciągamy skarby, krążąc między ludźmi na szczycie.
Tutaj zdjęcie już częściowo w akcji ;)
W drodze zejściowej chowam aparat. Światło to samo, droga zejścia ta sama, a przy schylaniu się jednak torba przeszkadza. Poza tym jeżeli chodzi o zdjęcia, to wybitnie nie mój dzień i... nie moje światło :) Ale i tak ciesze się, że mogę robić zdjęcia moim aparacikiem... Co jeszcze parę dni temu nie było takie oczywiste ;) Ale o tym innym razem.
Jeszcze na koniec zdjęcie pamiątkowe, o którym zapomniałyśmy na szczycie :)
W dolinie, wraz z utratą wysokości słońce zaczyna coraz bardziej palić. Szukamy chociaż skrawka cienia, żeby na chwilę się schować - w drodze na/z Koziego to było niemożliwe.
Z powrotem robię szybką akcję posprzątania drogi do schroniska (gdzie raz zostaję potraktowana jako chodzący wór na śmieci), a raz... zgniatam z roztargnienia panu butelkę, do której chciał sobie podobno nalać wodę. Następnym razem pilnujcie takich skarbów - wolontariusze nie śpią ;)
Robi się paskudnie tłoczno. Marzymy poza tym o wejściu w końcu do lasu i do głębokiego cieenia :)
Po drodze parę foteczek Siklawy. Dzisiaj grzecznie, nikt się nie kąpie. A słońce tak fajnie przyświeciło, że grzech nie wyjmować aparatu ;)
Zdjęcie - klasyk ;)
Dalej już tylko upragniony cień, tony śmieci (i ludzi). Na asfalcie do Morskiego Oka trochę się nam dłuży - wyczekujemy ostatniej prostej, gdzie na szlabanie czeka nas nas Bartek, którego miałyśmy dzisiaj zmienić. Nie wyszło :) Zostajemy na szlabanie chwilę, pijemy jedną z najpyszniejszych coli na świecie i potem lecimy na wyczekany obiad. Do wieczora mamy czas na zregenerowanie się, bowiem jutro czeka nas coś większego ;) Ale o tym następnym razem.
Ależ kolorystyka zdjęć. Świetnie zobrazowana wycieczka. Ukazałaś cały majestat Tatr, Wspaniale się oglada.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękujemy bardzo! :)
UsuńPiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńDziękujemy.
OdpowiedzUsuńDzięki za wpis i piękne zdjęcia. Jutro tam będziemy! .... a śnieg już spadł...
OdpowiedzUsuńSławek
Muszę przyznać, że bardzo piękna seria zdjęć.
OdpowiedzUsuń