TRASA I DZIEŃ:
Podbańska -> Wyżnia Cicha Polana -> Podbańska
TRASA II DZIEŃ:
Podbańska -> Wyżnia Cicha Polana -> Podbańska
TRASA II DZIEŃ:
Podbańska -> Dolina Koprowa -> Dolina Ciemnosmreczyńska -> Przybylińska Przełęcz Niżnia -> Przybylińska Czuba -> Niżni Pośredni Wierszyk -> Palec -> Przybylińska Przełęcz Wyżnia -> Wyżni Pośredni Wierszyk -> Mały Koprowy Wierch -> Koprowy Wierch -> Koprowe Czuby -> Koprowa Przełęcz Niżnia -> Dolina Hlińska -> Dolina Koprowa -> Podbańska
W Tatry zawitało na dobre lato. Dni gorące, noce ciepłe. Tak się nawet złożyło, że na weekend nie prognozowali żadnych burz, a więc - trzeba to wykorzystać ;)
Z racji długiego lipcowego dnia postanowiliśmy odwiedzić rejon, który nie jest zbyt popularny turystycznie.
Z ostatniej naszej wizyty w Dolinie Koprowej w pamięci zostało nam tylko, że dreptania jest tam w cholerę. Dlatego w ostatniej chwili zapakowaliśmy do samochodu rower... Jeden ;) Niestety więcej nie mieliśmy do dyspozycji.
Do Podbańskiej przyjechaliśmy w sobotę wieczorem. A z racji, że do zachodu słońca jeszcze trochę czasu mieliśmy, postanowiliśmy przetestować, czy uda nam się w ogóle we dwójkę skorzystać z roweru. I przy okazji zwiedzić kawałek Doliny Cichej.
Pod górkę było trochę ciężko. Wojtek pedałował, a ja, na sępa, na ramie:) Fajnie za to rozpędzało się z górki. Udało nam się dojechać na Wyżnią Cichą Polanę. To jest dopiero tatrzańskie odludzie - nie ma się co dziwić, że miśki lubią ten rejon, jest ich w Cichej Dolinie w całych Tatrach najwięcej.
Wróciliśmy do Podbańskiej w sumie nie do końca przekonani, czy rower sprawdzi się też z ciężkimi plecakami. Razem z innymi turystami (parking w Podbańskiej to popularne miejsce noclegowe;)) umościliśmy sobie posłanie (ja w aucie, Wojtek na trawniku) i poszliśmy spać.
Rano jak zwykle wstawać się nie chciało. Przeciągałam czas wyjścia na szlak mamrocząc coś o niedźwiedziach... Jak zrobiło się względnie jasno, to wyruszyliśmy w drogę, coś koło 5:00. Z rowerem ;)
Z plecakami było jeszcze ciężej. W sumie to nie mi to oceniać - "szoferem" był Wojtuś :) Czasami jechaliśmy na przemian, przy okazji serwując drugiej osobie trening biegowy, wykorzystywaliśmy wszystkie zjazdy. Gdzieś w okolicach połączenia ze szlakiem z Trzech Studniczek spotkaliśmy pierwszego człowieka na trasie. Ucieszyliśmy się na jego widok - on na nasz pewnie też ;)
Z rowerem poruszaliśmy się sporo szybciej. Niechętnie rozstaliśmy się z nim na końcu ścieżki rowerowej. Ukryliśmy go w krzakach i dalej korzystaliśmy już tylko z własnych nóg :)
Nasz towarzysz skręcił w Dolinę Hlińską. I znowu zostaliśmy sami.
Idąc dalej w kierunku Doliny Ciemnosmreczyńskiej na ścieżce jak na złość natrafialiśmy na niedźwiedzie "pozostałości". Może i jestem przewrażliwiona, ale czułam miśka w powietrzu.
Ku Ciemnosmreczyńskim Stawom dotarliśmy w miarę sprawnie. Poranek w tamtym miejscu wyglądał pięknie. Chyba nie muszę dodawać, że wokół żadnej żywej duszy.
Czekała nas dzisiaj porządna trasa, więc od razu ruszyliśmy w stronę Przybylińskiej Przełęczy Niżniej. Trochę kosówki, kamorów - niezbyt wyraźna ścieżka urwała się na jakimś piarżysku. Droga jednak miała nie być zawikłana - trawiastym żlebem do góry... I to paskudnie stromym żlebem! Lepiej się na stromych trawach nie przewracać.
Takie podchodzenie na przełęcz nieco nas zmęczyło. Ale za to szybko zyskaliśmy wysokość i szersze widoki na okolicę.
A Niżni Ciemnosmreczyński Staw ponad 200 metrów niżej.
Potężna Cubryna i jeden z piękniejszych widoków na nią.
No i nasza grań. Z tej perspektywy wydaje się strasznie długa. Spojrzenie w tę stronę wiąże się tylko z myślami jak stąd daleko do mety.
Prawdziwe ciemne smreczyny.
A skoro już jesteśmy na przełęczy, to odwiedzamy odległą o kilkanaście metrów Przybylińską Czubę.
Na początek czekał nas raczej trawiasty i łagodniejszy odcinek Pośredniego Wierszyka - Niżni Pośredni Wierszyk. Ścieżki żadnej, śladów ludzkiej bytności też - całe szczęście, że są jeszcze takie "niepopularne" miejsca w Tatrach.
Dość szybko zaczynają się jednak pojawiać skałki.
I grań Pośredniego Wierszyka nabiera typowego wysokotatrzańskiego charakteru.
Z prawej strony cały czas towarzyszy nam Mur Hrubego.
Miejscami jest ciekawie - czas założyć kask :) Znajdujemy też ładne piórko. Ogólnie już na Niżnim Pośrednim Wierszyku zaczynamy być zachwyceni tą granią. Takich miejsc w Tatrach właśnie szukamy.
Po stronie Doliny Hlińskiej stoki Pośredniego Wierszyka są o wiele łagodniejsze niż po północnej stronie. Tam właściwie mamy już ściany i zionące grozą przepaście.
Hm, jak widać amatorzy na nocleg w takim miejscu też się znaleźli. Przybylińska Przełęcz Wyżnia.
Drugi etap grani - Wyżni Pośredni Wierszyk. Długością podobny do Niżniego, ale bardziej skalisty i częściej trzeba poszukiwać obejścia.
Dolina Ciemnosmreczyńska -z tej strony jeszcze przez nas nie oglądana.
Zostawiamy w tyle Niżni Pośredni Wierszyk.
Zdobywamy kolejne metry, słońce zaczyna już porządnie przygrzewać, a do końca grani nadal wydaje się być daleko Szczerze - to nawet końca nie widzimy.
Czasem granią, czasem po Hlińskiej, a czasem po Ciemnosmreczyńskiej stronie. Trzeba czasem przejścia poszukać, bo śladów ścieżek raczej na marne szukać.
A tymczasem w polskich Tatrach na pewno tłoczno. Zadni Mnich - z tej strony też wygląda zupełnie inaczej niż dotychczas nam znany Zadni Mnich.
Dochodzimy do najtrudniejszego miejsca w grani - w okolice Palca. Palec to turniczka, która jest w grani... Sama jak palec ;) Wyrasta z przełączki o podobnej nazwie (Przełączka pod Palcem) i przewyższa ją tylko o 10 metrów, ale jest za to trudno dostępna.
Właśnie z jego powodu Wojtuś targał tutaj linę.
Na początku z jej pomocą dostajemy się z góry na przełęcz, bo jakoś kruszy się wszystko pod nogami i są po obu stronach stromizny.
Wojtek nie mógłby sobie pozwolić, żeby być po Palcem i na niego nie wejść. Mi nie pozostaje nic innego jak go przyasekurować. Sama nie mam oczywiście ochoty na zdobywanie Palca - wrażeń z Pośredniego Wierszyka mam i tak pod dostatkiem :) Wojtek marudzi coś na ruszające się kamienie, ale udaje mu się wejść na szczyt.
Pozostała na nim tylko pętelka. Zdjęć niestety brak - z przewieszonym przez ramię aparatem nie chcieliśmy próbować.
Wojtek wraca na dół tą samą drogą i możemy kontynuować wycieczkę granią. Dalej w górę wydaje się, że jest trudno - tutaj zaczyna się grań Małego Koprowego Wierchu. Na początek dość stromy uskok. Schodzimy więc paskudnie kruchym żlebem spod Palca i szukamy obejścia. W rezultacie trochę za bardzo oddalamy się od grani - na prawdę nie warto. Szybko naprawiamy błąd i wracamy na górę.
I spojrzenie w tył, na Palec wystający kawałkiem zza ścianki.
Grań robi się coraz bardziej przepaścista. Ale za to jest bardzo atrakcyjna i w większości nietrudna - po prostu przyjemna wędrówka. Granit jest niesamowicie szorstki. A ja naiwna znowu wzięłam krótkie spodenki...
Spory kawałek zostawiliśmy za plecami, ale nadal nie widzimy końca. Choć już na pewno "bliżej niż dalej".
Jest w pełni skaliście i ładnie.
Stoki do Doliny Hlińskiej zaczynają być łagodne i pozbawione trudności. To tak w razie jakby komuś znudził się Pośredni Wierszyk, albo pogoda się psuła ;) Nam pogoda dopisuje i spacer się bardzo podoba, idziemy dalej.
Ostatnia część grani jest też miejscami dość eksponowana. A skoro mamy sznurek w plecaku, to postanawiamy wykorzystać naszą grań i poćwiczyć trochę lotną asekurację.
Muszę przyznać, że przypada mi do gustu - dodaje odwagi w miejscach, gdzie metrów pod nogami jest dużo.
I nareszcie zza skał wynurza się Koprowy Wierch! I to nawet zaskakująco blisko :)
Im bliżej Koprowego jesteśmy, tym bardziej mi szkoda, że to już koniec grani. Piękna to była wędrówka!
Końcówka, czyli wierzchołki Koprowego Wierchu jest już zupełnie łatwa.
W dole Piarżyste Czuby. Przyciągały wzrok już od pewnego czasu, strasznie się nam spodobały.
I jesteśmy na Koprowym. W końcu ma nam kto zrobić zdjęcie :)
A więc, czas na widoki...
I zapiski wrażeń z Pośredniego Wierszyka.
Właściwie to kawał grani przebyliśmy :)
Na Pośredni Wierszyk straciliśmy więcej czasu niż piszą przewodniki. Ale z racji, że dzień jest długi, postanawiamy w drodze na dół odwiedzić jeszcze Koprowe Czuby - króciutki i łatwy odcinek grani.
Koprowa Kopa - szczyt może mały, ale absolutnie nie do ominięcia.
Wyżnia Koprowa Przełęcz.
A oto i nasze Koprowe Czuby pod Granią Baszt.
Z drugiej strony Koprowy Wierch, który niezbyt dostojnie prezentuje się z tej strony. Cieszymy się, że wyszliśmy na niego z nieco innej strony.
Koprowmi Czubami idzie się całkiem przyjemnie. Tutaj już jest ścieżka, bliskość szlaków dała o sobie znać.
W dole Dolina Hlińska, nasz dzisiejszy wariant na powrót.
Przejście czubami zajmuje nam kilkanaście minut. Opuszczamy naszą krótką grań na Niżniej Koprowej Przełęczy. W różnych opcjach był jeszcze pomysł przejścia kawałek dalej... Ale nie tym razem - kończy się dzień i zapał też mniejszy:-)
W Dolinie Hlińskiej jesteśmy pierwszy raz. Włodek Cywiński pisał, że podczas wędrówki nią "można dostać szyjoskrętu" - oczywiście za sprawą Muru Hrubego. My jednak spoglądamy też w stronę Pośredniego Wierszyka - z dołu wygląda o wiele łagodniej i ciężko nawet rozpoznać konkretne miejsca grani.
A przy spojrzeniu wstecz - Koprowe Czuby.
Ale faktycznie, Mur Hrubego robi wrażenie. Wydaje się być naprawdę ogromny. Tutaj Hruby Wierch, kawałek Muru i Wielki Ogród.
Po paru godzinach wędrówki w pełnym słońcu wyczekujemy jednak lasu i odrobiny cienia.
Ostatni odcinek lasem jakoś się ciągnie. Potem tylko trochę zejść, wygrzebać rower z krzaków i w dół. Byliśmy na tyle zmęczeni, że jakoś nie w smak nam było prowadzenie roweru. Usiedliśmy na nim we dwójkę i za kilkoma przekręceniami pedałów zjechaliśmy do Podbańskiej. Oczywiście z prędkością kontrolowaną - w około 20 minut:)
W Podbańskiej meldujemy się paskudnie zmęczeni, chyba głównie słońcem. Ale to jest ten rodzaj przyjemnego zmęczenia - oprócz tego w głowie pozostaje wiele pięknych widoków i trochę wrażeń. Do tego mała popularność, przez co osobiście Pośredni Wierszyk uznajemy za jedną z naszych najpiękniejszych tatrzańskich wycieczek :-)
W Tatry zawitało na dobre lato. Dni gorące, noce ciepłe. Tak się nawet złożyło, że na weekend nie prognozowali żadnych burz, a więc - trzeba to wykorzystać ;)
Z racji długiego lipcowego dnia postanowiliśmy odwiedzić rejon, który nie jest zbyt popularny turystycznie.
Z ostatniej naszej wizyty w Dolinie Koprowej w pamięci zostało nam tylko, że dreptania jest tam w cholerę. Dlatego w ostatniej chwili zapakowaliśmy do samochodu rower... Jeden ;) Niestety więcej nie mieliśmy do dyspozycji.
Do Podbańskiej przyjechaliśmy w sobotę wieczorem. A z racji, że do zachodu słońca jeszcze trochę czasu mieliśmy, postanowiliśmy przetestować, czy uda nam się w ogóle we dwójkę skorzystać z roweru. I przy okazji zwiedzić kawałek Doliny Cichej.
Pod górkę było trochę ciężko. Wojtek pedałował, a ja, na sępa, na ramie:) Fajnie za to rozpędzało się z górki. Udało nam się dojechać na Wyżnią Cichą Polanę. To jest dopiero tatrzańskie odludzie - nie ma się co dziwić, że miśki lubią ten rejon, jest ich w Cichej Dolinie w całych Tatrach najwięcej.
Wróciliśmy do Podbańskiej w sumie nie do końca przekonani, czy rower sprawdzi się też z ciężkimi plecakami. Razem z innymi turystami (parking w Podbańskiej to popularne miejsce noclegowe;)) umościliśmy sobie posłanie (ja w aucie, Wojtek na trawniku) i poszliśmy spać.
Rano jak zwykle wstawać się nie chciało. Przeciągałam czas wyjścia na szlak mamrocząc coś o niedźwiedziach... Jak zrobiło się względnie jasno, to wyruszyliśmy w drogę, coś koło 5:00. Z rowerem ;)
Z plecakami było jeszcze ciężej. W sumie to nie mi to oceniać - "szoferem" był Wojtuś :) Czasami jechaliśmy na przemian, przy okazji serwując drugiej osobie trening biegowy, wykorzystywaliśmy wszystkie zjazdy. Gdzieś w okolicach połączenia ze szlakiem z Trzech Studniczek spotkaliśmy pierwszego człowieka na trasie. Ucieszyliśmy się na jego widok - on na nasz pewnie też ;)
Z rowerem poruszaliśmy się sporo szybciej. Niechętnie rozstaliśmy się z nim na końcu ścieżki rowerowej. Ukryliśmy go w krzakach i dalej korzystaliśmy już tylko z własnych nóg :)
Nasz towarzysz skręcił w Dolinę Hlińską. I znowu zostaliśmy sami.
Idąc dalej w kierunku Doliny Ciemnosmreczyńskiej na ścieżce jak na złość natrafialiśmy na niedźwiedzie "pozostałości". Może i jestem przewrażliwiona, ale czułam miśka w powietrzu.
Ku Ciemnosmreczyńskim Stawom dotarliśmy w miarę sprawnie. Poranek w tamtym miejscu wyglądał pięknie. Chyba nie muszę dodawać, że wokół żadnej żywej duszy.
Czekała nas dzisiaj porządna trasa, więc od razu ruszyliśmy w stronę Przybylińskiej Przełęczy Niżniej. Trochę kosówki, kamorów - niezbyt wyraźna ścieżka urwała się na jakimś piarżysku. Droga jednak miała nie być zawikłana - trawiastym żlebem do góry... I to paskudnie stromym żlebem! Lepiej się na stromych trawach nie przewracać.
Takie podchodzenie na przełęcz nieco nas zmęczyło. Ale za to szybko zyskaliśmy wysokość i szersze widoki na okolicę.
A Niżni Ciemnosmreczyński Staw ponad 200 metrów niżej.
Potężna Cubryna i jeden z piękniejszych widoków na nią.
No i nasza grań. Z tej perspektywy wydaje się strasznie długa. Spojrzenie w tę stronę wiąże się tylko z myślami jak stąd daleko do mety.
Prawdziwe ciemne smreczyny.
A skoro już jesteśmy na przełęczy, to odwiedzamy odległą o kilkanaście metrów Przybylińską Czubę.
Na początek czekał nas raczej trawiasty i łagodniejszy odcinek Pośredniego Wierszyka - Niżni Pośredni Wierszyk. Ścieżki żadnej, śladów ludzkiej bytności też - całe szczęście, że są jeszcze takie "niepopularne" miejsca w Tatrach.
Dość szybko zaczynają się jednak pojawiać skałki.
I grań Pośredniego Wierszyka nabiera typowego wysokotatrzańskiego charakteru.
Z prawej strony cały czas towarzyszy nam Mur Hrubego.
Miejscami jest ciekawie - czas założyć kask :) Znajdujemy też ładne piórko. Ogólnie już na Niżnim Pośrednim Wierszyku zaczynamy być zachwyceni tą granią. Takich miejsc w Tatrach właśnie szukamy.
Po stronie Doliny Hlińskiej stoki Pośredniego Wierszyka są o wiele łagodniejsze niż po północnej stronie. Tam właściwie mamy już ściany i zionące grozą przepaście.
Hm, jak widać amatorzy na nocleg w takim miejscu też się znaleźli. Przybylińska Przełęcz Wyżnia.
Drugi etap grani - Wyżni Pośredni Wierszyk. Długością podobny do Niżniego, ale bardziej skalisty i częściej trzeba poszukiwać obejścia.
Dolina Ciemnosmreczyńska -z tej strony jeszcze przez nas nie oglądana.
Zostawiamy w tyle Niżni Pośredni Wierszyk.
Zdobywamy kolejne metry, słońce zaczyna już porządnie przygrzewać, a do końca grani nadal wydaje się być daleko Szczerze - to nawet końca nie widzimy.
Czasem granią, czasem po Hlińskiej, a czasem po Ciemnosmreczyńskiej stronie. Trzeba czasem przejścia poszukać, bo śladów ścieżek raczej na marne szukać.
A tymczasem w polskich Tatrach na pewno tłoczno. Zadni Mnich - z tej strony też wygląda zupełnie inaczej niż dotychczas nam znany Zadni Mnich.
Dochodzimy do najtrudniejszego miejsca w grani - w okolice Palca. Palec to turniczka, która jest w grani... Sama jak palec ;) Wyrasta z przełączki o podobnej nazwie (Przełączka pod Palcem) i przewyższa ją tylko o 10 metrów, ale jest za to trudno dostępna.
Właśnie z jego powodu Wojtuś targał tutaj linę.
Na początku z jej pomocą dostajemy się z góry na przełęcz, bo jakoś kruszy się wszystko pod nogami i są po obu stronach stromizny.
Wojtek nie mógłby sobie pozwolić, żeby być po Palcem i na niego nie wejść. Mi nie pozostaje nic innego jak go przyasekurować. Sama nie mam oczywiście ochoty na zdobywanie Palca - wrażeń z Pośredniego Wierszyka mam i tak pod dostatkiem :) Wojtek marudzi coś na ruszające się kamienie, ale udaje mu się wejść na szczyt.
Pozostała na nim tylko pętelka. Zdjęć niestety brak - z przewieszonym przez ramię aparatem nie chcieliśmy próbować.
Wojtek wraca na dół tą samą drogą i możemy kontynuować wycieczkę granią. Dalej w górę wydaje się, że jest trudno - tutaj zaczyna się grań Małego Koprowego Wierchu. Na początek dość stromy uskok. Schodzimy więc paskudnie kruchym żlebem spod Palca i szukamy obejścia. W rezultacie trochę za bardzo oddalamy się od grani - na prawdę nie warto. Szybko naprawiamy błąd i wracamy na górę.
Szpiglasowy Wierch i Miedziane |
Grań robi się coraz bardziej przepaścista. Ale za to jest bardzo atrakcyjna i w większości nietrudna - po prostu przyjemna wędrówka. Granit jest niesamowicie szorstki. A ja naiwna znowu wzięłam krótkie spodenki...
Spory kawałek zostawiliśmy za plecami, ale nadal nie widzimy końca. Choć już na pewno "bliżej niż dalej".
Jest w pełni skaliście i ładnie.
Stoki do Doliny Hlińskiej zaczynają być łagodne i pozbawione trudności. To tak w razie jakby komuś znudził się Pośredni Wierszyk, albo pogoda się psuła ;) Nam pogoda dopisuje i spacer się bardzo podoba, idziemy dalej.
Ostatnia część grani jest też miejscami dość eksponowana. A skoro mamy sznurek w plecaku, to postanawiamy wykorzystać naszą grań i poćwiczyć trochę lotną asekurację.
Muszę przyznać, że przypada mi do gustu - dodaje odwagi w miejscach, gdzie metrów pod nogami jest dużo.
I nareszcie zza skał wynurza się Koprowy Wierch! I to nawet zaskakująco blisko :)
Cubryna i Mięguszowieckie Szczyty |
Im bliżej Koprowego jesteśmy, tym bardziej mi szkoda, że to już koniec grani. Piękna to była wędrówka!
Końcówka, czyli wierzchołki Koprowego Wierchu jest już zupełnie łatwa.
W dole Piarżyste Czuby. Przyciągały wzrok już od pewnego czasu, strasznie się nam spodobały.
I jesteśmy na Koprowym. W końcu ma nam kto zrobić zdjęcie :)
A więc, czas na widoki...
Mięguszowieckie Szczyty |
Szczyrbski Szczyt, Grań Soliska, Hruby Wierch |
I zapiski wrażeń z Pośredniego Wierszyka.
Właściwie to kawał grani przebyliśmy :)
Na Pośredni Wierszyk straciliśmy więcej czasu niż piszą przewodniki. Ale z racji, że dzień jest długi, postanawiamy w drodze na dół odwiedzić jeszcze Koprowe Czuby - króciutki i łatwy odcinek grani.
Koprowa Kopa - szczyt może mały, ale absolutnie nie do ominięcia.
Wyżnia Koprowa Przełęcz.
Wielki Hińczowy Staw |
A oto i nasze Koprowe Czuby pod Granią Baszt.
Z drugiej strony Koprowy Wierch, który niezbyt dostojnie prezentuje się z tej strony. Cieszymy się, że wyszliśmy na niego z nieco innej strony.
Koprowmi Czubami idzie się całkiem przyjemnie. Tutaj już jest ścieżka, bliskość szlaków dała o sobie znać.
W dole Dolina Hlińska, nasz dzisiejszy wariant na powrót.
Przejście czubami zajmuje nam kilkanaście minut. Opuszczamy naszą krótką grań na Niżniej Koprowej Przełęczy. W różnych opcjach był jeszcze pomysł przejścia kawałek dalej... Ale nie tym razem - kończy się dzień i zapał też mniejszy:-)
W Dolinie Hlińskiej jesteśmy pierwszy raz. Włodek Cywiński pisał, że podczas wędrówki nią "można dostać szyjoskrętu" - oczywiście za sprawą Muru Hrubego. My jednak spoglądamy też w stronę Pośredniego Wierszyka - z dołu wygląda o wiele łagodniej i ciężko nawet rozpoznać konkretne miejsca grani.
A przy spojrzeniu wstecz - Koprowe Czuby.
Ale faktycznie, Mur Hrubego robi wrażenie. Wydaje się być naprawdę ogromny. Tutaj Hruby Wierch, kawałek Muru i Wielki Ogród.
Po paru godzinach wędrówki w pełnym słońcu wyczekujemy jednak lasu i odrobiny cienia.
Ostatni odcinek lasem jakoś się ciągnie. Potem tylko trochę zejść, wygrzebać rower z krzaków i w dół. Byliśmy na tyle zmęczeni, że jakoś nie w smak nam było prowadzenie roweru. Usiedliśmy na nim we dwójkę i za kilkoma przekręceniami pedałów zjechaliśmy do Podbańskiej. Oczywiście z prędkością kontrolowaną - w około 20 minut:)
W Podbańskiej meldujemy się paskudnie zmęczeni, chyba głównie słońcem. Ale to jest ten rodzaj przyjemnego zmęczenia - oprócz tego w głowie pozostaje wiele pięknych widoków i trochę wrażeń. Do tego mała popularność, przez co osobiście Pośredni Wierszyk uznajemy za jedną z naszych najpiękniejszych tatrzańskich wycieczek :-)
Dzięki za opis! Wierszyk też mi chodzi po głowie i upewniłam się, że słusznie! :D
OdpowiedzUsuńTutaj http://2.bp.blogspot.com/-8QFwA7T7Vtk/Vo1l7WQaDRI/AAAAAAAAYPA/J_rcXP661tE/s1600/_MG_9948_stitch.jpg Grań Baszt wygląda obłędnie!
No i dobrze, że z niedźwiedzia to tylko kupki napotkaliście. ;) A tak z ciekawości - mijaliście w drodze powrotnej Doliną Koprową jakichś ludzi albo widzieliście z góry, żeby ktoś tam w ogóle łaził?
Pytasz czy widzieliśmy kogoś później na Pośrednim Wierszyku? Nie przyglądaliśmy się, ale raczej nie, ogólnie tam chyba rzadko ktokolwiek chodzi :)
UsuńZnaczy w Dolinie Koprowej, na tym 8-mio kilometrowym asfalcie i w wyższej części na szlaku ludzie się zdarzają. W naszych dwóch wycieczkach widzieliśmy ludzi w odpowiedniej ilości, bo lepiej ich tam nawet widzieć niż nie widzieć:-)
UsuńChodziło mi o Dolinę Koprową. Jakoś rzadko spotykam się z relacjami, zdjęciami czy notkami na jej temat. :) Ponoć więcej tam kup niedźwiedzi niż turystów. Co dziwi ze względu na bitą drogę. ;)
UsuńTo prawda, że mało jest relacji z okolic Koprowej, nie ma tam zbyt dużo ludzi, ale ładnym, weekendowym dniem można parę osób na szlaku spotkać
UsuńPod tym względem wydaje się, że sąsiednia Dolina Cicha jest jeszcze mniej popularna, a niedźwiedzi, z tego co można wyczytać, najwięcej właśnie w tych dolinach.
W obydwu dolinach bywają rowerzyści chyba z racji tych asfaltów i sporych długości szlaków.
pozdrawiam
Super zdjęcia!
OdpowiedzUsuńGratuluję przejścia :)
Fantastyczna relacja. Tatry jakie lubię, bez natłoku ludzi. Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
I kolanko rozcharatane... Ale góry piękne i wycieczka wspaniała. POzdrowienia Wam ślę ;)
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam, ma jeszcze drugie kolano:-)
UsuńCześć, śledzę Wasze relacje drugi rok i postanowiłem, że w tym i ja przejdę na "Ciemną stronę Mocy", czyli zejdę ze szlaku. Ta trasa z uwagi na możliwość wykorzystania roweru i widoki wydaje się być szczególnie atrakcyjna. Mam tylko dwa pytania, odpowiedzi na które nie znalazłem w Waszej relacji, ani w opisie grani. Pierwsze: czy "Palec" można obejść bokiem samodzielnie, bez liny i bez zbytniego narażania się na upadek? Drugie: ile czasu zajęło Wam przejście, od ukrycia, do odnalezienia roweru?
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i powodzenia na kolejnych nieznanych ścieżkach.
Witam,
Usuńrzeczywiście nie przykuwamy zbytniej uwagi do pisania czasu przejścia. Robimy dość dużo zdjęć i często zbaczamy ze ścieżek, żeby zaglądnąć w jakieś interesujące miejsca, co bardzo wydłuża nasze wędrówki i najczęściej spacerujemy dłużej niż piszą przewodniki.
Wedle zdjęć, "od roweru do roweru" szliśmy około 9 godzin, z czego blisko 5 spędziliśmy na grani Pośredniego Wierszyka - a tą można przejść znacznie szybciej.
Palec można łatwo obejść po stronie Doliny Hlińskiej (z wierzchołka Palca był zjazd na tą samą stronę) z zachodniego siodełka Przełączki pod Palcem skalistym żlebkiem kilkanaście metrów w dół.
Zgadzam się, że to jest ładna wycieczka. Choć po grani widać, że jest rzadko uczęszczana.
Również pozdrawiam
Dzięki za informację. Cieszę się, bo nawet dla takiego dziadka jak ja 9 godzin to spacerek. Preferuję wyjazdy czerwcowo/lipcowe, bo nie lubię się w górach spieszyć. Za młodu szlaki zaliczałem, teraz się nimi delektuję. Chcę mieć czas na postoje i robienie zdjęć. Już się na to cieszę...
UsuńNa pewno ta grań należy do tych, którymi można się delektować:-) Trudniejsze fragmenty samej grani zawsze można obejść nie obniżając się zbytnio, jedynie trzeba się dobrze rozglądać za tymi obejściami.
UsuńW czerwcu/lipcu wypada dobrze rozpoznać prognozę burzową, ewentualnie poczytać o zejściach awaryjnych.
Pozostaje życzyć udanego wędrowania!
Ależ mi się tęskni za górami... Rozpalacie jeszcze bardziej takimi zdjęciami chęć zostawienia wszystkiego i pójścia jakąś percią.
OdpowiedzUsuńJakby tak rzucić wszystko na jeden dzień i wybrać się w górki to pewnie nic by się nie stało :)
UsuńKolejna świetna relacja i dużo fajnych zdjęć :) Koprowy poznaliśmy kilka miesięcy temu, ale zaledwie klasyczną drogą szlakową. Czytając jednak przewodniki kusi taka opcja w przyszłości... kiedy trudno powiedzieć bo póki co dobijamy z pomysłami do setki, a wolne dni w roku i pogoda nie są z gumy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy ;)
Pośredni Wierszyk też mam w planie, nawet takim zapisanym, nie tylko "w głowie" :P Może znajdę kiedyś na niego czas ;)
OdpowiedzUsuńFajna wycieczka, a Korpowy to rzeczywiście szczyt, którego nie można pominąć.
A Dolina Koprowa to rzeczywiście złooo ;)
Piękne widoki :) jeszcze takie nieopatrzone ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRejony dla mnie kompletnie nieznane. Dzięki za ten bardzo ciekawy wirtualny tatrzański "spacer". Ja po ostatnich zmaganiach graniowych nie wybieram się już w krótkich spodenkach ;) Pozdrowienia dla Was!
OdpowiedzUsuńW długich będzie za gorąco:-)
UsuńJestem pod wrażeniem tej arcyciekawej relacji z Waszej, zresztą b. pomysłowo zaplanowanej wycieczki. Zapoznanie się z nią sprawiło mi wielką radość i frajdę, jako ze jak już w innym miejscu pisałam, ten rejon jest na liście moich tatrzańskich marzeń i planów. Myślałam co prawda głównie o zwiedzeniu samej Piarżystej jako takiej, ale rzeczywiście, Wasze relacje potrafią inspirować. 😉 Na razie jednak czeka mnie, oj, dluższa przerwa, jako że Mały Tatromaniak w drodze 😄 Tym bardziej będę więc czekać na Wasze nowe relacje! PS A o Niewcyrce przypadkiem nie myśleliście? 😉
OdpowiedzUsuńŁadne zdjęcia i ciekawy opis. Bez nadęcia i robienia cyfr. Z ciekawością przeczytałem. Dziękuję.
OdpowiedzUsuń