TRASA:
Kuźnice -> Dolina Jaworzynka -> Karczmisko -> Czarny Staw Gąsienicowy -> Żółta Przełęcz -> Pańszczycka Turnia -> Wierch pod Fajki -> Czarny Staw Gąsienicowy -> Karczmisko -> Kuźnice
Miała ta wycieczka wyglądać inaczej, choć cel miał być podobny. Choróbsko, jakie dopadło Hemli, całkowicie wykluczyło bidulkę z działań. Już podejście na Karczmisko okazało się "nie do pokonania". Kto chodził w przeziębieniowym osłabieniu organizmu po górach, wie o czym mówię.
Jeszcze w Jaworzynce Hemli postanowiła zawrócić, odpocząć dzisiaj i spróbować odzyskać siły na jutrzejszy dzień. W drodze dolinką na pocieszenie zastała całkiem ciekawe widoki.
Ja natomiast postanowiłem możliwie szybko wrócić z wycieczki. Wynajduję w krzakach kijek-podróżniczek i pędem więc gonię na Karczmisko, do Murowańca w sumie tylko wpisać się do książki i dalej nad Czarny Staw Gąsienicowy. Przebiega tędy trasa jakiegoś biegu górskiego: Zakopane - Nosal - Kuźnice - Jaworzynka - Czarny Staw Gąsienicowy - Karb - Zielona Dolina Gąsienicowa - Kasprowy Wierch - Zakopane.
Najlepsi ją pokonują w niewiele ponad 2 godziny!
Mi to też sprzyja - dzięki "wolniejszym" biegaczom, szybciej idę - dyktują tempo:-)
Niepokojąca warstwa śniegu na mojej dzisiejszej grani. Nie chcę jednak stąd oceniać, lepiej przyjrzeć się z bliska.
Dalej więc szybko do szlaku na Skrajny Granat i nim w górę. Jednak szlakiem niezbyt długo - po około dwudziestu minutach pokazuje mi się Kucharz.
To ta śmieszna turniczka na lewo od centralnej grupy skał. Koło niego właśnie zaplanowałem iść na grań. I właśnie tutaj skręcam ze szlaku w górę.
Już kilkadziesiąt metrów od szlaku otoczenie wydaje mi się lepsze:-)
Zbliżam się powoli do Kucharza. Mi to przypomina głowę z czapką kucharską - stąd taka nazwa i będę jej własną piersią bronił:) Ciekawe czy ma już pierwsze wejście?
Będzie dzień robienia zdjęć samemu sobie:-( Choć czasem jest to śmieszne:-)
Nadzieje okazały się trafne - Żółta Przełęcz tuż tuż.
Z przełęczy zionie groźne żlebisko w stronę Pańszczycy.
Pod Zawratem i w okolicach bardzo dużo śniegu, jak na tę porę.
Grań w stronę Fajek nie wydaje się przedstawiać trudności. Śniegu też nie dużo, czego się najbardziej obawiałem. Choć mocno nawiane jest przed Pańszczycką Turnią i może być z nią kłopot. Cóż, obejrzyjmy z bliska.
Przełączka pod Fajki tak bliziutko, ale strach na nią wchodzić. Bardzo stromy śnieg. Nie wiem jak ją z tej strony ugryźć.
Podchodzę nieco wyżej, nad przełączkę, a tam miła niespodzianka. Na samej przełęczy śnieg jest wytopiony na szerokość około metra - i sobie bez kłopotu tędy przejdę:-)
Jednak oczy przyciąga nie przełęcz, nie turnia za przełęczą, ale urwista, płytowa ściana Pańszczyckiej Turni!
Gwiazda dzisiejszego dnia, nie do porównania widok "na żywo" ze zdjęciem. Dlaczego Hemli tu nie ma?:-(
Tak więc będąc w okolicy nie mogę ominąć ani Przełączki pod Fajki, ani Pańszczyckiej Turni.
Spokojnie metrowym chodniczkiem odśnieżonym specjalnie na moją wizytę drepczę na przełęcz, z niej kilka metrów wyżej po skałkach na turnię.
Pokazały się Buczynowe Turnie z mocno zaśnieżonymi żlebami. nie są to dobre warunki do spacerów na przykład Orloperciowych.
Bacznie stojąca cały czas za plecami Żółta Turnia. Wielka kupa kamieni!
Z turni ukazuje się też najwyższy wierzchołek Wierchu pod Fajki. Widać go tylko kawałek i trudno stąd ocenić drogę wejściową. Piszą, że dość trudny do zdobycia. Jak jest w rzeczywistości? Pora się przekonać.
Pamiątkowe zdjęcie na turni - jedno z dziwniejszych:) i wracam na grań.
Kilka minut między skałami i już blisko niższego wierzchołka. Tuż przed nim dokładniej można się przyjrzeć wierzchołkowi głównemu i rzeczywiście nie wygląda prosto.
Idę na ten "łatwy" wierzchołek i dla mnie kłopoty zaczynają się jeszcze przed nim - to jest 0+? Może i tak, ale to chyba moje pierwsze zero plus, w którym stoję 5 metrów przed szczytem i nie wiem jak się ruszyć:-)
Na szczęście był to chwilowy brak pomysłu - zostawiam plecak i troszkę w ekspozycji jakoś się udaje.
Miejsca tu za mało, żeby nawet usiąść. Za to jeszcze lepiej prezentuje się turnia!
I przebyty odcinek grani.
Chyba mogę zapomnieć o głównym wierzchołku - zejście w jego kierunku jest prawie pionowe i nie widzę żadnych stopni...
A jest już tak blisko:-/ W ogóle czy między nimi jest różnica wysokości 11 metrów? Wątpliwe, ale niech będzie. Ze zniechęceniem robię dookoła (i sobie) zdjęcia.
Przy okazji pod wierzchołkiem, na którym stoję zauważam jakiś wbity hak z przewiniętym repem.
Nie, tak łatwo się nie poddam! Po coś w końcu targałem tutaj linę i złom.
Wracam do plecaka i wyciągam wszystko co może się przydać. Z kaskiem Hemli na czele!:-)
Robię stanowisko zjazdowe i zjeżdżam kilka metrów uskokiem na siodełko między wierzchołkami.
Przepaściście na obydwie strony, a grańka dość wąska.
Sprawdzam czy tędy wylezę w drodze powrotnej - wedle przewodników jest tu II, wygląda trudniej niż na Mnichu, ale to tylko kilka metrów, nie jest tak źle:-)
Powoli z liną wpiętą do przyrządu przełażę granią. Nie jest tu trudno, ale przeciąganie liny przez przyrząd z blokerem strasznie spowalnia ruchy. Zakładam po drodze punkty z pętli i powbijanych haków (jest ich tutaj kilka).
Nie mam w takich warunkach obycia ze sprzętem - w skałach wszystko jest proste i klarowne. Tutaj mi się wszystko plącze... Momentami się denerwuję i gadam do siebie. Mam nadzieję, że nikt nie słyszał:P
W każdym razie przełażę jakoś pod główny wierzchołek. WC w swoim 18 tomie pisze, że omijanie skalnego zęba pomiędzy wierzchołkami czy to z lewej, czy z prawej jest dwójkowe. Jednak przejście po zębie nie sprawia kłopotów - taki zeroplus. A nie ma o tym słowa w przewodniku.
Pod wierzchołkiem drugim od razu widzę, że wejście i zejście z niego już nie będzie trudne. To się rozwiązuję i włażę.
Odwrót w stronę przebytej drogi.
Pańszczycka Turnia stąd też zachwyca stromizną.
I Skrajny Granat - tuż tuż.
I byłby jeszcze bliżej, jednak pomiędzy łatwym terenem wiodącym na szczyt, a szczytem Fajek staje dęba Lama - ostatnia w grani turnia.
Nie wygląda, żeby mnie ot tak sobie przepuściła na drugą stronę:-)
Aczkolwiek parę metrów jeszcze na drugą stronę szczytu schodzę. Troszkę w dół po płycie z kolejnym wbitym hakiem.
I dalej już stop! Zionie przepaścistymi II-jkami z lewej i z prawej. Ja dziękuję:-)
Oczywiście pamiątkowe zdjęcie
i zabieram się za schodzenie - mam jeszcze jedną rzecz do sprawdzenia poniżej grani.
Powrót do liny jest co prawda łatwy, ale dość powietrzny - jak i cała ta grań.
Ekspozycji nie brakuje, może to był powód sporego zainteresowania Granią Fajek przez taterników jakiś czas temu?
Przy powrocie nieco się zachmurzyło, dodało uroku i grozy grani:-)
Jeszcze rzut oka poniżej grani - na pochyłe, zielone płyty. Wiedzie nimi łatwe przejście pod Fajkami. To właśnie chcę jeszcze obadać.
Wpinam się do liny i powoli przełażę grańką na jej początek.
Zajmuje mi to strasznie dużo czasu - efekt braku wprawy.
Jeden z haków pomiędzy wierzchołkami.
Wyłażę na niższy wierzchołek, zbieram manatki i schodzę granią w kierunku ukośnych płyt - nimi wiedzie trawers.
A na płytach niespodzianka: z zalegających płatów śniegu spływa woda. Płyty mokre, ukośne i, co najgorsze, poderwane. Nie wiem jak dużo metrów pod nimi, ale stąpanie tutaj wstrzymuje mi oddech. Przechodzę mniej więcej do połowy.
Tam już strach przed ześlizgnięciem wziął górę. Dużo było powodów do zawrócenia:
- chęć szybkiego powrotu z wycieczki,
- zjedzenia obiadu w Temidzie,
- niewątpliwy powrót w to miejsce z Hemli,
- wreszcie zwyczajny strach.
Jeszcze wolniejszym krokiem złażę z płyt. Są nieprzyjemne:-/
Pamiątkowe zdjęcie (ze zrezygnowania z przejścia:)
i na pocieszenie schodzę nie żlebem wejściowym, a grzędą opadającą z Fajek. Tak trochę na przypał.
Chcąc nie chcąc, układ skał i tak kierował mnie na ukos do żlebu i, co bardzo mnie ucieszyło - wychodzę tuż nad Kucharzem!
Dla mnie to wesołe zakończenie, bo lubię bardzo tą skałę:-)
Jeżeli gadanie do siebie pośród skał nie dowodem na brak odwagi, to dziękuję:-)
OdpowiedzUsuńAle niebezpiecznie raczej nie było - przynajmniej starałem się, żeby nie było.
Pozdrowienia.
No nie źle ;) Zdjęcia bardzo ładne ;)
OdpowiedzUsuńJa to na takie coś bym nie poszła. Zdecydowanie wolę normalnie wspinać się z liną i prowadzić piątkowe (i mam nadzieję kiedyś trudniejsze) wyciągi niż pokonywać lufaste 0+ - II prawie na żywca :/
pozdrawiam!
Nie no, żywcowanie to nie było, poprzypinałem się tam dość gęsto i cały czas byłem wpięty jak do zjazdy z blokerem - spaść się za dużo nie dało:-)
UsuńAczkolwiek takie łażenie po grani dół-góra-dół-góra strasznie utrudnia operacje z liną. Ale muszę się nauczyć bo graniówki mnie interesują najbardziej.
Pozdrowienia!
a no chyba że tak. to zmienia postać rzeczy :)
UsuńGraniowki.... Ja za tym nie przepadam, ale wiem, że są tacy, co je po prostu uwielbiają. Każdy lubi coś innego. I dlatego jest fajnie... :) :) :)
pozdrawiam
Bardzo fajną trasę zrobiłeś :-) Gratuluję. Ja o niej czytałem w zeszłym roku i wyglądała mi ciekawie. Na zdjęciach też niczego sobie.
OdpowiedzUsuńIlu metrową linę miałeś?
PS. Miałem awarię domeny związaną ze zmianą dostawcy i teraz coś powiadomienia Google/RSS o nowych wpisach przestały działać. Ponowne zaobserwowanie powinno pomóc :-)
60 metrów. Nie wymagana tutaj tak długa lina, zjazdu jest raptem kilka metrów, pod sam główny wierzchołek lina złożona na pół wystarcza. Co dalej? A nie wiem, nie byłem:-( Krótka, bardzo ciekawa grańka. Warto się tam przejść, zdjęcia jak zwykle nie oddają całego uroku.
UsuńMi też się marzą tatrzańskie graniówki. Chodzi mi ciągle jedna po głowie. Myślę, że jest w moim zasięgu fizycznym i psychicznym. Zobaczymy czy w tym roku się uda. Poza tym bardzo fajna relacja. Szkoda tylko, że połowicy nie było czyli Hemli. Ja jak jestem sama gdzieś w górach to tak się trochę dziwnie czuję, że nie ma tej drugiej osoby. Normalnie jakbym jakieś przestępstwo popełniała :)
OdpowiedzUsuńJa też popełniłem zbrodnię - i pewnie w odkupieniu winy wrócimy tam wkrótce. Tylko tym razem już na całą grań:-)
UsuńA jaką grań masz w głowie? Może rąbek tajemnicy?:-) Jak nie oficjalnie, to choć na maila:)
Pozdrowienia!
Jestem pod wrażeniem, Brawo!
OdpowiedzUsuńOpis jak z przewodnika, super :)
pozdrawiam serdecznie
Dziękuję, staramy się:-)
UsuńWow, Pańszczycka Turnia robi naprawdę niezłe wrażenie ;) Nigdy bym się nie spodziewał że Wierch pod Fajki, który się wydaje dosyć niepozorny w porównaniu do Granatów-gigantów, okaże się tak wymagający :) Pozdrowionka i powodzenia, aby następnym razem się udało ;)
OdpowiedzUsuńA i ekstra-fajne zdjęcia ;)
Dziękuję, następnym razem myślę, że dołożymy starań, żeby dokończyć grań.
UsuńPozdrawiam!
Samojebki wyszły bardzo udanie i całkowicie lansiarsko! :) pzdr
OdpowiedzUsuńMusiałem mieć wytłumaczone o co chodzi:)
UsuńSuper, gratulacje udanej wycieczki. Świetne zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, wycieczka choć nie do końca udana, to i tak udana:)
UsuńTeż gratuluję, bo trasa fajna... ale zjeżdżać ze stanowiska zrobionego z jednego i to niepewnego, bo zastanego haka? brrr, nie, nigdy.
OdpowiedzUsuńA ktoś tak robi?:)
UsuńTam gdzie zalozyles punkt z petli masz karabinek zle wpiety. Rozumiem, ze zamieszanie i zdenerwowanie, ale warto zwrocic uwage, by dobrze wpiac nastepnym razem.
OdpowiedzUsuń