Palenica Białczańska -> Morskie Oko -> Czarny Staw pod Rysami -> Białczańska Przełęcz Wyżnia ->Wyżnia Spadowa Przełączka ->Żabi Szczyt Wyżni -> Białczańska Przełęcz Wyżnia -> Żabi Mnich -> Czarny Staw pod Rysami -> Morskie Oko -> Palenica Białczańska
I po raz kolejny autorka staje przed ciężkim zadaniem. Jak zaciekawić czytelnika, prowadząc go po raz kolejny po tej samej ścieżce, w te same rejony?
Mogę jedynie powiedzieć, że tego dnia odwiedziłam chyba najpiękniejsze miejsce w Tatrach do tej pory. Ale nie wszystko od razu. Żeby je odwiedzić, też musiałam przejść różne męki... ;)
Przenieśmy się więc w ten potwornie zimny, letni poranek. Śmiem twierdzić jednak, że po oblężeniu, które droga Palenica-Morskie Oko przeżywało wczoraj, asfalt był jeszcze ciepły. I nie szybko miał ostygnąć. Dzisiaj bowiem szykował się nowy napór.
Przemieszczaliśmy się owym znienawidzonym asfaltem dość szybko, żeby jak najszybciej o nim zapomnieć. Nie zrobiłam chyba nawet zdjęcia na Włosienicy. Pierwszy raz.
Wstąpiliśmy do schroniska, w którym było stosunkowo pusto. Niebywałe. Wdaliśmy się w krótką rozmowę z bardzo sympatycznym Panem (którego, jeśli to czyta - chociaż to bardzo mało prawdopodobne - serdecznie tutaj pozdrawiamy), który wybierał się tego dnia na Rysy. Z sentymentem słuchaliśmy o jego radości z tego, że wybiera się w końcu na najwyższy punkt w Polsce. Przypomniałam sobie, jak to fajnie było kiedyś, kiedy to Tatry były w większości zagadką do odkrycia, a za każdym szlakowanym zakrętem czaiło się coś nowego. Co nie oznacza oczywiście, że teraz nie ma takich miejsc :) Problem w tym, że praktycznie wszędzie wiemy, czego mamy się spodziewać.
Mniejsza jednak z tym. Okrążamy Morskie Oko z lewej strony (wygląda na to, że Wojtek zmienił poglądy :) ) i oto przed nami najgorsze ok. 180 m podejścia w całych Tatrach. Czarny Staw pod Rysami. Uch. Odnoszę dziwne wrażenie, że tego dnia jakoś średnio z moją kondycją. Mija jednak 13 minut i meldujemy się przy stawie. Kiedy sobie to uświadamiam, sił jakoś przybywa, a zmęczenie odchodzi na drugi plan... ;) Czasami warto nagiąć czasoprzestrzeń.
Tym razem nad Czarnym Stawem nikt nie pali ogniska :) Wzdłuż stawu ciągną już rzesze turystów. Widoki z Rysów dzisiaj na pewno będą przednie. Nie tylko z Rysów! ;)
Dzisiaj trzeba mi się słuchać Narzeczonego :) To on wie, że to już tu. Opuszczamy wygodną ścieżkę na rzecz osuwających się spod nóg kamorów. Wzbudzamy zainteresowanie paru turystów, których wzrok sięga niego wyżej niż pod nogi. To na pewno wszystko przez Wojtkowy plecak! ;) Ja na dzisiejszą okazję włożyłam barwy maskujące :P
W drogę! ;)
Pniemy się wśród kosówki, kamieni i czasem ruchomej ścieżki w górę. Widoki praktycznie od razu robią się niebanalne - takie najbardziej lubimy :)
Pierwszy raz ta ścieżka przykuła moją uwagę rok temu, kiedy pierwszy raz zawitałam w te strony. Po przyjeździe do domu szukałam informacji na jej temat w przewodnikach i ku mojemu zdziwieniu, znalazłam informację o wycenie trudności na I. Czytałam to chyba z trzy razy, bo jakoś mało było dla mnie prawdopodobne, że chodzi o tą samą, wydeptaną ściechę ;) A jednak. Chodziło o to. No to jak w końcu jest z tą I?
Jak było tutaj? Na całej długości najtrudniejszego miejsca rozciągnięto repy, który miały służyć jako asekuracja. Na pewno lepiej, że były, niż żeby ich nie było, aczkolwiek na początku tym cienkim i rozciągliwym sznurkom ciężko było zaufać, tym bardziej, że ślizgały się w rękach ;) Szybko okazało się, że jednak lepiej jest się ich trzymać. Raz, dwa i po trudnościach. No, to teraz można delektować się tatrzańskim pięknem w trudnościach 0+ ;) Póki co (podkreślam) - to lubię najbardziej!
Trochę skał, trochę trawki.
Czarny Staw został już daleko w dole.
Oczy latały na prawo i na lewo. Może i drobne kamienie objeżdżały spod nóg, za nami jednak coraz bardziej wypiętrzały się ściany Wołowego Grzbietu, a po lewej na wyciągnięcie ręki były pionowe ściany Lalkowych Turniczek i samej nazwodajnej Żabiej Lalki.
Już praktycznie zapomnieliśmy, że w Tatrach trwa oblężenie związane z długim weekendem. Tam byliśmy tylko my i Tatry i spokój. Żadnych wrzasków, przeciskania się między ludźmi.
W górze rozpoznałam charakterystyczną piramidkę - to Białowodzka Turniczka. Jeszcze tylko trochę zakosami w górę, trochę po kamieniach. I znowu - niby wiedziałam, co tam zobaczę, ale już nie mogłam się doczekać...
Nie zawiodłam się. Ani odrobinę!! Gdzie jest tak pięknie, jak tu?! Może i odkryjemy miejsca magiczne... Ale Żabia Dolina Białczańska chyba zawsze będzie wzbudzać u mnie zachwyt najwyższego stopnia ;) W dowód tego, że to miejsce robi wrażenie (oprócz zdjęć, oczywiście) niech będzie taki o, krótki filmik. Migawka poszła w ruch ;)
Po krótkim popasiku na przełęczy zabraliśmy się za dalsze podboje i realizowanie hemli-marzeń.
I zdjęcie na przełęczy, które mogłoby być równie dobrze zdjęciem na jakiejkolwiek przełęczy tatrzańskiej... Brak nam dobrego fotografa :) Czarku, gdzie byłeś? ;)
Zasłużone śniadanko ;)
Na początek... Trzeba było przecież zdobyć Białowodzką Turniczkę ;)
Od Żabiego Konia po Mięguszowiecki Pośredni ;)
Można powiedzieć, że wgapiam się w nasz cel niemalże z czułością :P
Droga wyżej należała do jednej z najprzyjemniejszych tatrzańskich ścieżek. Co prawda nie było tam ścieżki, tylko kilka średnio logicznie rozmieszczonych kopczyków... Ale szło się niesamowicie przyjemnie i z widoczkami :)
Nieco ciężkie widoki :)
Jeszcze bardziej wysokogórsko zrobiło się na przełęczy. Co prawda to nie Niżnia Spadowa Przełączka, aale... Tam też na pewno dotrzemy.
Autorka na Wyżniej Spadowej Przełączce.
I Wojtek. Nieco zakamuflowany :)
Stąd teoretycznie już parę chwil na nasz dzisiejszy cel. Parę chwil stąpania i dotykania ciepłego, chropowatego granitu, który delikatnie drażni skórę dłoni... Ale chyba nie ma niczego przyjemniejszego w dotyku :) Pod tym względem jesteśmy oboje skrzywieni - potrafimy ten ukochany, niewyślizgany granit wspominać podczas drogi do sklepu! ;)
Na Wysokiej tłoczno.
A na Żabiej Lalce pustki ;)
I jesteśmy. 2259m. Dookoła nas dosłownie wszystko - trawiasta częściowo grań w okolicach Młynarzowej Przełęczy, przepiękna Dolina Żabich Stawów Białczańskich, zacienione ściany w otoczeniu Kaczej Doliny, korona Niżnich Rysów. Może to tylko nazwy własne, które można odczytać z każdej mapy. Zapewniam jednak, że to zdecydowanie coś więcej! :)
Co tu więcej tłumaczyć - zdjęcia! :)
Na szczycie spokój niesamowity. Czasami niosą się przytłumione głosy kogoś, kto wchodzi od wschodu na Niżnie Rysy (bardzo ciekawie), praktycznie w sąsiedztwie, Młynarz też ma dzisiaj gości. Pozostaje tylko usiąść i się delektować ;)
Świstowa Grań.
Mój ulubiony Litworowy :)
...:)
I jeszcze pamiątkowe z moją ulubioną doliną :)
Nieco w dole, na Białczańskiej Przełęczy Wyżniej pojawia się człowiek. Widzieliśmy już go wcześniej, w dole. Konfrontacja więc będzie nieunikniona :) Pocieszenie jest takie, że on też się dzisiaj nie spieszy.
W sumie to nie wiem, ile czasu spędzamy na Żabim Wyżnim. Jeszcze tylko zasłużone zdjęcie, autorzy na szczycie... I trzeba w dół ;)
Na Wyżniej Spadowej Przełączce oczywiście okazuje się, że Wojtek nie może sobie odpuścić... I musi iść na Ciężką Przełączkę :P Uzbrajam się w cierpliwość (której niestety zawsze za mało) i czekam, czekam... Mija założony czas powrotu, Narzeczonego nie ma... Próbuje do mnie coś krzyczeć, żeby powiedzieć, że wszystko ok i oczywiście dochodzi do mnie tylko jakiś dziwny pogłos, który sprawia, że zaczynam się martwić. Norma :P
Na szczęście po paru minutach zanim wpadłam na pomysł akcji ratunkowej Narzeczony troszkę wkurzony wynurza się zza skały. Ciężka Przełączka nie taka lekka :)
W drodze na przełęcz mijamy się z tajemniczym człowiekiem, który okazuje się być bardzo sympatyczny. Wdajemy się w rozmową na tematy oczywiście tatrzańskie... W pewnych kwestiach dobrze się rozumiemy :) W sumie, inaczej nie spotkalibyśmy się w takim miejscu ;)
Okolice Wyżniego Żlebu Białczańskiego oświetliło słońce.
I coś, co przykuwa uwagę w Żabiej Dolinie Białczańskiej. Białczański Kanion.
W zejściu słonko przyświeca i tu.
Okazuje się, że Wojtek nie odpuszcza i jeszcze raz chce wleźć na Żabiego Mnicha... Niemożliwy ;) Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, ale jakoś zupełnie nie miałam ochoty iść na tą górę. Podeszłam z nim trochę, po czym usadowiłam się na niesamowicie wygodnym kamieniu i bach - dalej nie idę :) Być może nadal byłam pod takim wrażeniem Żabiego Wyżniego, że wolałam odpoczynek z najpiękniejszą doliną u stóp ;) Z perspektywy czasu i wygodnego fotela oczywiście - w sumie, to bym poszła... Aczkolwiek nadal jakoś szczególnie mnie tam nie ciągnie :)
Wygodna wanta ;)
Parę widoczków z Żabiego Mnicha:
Żabi Kapucyn i Czarny Staw :)
I Grań Żabiego.
A tymczasem Narzeczony robi sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcie... i wraca do mnie na popas :>
Wszystko, co dobre, kiedyś się musi skończyć... Kamień jest bardzo wygodny, ale powoli czas się zawijać w dół.
Niestety, zejście odbywa się juz w pełnym słońcu. Przez chwilę, patrząc na niewydeptany brzeg Czarnego Stawu próbuję sobie wyobrazić, jak piękne było to miejsce kiedyś, kiedy codziennie nie przewijało się przez nie tysiące ludzi...
Cywilizacja się zbliża... ;)
I-kowe miejsce tym razem pokonujemy poprzez kontrolowany "zjazd" na repach - po raz kolejny średnio komfortowy i mocno rozgrzewający ręce :)
I nieubłaganie zbliżamy się do tego zatłoczonego szlaku. Nieopodal szlaku, w trawach siedzi sobie łania. Na nasz widok podnosi łeb, ale zbytnio nie przejmuje się naszą obecnością ;)
Ale zanim jeszcze zejdziemy nad Morskie Oko, delektujemy się spokojnymi wodami Czarnego Stawu. Trzeba się napatrzeć - jakbym jeszcze raz musiała cisnąć tą asfaltową drogą w przeciągu najbliższego miesiąca, chyba przestałyby mi się podobać Tatry :P
Ostatnie zdjęcie nad Czarnym Stawem i wracamy. Ten dzień na zapadnie w mojej pamięci na dłuugo :)
Jak zwykle pięknie. Wasze fotorelacje oglądam z wielką przyjemnością.
OdpowiedzUsuńDziękujemy, miło nam to czytać :)
UsuńAj z chęcią kiedyś wybrałabym się z Wami :) pzdr
OdpowiedzUsuńJak przydarzy się kiedyś taka okazja, to my bardzo chętnie :)
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńOd kilku lat też jestem 'tatromaniaczką', na razie pokonuję z mężem tylko standardowe, znakowane szlaki w Tatrach, ale niedawno zaczęliśmy próbować naszych sił we wspinaczce i liczę, że uda nam się to kontynuować i osiągnąć niedługo poziom pozwalający na pokonywanie niezbyt trudnych dróg wspinaczkowych w Tatrach. I tu moje pytanie - czy trzeba mieć jakieś specjalne zezwolenia/uprawnienia, żeby móc swobodnie (i bez groźby mandatu) schodzić ze znakowanych ścieżek (jak wszyscy wiemy w Tatrach normalnie jest to zakazane), na drogi prowadzące do szczytów udostępnionych do wspinaczki? I czy to prawda, że w tej chwili żeby móc wspinać się w Tatrach nie trzeba mieć przy sobie żadnych uprawniających do wspinaczki papierów - nawet karty klubowe?
Byłabym bardzo wdzięczna za odpowiedź!
Pozdrawiam! :)
Hej! :)
UsuńNie trzeba mieć żadnych dodatkowych uprawnień, aby móc uprawiać taternictwo w Polskich Tatrach. Aby nie naruszać przepisów parkowych, trzeba tylko pamiętać o rejonach udostępnionych do wspinaczki - http://tpn.pl/zwiedzaj/taternictwo/taternictwo-powierzchniowe wszystko z resztą pisze tutaj :) Czasami wygląda to też, że te teoretycznie poza-szlakowe rejony, ale udostępnione wspinaczkowo są bardziej oblegane niż niektóre szlaki ;) Np. okolice Mnicha. Więc absolutnie nie ma się co martwić mandatem :)
A jeżeli chodzi o Słowację, to tam z kolei trzeba nalezeć do jakiejś organizacji (np KW, trzeba mieć przy sobie legitymację) i tam można uprawiać wspinaczkę w terenie o trudności co najmniej II i więcej i analogicznie do polskiej strony, tylko na udostępnionych terenach -> http://www.tanap.org/navstevny-poriadok/ lista tych, gdzie się wspinać nie wolno jest tutaj :)
Jakbyś miała jeszcze jakieś pytania, chętnie odpowiem :) No i życzę Wam powodzenia w tym nowym odkrywaniu Tatr! :):)
Wasze relacje z Żabiego Szczytu i informacje podane w zakładce topo nie ukrywam pomogły mi zdobyć ten szczyt. I tu mała dygresja, bo stan obecny różni się niestety od tego, co Wy mieliście w 2013 roku. Na skałach na ścieżce podejściowo-zejściowej nie ma już repsznurów, więc trudności rosną. Jest natomiast obejście tych skał z lewej strony (wydeptana ścieżka) stromym trawiasto-kamienistym terenem, ale bez ekspozycji, następnie trzeba się jednak lekko cofnąć w prawo by krzak kosówki na skałach za którym zaczyna się normalna ścieżka mieć po lewej, a nie po prawej stronie.
OdpowiedzUsuńNa odcinku od Białczańskiej Przełęczy Wyżniej do Wyżniej Spadowej Przełączki ścieżka jest dobrze widoczna, ale tylko z góry, idąc pod górę trzeba się wspomagać licznymi kopczykami, z których część co prawda jest zniszczona, ale że miałem trochę czasu, to ponaprawiałem.
Przy wejściu na szczyt można zamiast trawersu żebra do żlebu, zejść kilka metrów z przełączki trawiastym terenem do podnóża żlebu (wydeptana ścieżka) i bez konieczności trawersowania czegokolwiek iść żlebem na szczyt.
Mam do Was jeszcze ogromną prośbę o zamieszczenie zdjęć z „kropkami” obrazującymi przejście z Furkotu na Hruby i końcowego fragmentu wejścia na Młynarza (od Pośredniego Młynarza do żlebu wejściowego i samego żlebu), planuję te szczyty w tym sezonie, a to naprawdę bardzo ułatwia drogę.
Pozdrawiam,
Karol
Cześć. Jeżeli występują na ścieżkach jakieś ubezpieczenia, dodajemy informację np. stan na sierpień 2013.
UsuńTrudności techniczne opisane tak przez WHP jak i WC w tej drodze dotyczą braku dodatkowych ubezpieczeń i wynoszą I, nico trudno - z repsznurami było łatwiej:-)
Nie zawsze opisujemy najłatwiejszą opcję wejściową, piszemy tylko o tym, co sami przebyliśmy.
Z Białczańskiej Przełęczy Wyżniej w kierunku Żabiego Szczytu Wyżniego jest na tyle szeroko i łagodnie, że spacerować można wieloma wariantami. I tak pewnie ludzie chadzają, przez co jednej wyraźnej ścieżynki nie ma:-)
Droga Furkot - Hruby - brak trudności orientacyjnych, należy trzymać się grani, obejścia są minimalne i dobrze widoczne nawet we mgle, często uczęszczana ścieżka.
Z fragmentu Młynarza, o którym piszesz, nie mamy rzetelnych zdjęć. Ciężko nam coś pomocnego dodać. Ścieżki trawersujące z obniżeniem po stronie Doliny Białczańskiej są z góry widoczne, choć trzeba się dobrze rozglądać.
Po przejściu grzędy opadającej z Pn. wierzchołka Młynarza do żlebu między wierzchołkowej przełęczy jest już bardzo łatwo, droga w górę sama się "narzuca". Tyle z tego, co pamiętam:-)
Świetnie jest poczytać uwagi czytelnika. Zapraszamy na więcej wymiany spostrzeżeń i życzymy dobrze widocznych ścieżek! :-)
Piękna trasa - też byłem, ale tylko na Niżnym.
OdpowiedzUsuń