Stary Smokowiec -> Siodełko -> Dolina Staroleśna -> Zbójnicka Chata -> Świstowy Grzbiet -> Świstowy Szczyt -> Świstowa Przełęcz -> Zbójnicka Kopka -> Zbójnicka Chata -> Stary Smokowiec
Początek sierpnia. Górskie pragnienie daje się we znaki. Chociaż tydzień wcześniej włóczyliśmy się gdzieś po Młynarzu, to przecież mamy sierpień. Najlepszy górsko-tatrzański miesiąc.
Cel tym razem stuprocentowo wybieram ja. Otóż mam ogromną ochotę iść na Świstowy. Bo tak! Pozostaje jeszcze kwestia pogody, a właściwie tego, jak ją przechytrzyć. Hmmm...
Budzik dzwoni sama nie wiem o której. Chyba coś po północy... Nie mamy jednak najgorzej. O równej 1:30 pod naszymi drzwiami meldują się Bartek i Wojtek. Dla takich jednodniowych wyskoków można się nie wyspać... ;)
Czwarta godzina! O tej porze w blasku żółtych świateł ulicznych... no i gwiazd, popijamy kawę w Starym Smokowcu. Słońce już wkrótce stanie, toteż nie ma na co czekać. Ruszamy.
Taka konieczność przechytrzania wrednej pogody ma swoje plusy. W ciszy podchodzimy na Siodełko Smokowieckie. Dookoła cisza, przed nami ciemne, tajemnicze sylwetki Durnego i Łomnicy na tle rozgwieżdżonego nieba Do teraz mam ten obrazek dokładnie przed oczami. Było przepięknie.
Na Siodełku wita nas brzask. W dole snują się poranne mgiełki. Sielankowo. Fajnie by było świt zobaczyć troszkę wyżej. Urządzamy sobie piknik i wchodzimy w Staroleśny... las. Który na szczęście dość szybko się kończy. Dookoła nas już zaczyna się czerwienić.
Skojarzenie: Kraina miodem i mlekiem płynąca z Kubusia Puchatka :)
Na szlaku nie spotykamy nikogo. Dookoła nas cisza. I ścianiska tatrzańskich gigantów :) Opłacało się wcześnie wstawać!
Warzęchowe Strażnice.
Podchodzimy na próg Warzęchowej Kotliny. Tam znajduje się Warzęchowy Staw, który tak bardzo chciałam zobaczyć w rzeczywistości.
Warzęchowy Staw i Warzęchowa Strażnica. |
Wysokość Warzęchowego Stawu mówi nam, że już niedaleko. I faktycznie, paręnaście minut później wyłania się Zbójnicka Chata.
Po drodze mijamy kolejny staroleśny stawek - Długi Staw. Dzięki Wojtkowi mam o takie ciekawe ujęcie :)
Tempo nam wychodzi dość dobre. Jeszcze jest rześko. Co przyniesie dzień jednak niestety wiemy :)
Przed schroniskiem oczywiście czeka na nas orszak powitalny. Do zdjęcia jednak nie chciał zapozować w całości :(
O, taka nowość przy Zbójnickiej Chacie.
Przy schronisku jak zwykle tłoczno. Trzeba uważać, żeby nie wpaść na jakieś stworzenie.. parzystokopytne. Co te kozice się tak na tą Zbójnicką uparły?
Godzina 7:00. Zasłużyliśmy sobie chyba na porządne śniadanko. Sielanka nie trwa jednak długo... Jest wcześnie, ale mój zew burzofoba mówi: na co czekasz! Do góry! I ma rację, a jak ;)
Nasz dzisiejszy cel króluje nad okolicą. Może nie straszy wysokimi ścianami ( z tej strony!), ale ma w sobie to coś :)
Okazuje się, że w tym samym czasie w okolicy Zbójnickiej Chaty kręcą się nasi blogowi znajomi z http://dla-frajdy.blog.pl/, których pozdrawiamy :). Dowiadujemy się o tym jednak już w domu :)
Ruszamy. Idziemy chwilkę niebieskim szlakiem, po czym stajemy mniej więcej tam, gdzie powinniśmy iść już w górę, bo Świstowy Grzbiet już się nad nami może nie piętrzy - ale na pewno wznosi.
Jak go ugryźć? Właściwie to wydaje mi się, że z kosówką ostatnio jestem nawet jakoś za pan brat i ją ujarzmiłam, aale... No to na wprost!
Co jak co, ale te oczy zawsze gdzieś grzyba wypatrzą :)
Kilka chwil i stajemy na wygodnej trawce. Na owym grzbiecie. No to czas na spacer :)
Świstowy Grzbiet jest bardzo widokowy. Na lewo ścianiska Staroleśnego i tym podobnych, na prawo, nieco dalej, Jaworowe. Jest w czym wybierać ;)
Staroleśny Szczyt to jeden z najpiękniejszych szczytów tatrzańskich, moim zdaniem. Z każdej strony prezentuje się dostojnie.
Na północ z grzbietu opadają jednak jakieś tam ściany. Lepiej nie sprawdzać jak wysokie ;)
Ta notka całkiem pasuje do określeń "tatrzańskie bezdroża". Niby Świstowy Grzbiet jest taki prosty, atrakcyjny, a mimo to naprawdę wyraźniej ścieżki jakoś brak... Jak to możliwe? ;)) W Tatrach ściechy i kopczyki są przecież wszędzie... Ano, możliwe. Jak się później okaże, najwyraźniejsza ścieżka na Świstowy Szczyt prowadzi po piarżysku z Dzikiej Kotliny. Zsuwanie się piargami zamiast wędrówki tak przyjemną granią? Ludzie nie wiedzą, co tracą.
W dole zostawiamy Zbójnicką. Pod nami Staroleśna - kraina jezior. Spośród wszystkich dolin tatrzańskich właśnie w niej kryje się najwięcej stawów.
Jaworowe Szczyty i Zmarzły Staw.
Tutaj z kolei Pusty Staw i Świstowa Przełęcz, na którą zmierzamy.
Dzika Turnia. Pod jej ścianami, w Dzikiej Kotlinie widzimy ludzi, którzy też chcą dzisiaj się przywitać ze Świstowym.
Odnośnie trudności. Według WHP Świstową Granią na Świstowy idzie się łatwo (0+). Hem hem. Wszystko jest okej, aż do pewnego momentu, kiedy coś się przed nami wypiętrza...
No i co teraz? :)
Czy to jest 0+? A ja wiem? Jakbym w tym momencie była wpięta do liny, nie zastanawiałabym się nad wyceną. Teraz jednak, zastanawiam się jak to ugryźć i... Jakoś nie jestem przekonana. Niby widzę, co zrobić dalej, czego się chwycić... Ale jakoś strach.
Wojtek próbuje. Po paru ruchach stwierdza, że co jak co, ale 0+ to na pewno nie jest :) To dobra i zła wiadomość. Zła, bo przewodnik wprowadza w błąd, a dobra... Bo nie jest ze mną tak źle :P
Wojtek decyduje się na przejście prosto. Na górze zauważa jakąś wiekową śrubę z uchem.
A my, we 3kę zabieramy się za obchodzenie, co nie jest też takie do końca przyjemne.
Osobiście wybieram trochę nieprzyjemną i strasznie usypistą drogę. Jeden niepewny moment, mały stresik i... Jestem na górze.
A stamtąd odsłania się piękny widok na Jaworową Grań. Z północnej strony na pewno robi dużo większe wrażenie, ale podoba mi się ta perspektywa :)
Hej, hej... A co to robią te chmury?? 5 minut temu ich tutaj nie było ;)
Na szczęście nasz cel już jest bliziutko. Trianguł znajduje się na Małym Świstowym. No to w górę!
Śpieszmy się łapać widoki - za chwilę zamiast panoramy będziemy mieli figę z makiem!
Parę minut i jesteśmy. Jak dobrze tu być! Łapiemy znane nam szczyty z nowej, nieznanej perspektywy. Na górze siedzi dwójka Polaków. Jeśli to czytają - pozdrawiamy! ;)
W dole Rówienki. Chyba najbardziej cieszy mnie to, że mogę jej się z takiej perspektywy przyjrzeć. Robię cenne zdjęcia ;)
Mały Świstowy Szczyt. Nam jednak on nie wystarczy - idziemy na Wielki, po drodze zdobywając Pośredni. Główny, ale nie najwyższy wierzchołek masywu. Długo by o tym pisać... Chyba pokusimy się o to dopiero w opisie topograficznym :)
Z Wielkiego Świstowego Szczytu można spojrzeć już do Doliny Białej Wody. Kaczy Bandzioch z tej perspektywy strasznie staje dęba. Gościliśmy tam tydzień wcześniej :)
Staroleśny, Mała Wysoka, Dzika Turnia.
Szeroka Jaworzyńska.
Gerlachy powoli przykrywają się chmurami. A niech je...!
I spojrzenie na Świstową Grań.
Autorzy na szczycie muszą być :)
Ładnie się robi dookoła. Ja jednak jak zwykle uruchamiam alarm. Nie ma się co ociągać. Idziemy!
Najpierw trzeba jednak wrócić na Mały Świstowy, na którym beztrosko pozostawiłam plecak. Na szczęście nadal tam jest ;)
A miało być tak pięknie, tak bezchmurnie... Ach!
Na powyższym zdjęciu widać, ze z Małego Świstowego na Wielki to niezły kawał drogi jest.
Z Małego Świstowego Szczytu na Świstową Przełęcz mamy dotrzeć 0-owo. Żlebem. Żleb na początku nie wygląda zbyt sympatycznie...
Wbrew pozorom jest jednak w porządku.
W Staroleśnej robi się magicznie.
A my zmierzamy na przełęcz. Bartek i Wojtek postanawiają zrobić sobie jeszcze mały popasik na szczycie.
Piękne okolice. Po raz kolejny gościmy na tatrzańskich bezdrożach. Bo kto właściwie chciałby pójść na z pozoru nudną Świstową Przełęcz? Ale dlaczego nie urozmaicić sobie wycieczki na Świstowy? ;))
Z okolic Świstowej Przełęczy na stronę Rówienek niezła lufa. Lubię w takich miejscach stawać na krawądkach i gapić się w dół.
Tędy jednak schodzić nie zamierzamy. Wybieramy dupo-ślizgi do krainy jezior ;)
Tam trochę się rozdzielamy. Mi się oczywiście spieszy - a bo groźne chmurki. Wędruję sama między staroleśnymi stawami. Gdzieniegdzie zza kosówki wyłoni się niespeszona w ogóle moją obecnością kozica. Czuję się dzięki nim bezpieczna. Wierzę, że tam, gdzie one wędrują swobodnie, żaden misiek się nie kręci ;)
W obiektyw oczywiście wpada mi parę stawków. Chyba dzięki nim tak lubię Staroleśną.
Mały Pusty Stawek.
Wyżni Zbójnicki Staw.
I przepiękny widok znad któregoś Zbójnickiego Stawu na Jaworowe Szczyty.
W tym samym czasie, kiedy ja powoli zmierzam w kierunku Zbójnickiej Chaty, mój niesforny Narzeczony zwiedza Zbójnicką Kopkę, z której podziwia m.in. Zmarzły Staw.
Na szczęście na tym jego zwiedzanie się kończy i jakiś czas później spotykamy się pod schroniskiem.
Do kompletu brakuje jeszcze Bartka i Wojtka. Przy schronisku tłumy, co jednak jakoś w ogóle nie przeszkadza. To nie Morskie Oko ;) Po jakimś czasie pojawiają się i zguby. Okazuje się, że postanowili nie iść w nasze ślady i zeszli sobie w dół przez Dziką Kotlinę.
Na zwieńczenie dzisiejszego dnia raczej niesmaczne piwko i czas wracać. Niestety, tym razem powrót do rzeczywistości czeka nas już dziś.
Przy zejściu na Siodełko aparat ląduje głęboko w plecaku. Zachmurzone widoki nijak się mają do tych porannych ;)
Żadna burka oczywiście nie nadchodzi. Czy sypią się na mnie gromy za mój pośpiech? Właściwie to już nie pamiętam... :P
Na szlaku z Siodełka podziwiamy prawdziwe, tatrzańskie lato. Wiatr smaga trawami, dookoła różowo od wierzbówki kiprzycy...
Chyba nigdy nie zrozumiem tych, co przekładają tatrzańską i w ogóle górską zimę nad lato.
I na tym kończy się ten upalny, sierpniowy dzień. Do domu wracam z uśmiechem i wspomnieniem o Świstowym. Nie żegnamy się jednak na długo. Za tydzień ponownie zawitamy w Tatrach, które tym razem nie będą dla nas tak łaskawe.
Ale o tym już następnym razem :)
Piękne te zdjęcia z kłębiącymi się chmurami. Świetna widokowa trasa.
OdpowiedzUsuń:)
Zdjęcia może i ładne, ale do kłębiących chmurzysk w okresie burzowym nie pałamy miłością:-)
UsuńO ja Cię....jakbym tam była. Pięknie! No i super zdjęcia!!!
OdpowiedzUsuń"Takie ciekawe ujęcie" to dobre zdjęcie na puzzle :P A w ogóle po raz enty zachwycam się Waszymi fotkami i z tej relacji wyłuskałam sobie dla mnie najbardziej magiczne: Dolina Staroleśna o poranku i Pośredni Świstowy Szczyt. Dzięki za chwilę w górach. Uściski!
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiamy ;)
OdpowiedzUsuńTo był piękny dzień, pełen wspaniałych górskich wrażeń + kawał dobrej pogody.
Kiedy Was zauważyliśmy, pierwszą myślą było pytanie, o której musieliście wyjść na szlak, że doszliście do Zbójnickiej na 7.00! :) nie pomyliliśmy się w swoich szacowaniach :)
Koleje zdjęcia z Tatr przefantastyczne! :) A z burzą to nie przelewki, więc dobrze że Hemli miała rękę na pulsie. :)
OdpowiedzUsuńŁadne okolice :)
OdpowiedzUsuńA burze w tym roku były częste, więc nie dziwię się, że był niepokój. Ale się udało tym razem uniknąć zlewy :)
Niby się udało, ale to zawsze w pełnym biegu i nie można się spokojnie po nieznanej okolicy rozejrzeć:-(
UsuńFaktycznie chmury nie wyglądały przyjaźnie ale za to jaki klimat na zdjęciach zrobiły!
OdpowiedzUsuńAaaaaleee tam pięknie <3
OdpowiedzUsuńJestem zauroczona zdjęciami:)
OdpowiedzUsuńpozdr
Dziękujemy, zapraszamy do oglądania i również pozdrawiamy!
UsuńPiękny opis, piękne zdjęcia, gdy czytałem artykuł wzbudzały się we mnie wspomnienia z wycieczek ze studenckich lat..
OdpowiedzUsuńŚwietne opisy przejść, pozostałe artykuły - godne polecenia innym, którzy szukają sposobu na lekko ambitny wypad w Tatry. Pozdrawiam !