niedziela, 30 grudnia 2018

Opowieści z Tatr Bielskich II: Kominy Ździarskie

Trasa: Droga Wolności - Małe Siodło - Czarny Wierch - Dolina Hawrania - Nowa Baszta - Niżni Nowy Przechód - Nowa Dolina - Niżnia Nowa Przełęcz - Nowy Kopiniak - Nowy Wierch - Nowa Przełęcz - Bujakowy Przechód - Nowa Dolina - Zakrywa - Międzyścienna Przełęcz - Droga Wolności


Zauroczony poprzednią wycieczką w Tatry Bielskie postanowiłem, że w tym roku wybiorę się na wędrówki po tej rzadziej uczęszczanej części Tatr jeszcze nie raz.

Tym razem w pełnej wiośnie, w połowie czerwca i w planie jest ona dwudniowa. Od miesiąca w nowym stanie cywilnym dostałem pozwolenie na wędrowanie po krzakach z zachowaniem ostrożności i brakiem narażania się na zbędne ryzyko. Obiecuję zrealizować jedno i drugie:-)

Już wczoraj przy pakowaniu czułem pewne podekscytowanie. Widziałem teren nie dawno, bardzo mi się podobał, ale jednocześnie trochę się obawiałem. Był więc dreszczyk. Wycieczkę zaczynam na tym samym parkingu co poprzednio. Nie chcąc "powielać" podejścia, tym razem podchodzę zboczami Małego Wierchu. Jest tutaj słabo widoczna droga, zapewne po ściąganiu drzew ze stoku. W górnej części albo się zatraca, albo ją zgubiłem. Dosłownie: wpadłem w maliny, bo tych tutaj nie brakuje.
Roślinność daje o sobie znać już na samym początku wycieczki. Z racji własnego doświadczenia, postanawiam minimalizować wysiłek na początku, bo taka wycieczka może okazać się bardziej wyczerpująca niż zdobywanie najwyższych tatrzańskich szczytów udeptanymi ścieżkami. Schodzę bliżej stromego zbocza Hawraniego Kanionu - między drzewami jest trochę luźniej.
Dochodzę na jakąś polankę gdzieś w pobliżu Małego Siodła. Tutaj potwierdzam sobie pod jakim znakiem będzie te wyjazd - roślinność:-)
Trafiam na jakąś ścieżkę, która wyprowadza na znaną mi już Bielską Ścieżkę nad Reglami. Jednak wygląda ona nieco inaczej. Wszystko już porządnie zarosło.
Teraz idę do dna Hawraniej Doliny. Przez chwilę chciałem pójść nią po prostu w górę aż do polan. Jednak poszedłem ścieżką na Czarny Wierch, chciałem sprawdzić którędy dokładnie prowadzi.
To miejsce już znam. Las badyli, w oddali bielskie ściany.
Z najbardziej imponującą, gładką ścianą Nowego Kopiniaka, którego grzbietem chciałbym dzisiaj przewędrować.
Idę dalej znaną ścieżką do polan w Dolinie Hawraniej. Ciekawy jest stamtąd widok na Hawranie Kopiniaki.
A trochę dalej, z kolejnej polanki już widać małą jaskinię w Żlebie z Mostem.
Piękna, wszędobylska, czerwcowa zieleń robi na mnie duże wrażenie:-) Idę do góry, w kierunku Żlebu z Mostem.
Po lewej odsłania się ciąg pionowych ścian Nowej Baszty i dalszej grani Kominów Ździarskich.
A z tyłu podobno najwyższa w Tatrach Bielskich, ściana Skrajnego Hawraniego Kopiniaka.
Trochę przez kosodrzewinę, po stromym trawniku i jestem przy "moście". Zatrzymuję się tu na chwilę. To ciekawe miejsce, przelotowy tunel z pionową ścianką tylną, otwarty od góry - dwie większe dziury i jedna malutka:-)
Władysław Cywiński nazwę dla żlebu zaczerpnął właśnie z tego miejsca.
Jeszcze ujęcie z wnętrza nyży i zabieram się za przechodzenie powyżej mostu.
A to do najłatwiejszych nie należy. Według przewodnika, przechodzenie ścianki jest jedynkowe. Jednak, że ścianka jest mokra, ja jestem mokry i mam na nogach miękkie buty, do przejścia wykorzystuję nie ściankę, a bezpieczniejsze krzewy po prawej. Chwila cierpienia i już.
Myślałem, że ze wzrostem wysokości będą "malały" rośliny. Nic podobnego, te się mają nadzwyczaj dobrze. Teraz lezę momentami po pas w liściach. Teren jest w zupełności bezścieżkowy i trochę błotnisty, co w połączeniu z zasłaniającymi ziemię liśćmi utrudnia podchodzenie.
Z drugiej strony jest też tutaj bardzo ładnie. Obszar północno wschodnich stoków Nowej Baszty i Niżnich Kominów to wszakże matecznik.
W miarę możliwości wychodzę na lewą grań. Z obserwacji ściany Nowej Baszty ponad Hawranią Równią wiem, że "na oko" kilkanaście metrów pod granią jest półeczka z kosodrzewiną i pojedynczym świerkiem w ścianie, za którą jest ciemna nyża. Może to jaskinia? Nie odnalazłem o niej wzmianki w żadnym ze źródeł.
Chciałem odnaleźć chociaż miejsce w grani, pod którym jest ta półeczka, ale stąd jej nie widać.
Za to pięknie widać całą ścianę Nowego Kopiniaka.
Większość podejścia za mną.
A przede mną już ostatnia, niezbyt trudna ścianka i wychodzę na wierzchołek Nowej Baszty.
Niejednokrotnie, przejeżdżając wokół Tatr na ich południową stronę spoglądałem na długi, wiejący tajemnicą mur skalny Kominów Ździarskich. A dzisiaj udaje mi się odkryć kawałek tej tajemnicy.
Robię tu chwilę przerwy, najpierw na kanapkę i rozglądanie po okolicy, później na fotografie.
Okolica interesująca. Jest Murań, dalsza, strasząca urwiskami część grani Kominów, a z drugiej strony dobrze już znana grań Hawrania.
Sam Hawrań postanowił dzisiaj nie ujawniać się za bardzo. Cóż, takie prawo najwyższego:-)
Spoglądam na róg Murania ponad Zakrywą. Widoczny jest stąd jego tak zwany słaby punkt.
Idę jeszcze popatrzeć na południowy uskok w grani i niedostępny na Nowy Ząb.
Grań od wierzchołka Nowej Baszty na południe jest urwista, płaska i, jak się przypadkiem dowiedziałem, niezbyt stabilna. Dotknięta raptem kupa kamieni spoczywająca luźno na grani osunęła się z łomotem w dół do podstawy ściany. Przez myśl tylko mi przeszło, żeby nikogo i niczego tam w tym czasie nie było i postanowiłem za dużo nie kombinować. To nie jest zdeptany teren, w którym co mogło polecieć, już spadło. Nie jeden bohater się już w Tatrach na tym przeliczył, nawet w tym roku.
Rzucam jeszcze okiem na dalszą część grani i wracam na bezpieczny wierzchołek. Tamtą drogą ani dzisiaj, anie pewnie nigdy nie pójdę.
Pamiątkowe zdjęcie, jedno z nielicznych z samowyzwalacza i kieruję swoje zmoczone jak pies buty do jedynego miejsca, z którego można łatwo zejść do Nowej Doliny. Mając dobrze utrwalone w pamięci wydarzenie sprzed kilku minut, nie idę"łatwą" granią, a wracam przez ściankę w żlebie i trawersuję graniowe skałki tuż przy ich podstawach. Męczące i upierdliwe przejście, ale bezpieczne i wyboru nie żałuję.
Na grań powracam tuż za większymi skałkami i dalej już prosty spacer do obrośniętego kosodrzewiną Niżniego Nowego Przechodu. Nawet widać lekko wydeptaną ścieżkę, ale ciężko powiedzieć czy zrobiły to buty czy kopytka.
W Tatrach jest sporo przechodów. Nie wszyscy wiedzą, że nie każdy z nich to przełęcz. Autorzy przewodników nadają to miano istotnym miejscom w większych i mniejszych graniach, dzięki którym można łatwą tą grań przekroczyć. Idealnym przykładem jest właśnie Niżni Nowy Przechód. Po jego południowej stronie jest grań Nowej Baszty, po północnej - Niżnie Kominy. Z tym, że najwyższy punkt Niżnich Kominów to właśnie Niżni Nowy Przechód i nie jest on w żadnym wypadku przełęczą.
Zaczynam schodzić do Nowej Doliny. Początkowo po kosodrzewinie, później już nawet po jakiejś ścieżce. Trudności prawie nie ma, ale trzymam się blisko ściany, bo wiem, że ten teren jest też ścianką poderwany. Po drodze pozostałości po ogrodzeniu Hohenlohego. Wykonano to prawie 100 lat temu.
Zejście nie jest długie - kilkadziesiąt metrów i zaczyna się pojawiać widok na dalszą część drogi. Jest też widoczna podgraniowa ścieżka.
Uwagę moją przykuwa skalny uskoczek, na który ta ścieżka prowadzi. Nic o nim nie wyczytałem tam miał być teren raczej beztrudnościowy. Cóż, zobaczymy.
Przy ścianie znajduję też orientacyjne skalne ucho - wielkości człowieka.
Idę dalej do niskiego murku okalającego dostęp do Niżniej Nowej Przełęczy. Wejście nie sprawiające kłopotów jest możliwe dalej na południe. Widać jednak ślady bywalców i przy tym murku. Nie jest specjalnie trudny, bardziej już mokry i śliski, ale to tylko około 3 metry. Później jeszcze jeden, niższy murek i po chwili przełęcz.
Jest to najbardziej wyróżniająca się przełęcz w całej grani Kominów Ździarskich. Da się na nią łatwo wejść, ale od strony Doliny Hawraniej urywa się pionową, wysoką ścianą.
Stąd w górę pierwsze łatwe zejście do tej doliny jest na Nowym Wierchu:)
Nowy Ząb z tej strony wygląda przystępniej. Przyglądam się dokładniej. Wygląda na kruchy, tuż przy grani jest niewielki kominek. Wydaje się najłatwiejszym miejscem do wejścia na ząb, ale według przewodnika to nadal III. Nie, dziękuję.
Niebo się odsłoniło. Nawet Hawrań się pokazał, jednak w jego przypadku nie trwało to długo.
Przechodzę przez kosodrzewinową kopkę na drugie, wyższe siodło przełęczy. Stad widać miejsce, którego szukałem w drodze na Nową Basztę - półkę w ścianie z kosodrzewiną i pojedynczym świerkiem. I nadal nie potrafię stwierdzić w którym miejscu pod granią ta półka jest.
Nowa Baszta z innej perspektywy.
Podchodzę pod uskoki Nowego Kopiniaka. Wedle przewodnika są tutaj dwa trudne odcinki. Jeden dłuższy, łatwiejszy i II-kowy koń skalny. Doczytuję też słowo "kruchy" co pomaga podjąć decyzję. Idę na około.
Schodzę z drugiego siodełka w dół ponownie do podstawy ścian. Trochę się tutaj zdezorientowałem - zamiast sprawdzić jak dokładnie wygląda grzęda opadająca ku Nowej Dolinie z końcówki grani Nowego Kopiniaka, postanowiłem to obejść dołem. Nadłożyłem tylko drogi, a lżeje ni było i wyszedłem w tym samym miejscu.
Przy Wyżniej Nowej Jaskini. Podobno jest to jaskinia mająca przeszło 600 metrów długości. Nie jestem zagorzałym grotołazem, mi wystarczy, że jestem przy wejściu:-) A jest to ważne miejsce, bo w pobliżu wejścia jest możliwe wejście na grań Nowego Kopiniaka w moim zasięgu - łatwiejsze niż granią z przełęczy.
Dalej za jaskinią ciągnie się skalny mur.
Korzystając ze stromego trawniczka wcinającego się pomiędzy ścianki wychodzę na grzędę, którą niedawno omijałem. Stąd podobno jedynkowo na grań. Tylko którędy?
Dziwny teren, rozsiane wszędzie skałki.
Podchodzę nieco bliżej grani i chyba już wiem. Idę w miarę przystępną i stabilną trawościanką w górę na kolejne żebro powyżej. Jest tego ze 30 metrów, ale powoli jakoś idzie.
Z tyłu na wszystko patrzy Nowa Baszta z przyjaciółmi.
Na kolejnej grzędzie teren łagodnieje, ale też trzeba zastanowić się którędy dalej. Łatwe dojście do grani nie oznacza łatwego nią marszu - widać w niej uskoki.
Wyszedłem na grań rozejrzeć się po okolicy. Tak jak myślałem, na rozglądnięciu się koniec, bo przejście dalej to krótkie wspinaczki.
Decyduję się zejść nieco niżej i dalej trawersować skałki aż będę pewien, że w grani nie będzie już przede mną uskoków.
Nie było tego dużo i po paru minutach mogłem już spokojnie wyjść na grań po ominięciu płatów kosówki. Wysokość do dna doliny wzrosła.
Jednak można się tutaj już zrelaksować, bo jest to marsz szerokim trawnikiem łagodnie w górę i z pewnością równie łatwego zejścia z grzbietu.
Po krótkim czasie docieram do najwyższego punktu, czyli na sam południowy kraniec Nowego Kopiniaka. Bardzo blisko jest już Nowy Wierch. Ale granią do niego się nie dostanę, jest tutaj kilka trudnych uskoków. Pierwszy tuż pod nogami.
Z wartościami podawanych w przewodnikach i na mapach odnośnie wysokości dla szczytów i przełęczy Kominów Ździarskich jest bardzo słabo. O ile różnice w najwyższych częściach grani są jeszcze kilkumetrowe, to w okolicach Nowej Baszty błędy są duże. Tak jest dla znacznych obszarów Tatra Bielskich. Świadczy to o małej popularności terenu.
Żeby stąd zejść nie nakładając zbyt dużo drogi cofam się do Koziej Ławki - wygodnego i szerokiego zachodu wyprowadzającego do podstawy ściany. Traci się jednak 90 metrów wysokości. I ponownie pod ścianami w górę.
Po drugiej stronie doliny oglądam graniowy uskok Murania. Jego grań wygląda na wąską.
Przechodząc w stronę Nowego Wierchu ścieżka coraz bardziej zbliża się do grani. Jest ona tutaj postrzępiona na kilka przełączek i turniczek. Wchodzę po drodze na Nowego Mniszka.
Z Nowym Kopiniakiem w tle.
I później już na Nowy Wierch. Tam parę zdjęć, Tatry Wysokie w okolicy w znacznej części zasłaniają chmury.
Dalsze fragmenty ogrodzenia Hohenlohego.
Dla Nowego Wierchu podawane są różne wysokości. Starsze źródła podają błędnie 1999m, nowsze 2009m. Ta druga wysokość dotyczy prawdopodobnie zwornikowego wierzchołka. główny ma około 2012m.
Przechodzę więc jeszcze na główny wierzchołek i z niego na najwyższą część grani Nowych Turniczek, które wcześniej ominąłem - granią są trudne.
Część powrotna wycieczki zaplanowałem na przejście granią pod uskok Murania i pod jego ścianami Nową Doliną w dół. Poniżej grani w dolinie widać świetnie przygotowaną ścieżkę wiodącą Doliną Stefanową. Tam mnie jeszcze nogi nie zaniosły, w przyszłości bardzo chętnie!
Lokalna Grań Główna jest pomiędzy Muraniem a Nowym Wierchem poderwana niskimi ściankami. Istnieje tutaj podobna sytuacja co wcześniej opisana - Nowy Przechód. Żadna z niego przełęcz, a można nim, w przeciwieństwie do Nowej Przełęczy, przejść z jednej doliny do drugiej.
Za to grań Nowego Wierchu w jej najwyższej części robi najmniejsze wrażenie. Przypomina raczej "rekinie zęby", coś jak Owcze Turniczki, niż skalny mur.
Odnajduję Nowy Przechód. Żadna to filozofia, wystarczy iść granią aż będzie można zejść na drugą stronę:-) Znajduję przed Nową Przełęczą jeszcze jedno takie miejsce. I które z nich to Nowy Przechód?
Dalej wędrówka nie oferuje trudności (może poza wzmożoną czujnością na stromych zboczach Murańskich Czubek) i tak dochodzę do Bujakowego Przechodu.
Ten znowu wyróżnia się od poprzednika tym, że łączy Nową Dolinę nie z Doliną Stefanową, tylko z Bujakowym Żlebem. No i poza tym jest już niewielką przełęczą:)
Na grzbiecie Bujaka stoi mała chatka. Znając bielskotarzańskie, rezerwackie realia - zapewne myśliwska.
I przede mną już tylko Murań odpowiadający, że na tym moja wędrówka graniowa się kończy. Zaczynam schodzić w dół pamiętając o konieczności obejścia stromizn gdzieś niedaleko pod nogami.
Dopiero perspektywa spod Murania pokazuje dlaczego Nowy Mniszek jest mnichem.
Widać stąd całą grań Kominów Ździarskich. Choć nie jest przesadnie wysoka, to przez swą długość - imponująca.
W drodze powrotnej po ominięciu uskoków wracam pod ścianę Murania - z daleka widać tutaj było ścieżkę. Owszem, jest ścieżka, ale chadzałem wygodniejszymi.
Dolina Nowa.
I wielka, częściowo przewieszona, ociekająca wodą ściana Murania.
Mijając tak tą ścianę pomyślałem, że warto byłoby zobaczyć tajemnicze, kluczowe miejsce przy wchodzeniu na Murań. Ominąłem więc ostatnie strome ścianki i wylazłem przez gęstwiny na najwyższą część zakrywy. Trochę szkoda, bo przez to ominąłem chatkę w Nowej Dolinie, do której nie miałem jakoś daleko, ale z drugiej strony nie było jej znikąd widać i nie wiedziałem gdzie dokładnie jest.
A kluczowe miejsce? Najważniejsze, że opis przejścia: jedynkowe i eksponowane nie dotyczą tego samego miejsca. Jest jedynka - na ściance bez ekspozycji. Jest ekspozycja - na trawniku za ścianką.
Wracając podszedłem jeszcze pod tutejszy uskok Murania. No to "zdobyłem" już wszystkie trzy:)
A z niego jest piękny widok na Dolinę Międzyścienną. Rozpocząłem wędrówkę w dół. Grzbiet Zakrywy w najwyższej części nie ma ścieżek i przedzieranie jest trudne. Za to przedzieranie się przez gęstowie zaowocowało pewnym znaleziskiem, które całkowicie zmieniło mój dalszy plan dzisiejszej wycieczki. Plan teraz brzmiał:
powrót najkrótszą, znaną drogą do samochodu.
I znowu nie odwiedziłem Kiczory:-)

5 komentarzy:

  1. Fajna wędrówka. Rejon też ciekawy ;)

    " Jest ekspozycja - na trawniku za ścianką." - To ta niemal pionowa trawa na zdjęciu powyżej tego opisu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ale trawnik nie jest tak stromy na jaki wygląda na zdjęciu.
    Wszystkiego najlepszego Artur dla Was w 2019 roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, bo na zdjęciu to niemal pionem zapodaje ;)

      Dziękuję, dla Was również najlepszego :)

      Usuń
  3. Fajna relacja, zresztą podobnie jak wasze wcześniejsze. Nie rezygnujecie, ponieważ w blogosferze praktycznie nie ma innych turystów dokumentujących równie ciekawe, bardziej zaawansowane wycieczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, nie rezygnujemy małymi kroczkami do przodu;)

      Usuń