niedziela, 7 stycznia 2018

Wojtusiowe ścieżki 2 - Krokiew, Suchy Wierch

Trasa: Rondo w Kuźnicach - Dolina nad Capkami - Krokiew - Ścieżka nad Reglami - Zameczki - Igła - Wyżnia Sucha Przełęcz - Klasztory - Suchy Wierch - Czerwona Przełęcz - Sarnia Skała - Zawieszka - Łomik - Kopa nad Białem - Droga pod Reglami


Kronika TOPR 25.04.2016
"... podczas podejścia „Rysą” na Przełączkę poślizgnął się turysta i zaczął zsuwać Rysą z dużą prędkością, po stromych, twardych śniegach. Ponieważ nie widać go w Rysie, turysta najprawdopodobniej zsunął się dużo niżej. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu ratownicy dostrzegli poniżej „ Kamienia” leżącego mężczyznę. Po desancie w pobliżu, ratownicy stwierdzili zgon turysty w wyniku odniesionych wielonarządowych, poważnych obrażeń. (...) Mimo, że turysta miał raki na nogach i czekan w ręce, w wyniku utraty równowagi w stromym zalodzonym terenie, nie był w stanie wyhamować upadku. ..."

Nikt ze mną nie chce chodzić po krzakach. Mam wrażenie, że spośród osób, z którymi chodzę w górach, tylko mi tereny tatrzańskie nie przekraczające kosówkowych partii wydają się równie atrakcyjne co wysokie szczyty.

Łania przeszukująca śmietnik na rondzie w Kuźnicach.
Ale spokojnie, będę cierpliwie zachęcał podobnymi wycieczkami, powoli rośnie zainteresowanie i może niedługo będę miał z kim łazić po reglach:)

Strome zbocze Doliny nad Capkami.
Odłożyłem chociażby plan odwiedzenia innego rejonu na lepszy czas i jestem tu, gdzie jestem, z nie do końca dopracowanym planem wycieczki. Ale tutaj będzie rządzić pogoda, która wedle prognoz ma się w okolicach południa zacząć pogarszać, a jutro wszędzie będzie biało.


Dnem Doliny nad Capkami idę tylko kilka minut, później wbijam w jakąś wydeptaną ścieżynkę wiodącą na grzbiet ze skoczniami - Średnią i Małą Krokwią. Tutaj ścieżynki zawiodły mnie do wystającej ponad lasy Jastrzębiej Turni.

Odsłania się tutaj pierwszy szerszy widok, zwłaszcza do tyłu, na budzące się ze snu Zakopane. Widzę również Kogutki - grupę skałek, której dzisiaj nie odwiedzę.


Jastrzębia Turnia ma ciekawą budowę - jest tutaj parę osobnych skałek, pomiędzy którymi można swobodnie przechodzić.


I ostry wierzchołek:)



To dopiero rozgrzewka więc zbieram się do podchodzenia na Krokiew, początkowo z problemami drzewnymi, po jakimś czasie już po szerokiej ścieżce. W trakcie podchodzenia przystaję na niewielkiej polance.


Przyjemna temperatura, sucho, poranne słońce, brak innych przechodniów i ptasi śpiew - dla mnie rewelacja.
Nieco dalej i wyżej - Krokiew.



O widokach z Krokwi opowiadał mi znajomy. Nie żałuję, że mnie tu przyniosło. Pojawiają się tu pierwsze widoki na wyższe szczyty Tatr, zawalone w wielu miejscach mokrym, twardym i ciężkim śniegiem. To ważna sprawa przy planowaniu moich wycieczek - piękne, letnie warunki na dole podczas późnozimowych na górze. Stąd też przytoczony na początku cytat z kroniki TOPR. Może czyta to osoba, która jest pewna, że albo się nie przewróci (potrafi się ktoś w górach nigdy nie przewrócić?) , albo wyhamuje ewentualny wypadek. Ja się hamować czekanem nigdy nie uczyłem nawet w bezpiecznym terenie. Nie umiem i mam świadomość, żebym nie wyhamował. Czytałem przypadek pewnego znanego w sieci taternika, który zsunął się jakże często przechodzonym w drodze na Świnicę Żlebie Blatona - w wiosennej porze wypełnionym śniegiem. Skończyło się na potłuczeniach. Pisał, że za bardzo zlekceważył to miejsce, że to szlak. Chętnie będę takich miejsc unikał.


Od samego czarnego szlaku wyprowadzającego na Przełęcz Białego prowadzi tutaj wygodna ścieżka, a podejście na równie widokową Małą Krokiew jest krótkie.


Pogoda, jak do tej pory, piękna, wręcz wymarzona. Pamiętam cały czas o tym, że ma się to nie długo zmienić, dlatego mało czasu poświęciłem na "węszenie" po okolicy.

Na Małej Krokwi.
Spomiędzy drzew patrzą na mnie Zameczki.


Zdecydowałem, że spróbuję na nie wejść. Zbieram się do schodzenia do szlaku. Przy schodzeniu z Małej Krokwi jest spora połać odsłoniętego terenu z widokiem na całą wschodnią, południową i zachodnią stronę. Zdjęcia nie daję. To kilka minut po ścieżce od szlaku. Sami sobie zobaczcie:-)

Na Przełęczy Białego.
Przechodzę szlakiem w kierunku Zameczków po znanych mostkach. Szedłem tędy trzy razy, ale nigdy przy widokowości. Ograniczone są co prawda do północnej strony, ale ładne.


Chadzałem tędy tylko w zimowych warunkach i to też tylko przez zimę - kolejny powód spacerowania po niższych partiach gór - zagrożenie lawinami.
Wysłuchana opowieść jednego ze znanych ratowników TOPR, który to dwukrotnie został porwany przez lawinę, mimo ogromu własnej wiedzy i doświadczenia zapewnia mnie, że nie wiem o nich absolutnie nic. Giną w lawinach i wybitni ludzie, również w Tatrach.
Jak mówi słynne powiedzenie: "Ekspert, lawina nie wie, żeś ekspert".

Ja tam wolę góry bez śniegu:-)


Za mostkami schodzę ze szlaku na stromą, lesistą grzędę, którą pomiędzy wiatrołomami udaje mi się przedostać do podstaw północnych ścianek Zameczków. W przechodzeniu tak stromego, zatrawionego terenu zawsze pomocne są dobrze ukorzenione badyle:-)


Na przełączce w Zameczkach. Już teraz wiem, że na odleglejsze, i chyba wyższe skałki Zameczków nie będę próbował wchodzić - dzieli je głębokie obniżenie, do tego chyba pierońsko strome. Wystarczą mi pierwsze od północy skałki. Wejście na pierwszą z nich jest kłopotliwe, trzeba się przecisnąć przez kosówki na stronę południową, a stamtąd jest już łatwiej (choć też nie tak łatwo).


Nie miałem siły biegać z aparatem i ustawiać samowyzwalacz, to wada chodzenia samemu, bo czasem ciężko zrobić samemu sobie ładne zdjęcia, lub teren na to nie pozwala. Większość niestety z ręki.


Interesująca to grupa skał. Są tutaj rozwidlenia, strome, głębokie żlebki, a ścianki przyzdobione kosodrzewiną - takie mi się podobają:-)


Tak jak przypuszczałem z oględzin z dalsza, skałki w kierunku grani Giewontu są poza moim zasięgiem - przynajmniej z tej strony.


Oprócz podziwiania skał wpadło mi w oczy zachmurzenie. Co prawda chmury są wysoko, ale słońce już się całkowicie skryło. Pogoda się zmienia i czas na przyjemne spacery topnieje. Zbieram się więc ze skałek w dół tak jak przyszedłem zabierając po drodze plecak i uwieczniając napotkaną przyrodę nieożywioną.


Spoglądnięcie na mapę skierowało moje kroki na jeszcze jeden wierzchołek w pobliskiej okolicy - Igłę. Obniżenie około 100 metrów nie było problemem, ale problem zrobiłem sobie sam schodząc na skróty wprost od czarnego szlaku do żółtego.


Różnorakie przeszkody spowolniły marsz. Trzeba było iść szlakiem, ale myślę, że przy najbliższej okazji i tak wybiorę podobną drogę - po prostu, żeby zobaczyć co tam jest:)
Od żółtego szlaku z Przełączki za Igłą do wierzchołka jest może ze 3 minuty marszu, niewiele do góry, a jest jakiś widok i można posadzić tyłek na skałce.


Dobre miejsce do odpoczynku przy spacerze Ścieżką nad Reglami.


Widzę też stąd miejsca, do których zaraz będę szedł. Robię na Igle postój posiłkowy, przy okazji przeglądam na mapie i w przewodniku plan dalszej wędrówki. W końcu przede mną danie główne dzisiejszego dnia!


A zaczyna się tak jak wszystko - podchodzeniem przez mniej lub bardziej zakrzaczony teren. Tym razem nie idę dnem Doliny Suchej, a poboczem Suchego Grzbietu - jest mniej uciążliwie.


Idzie się całkiem dobrze, spodziewałem się większych przeszkód. W górnej części doliny zaczynają się plamy śniegu - nic dziwnego, dobre miejsce ma tutaj do gromadzenia się na dłużej:-)


Piętrzą się nade mną wierzchołki turni  grani Długiego Giewontu. Akurat tutaj nie wydają się one wielką ścianą, a to przez trawiaste zachody podchodzące dość wysoko.


Jedno z nielicznych zdjęć z samowyzwalacza:-)


A obok , nieco już za mną Suchy wierch i turnie Klasztorów. Od tych turni zależy mój dalszy kierunek marszu - czy mnie przepuszczą czy nie.


Blisko już do Wyżniej Suchej Przełęczy, na której chcę rozpocząć marsz graniami Suchego Wierchu.

Jest też następna zaleta tego typu wędrówek. Opisując wycieczkę z takiego miejsca jak to, mam przeczucie, że czytasz o tym miejscu pierwszy raz i, jak się teren podoba, właśnie otwierasz mapę żeby zobaczyć, gdzie to jest:-)
A (nie umniejszam górze za przeproszeniem), relacja z Gerlacha byłaby pewnie stosiedemdziesiątąósmą w sieci. Choć kiedyś się chętnie i tam wybiorę.

Podbiegam po śniegach pod samą ścianę i klepię.


Jako turysta (broń Boże taternik), uznaję ją za zdobytą!
Zwijam się jednak szybko na przełęcz, bo miejsce to jest zbyt dobrze widoczne. Oczywiście tam, gdzie trzeba się spieszyć, są strome śniegi. Całe szczęście są też małe drzewka i krzewy, jest się czego złapać.


Widok z przełęczy na drugą stronę.


U podnóży ściany Giewontu. Ściany te rzeczywiście są mocno zatrawione, a niektóre trawki rosną w absolutnie pionowym terenie. Nie dziwię się, że często wzywano pomocy ratowników przy próbie schodzenia takim terenem.


Dla mnie jest to widok imponujący. Spędzam przez to na przełęczy nieco więcej czasu, warto tu dłużej pobyć:-)


Przy przechodzeniu granią w kierunku Klasztorów co chwilę odwracam się, żeby uchwycić  więcej szczegółów. Dostrzegam też teraz wielką grotę jaskini - wcześniej z przełęczy jej nie zauważyłem.

Na Niżniej Suchej Przełęczy.
Grań łącząca przełęcze nie ma trudności innych niż roślinne, ale tuż za tą przełęczą wznosi się wysoka skała.
To początek Klasztorów - grani, której nie wiem czy dam radę przejść. Idąc już w tą stronę doliną obserwowałem tereny pod ścianami, ale gęstość lasu nie pozwalała nabrać pewności, że przejdę pod nimi bez problemu.


Wedle przewodnika, pierwszy uskok, czyli to powyżej, ma trudności II. Oprócz niego mowa jest jeszcze o drugim, podobnym. Poza tym ma być łatwo. A ponieważ ważny dla mnie warunek jest spełniony (jest sucho, dobra widoczność), próbuję iść granią. Zmieniam tylko sposób pokonania pierwszego uskoku - nie od lewej po skałkach, a od prawej po kosodrzewinie. Wydaje mi się, że tędy jest łatwiej, a, co bardzo ważne, tędy dam radę zejść jakbym dalej nie znalazł przejścia.


Zejść po skałkach byłoby trudno, z tej strony zionie spora przepaścią. Pojawiły się inne widoki - na szereg turni w bocznych graniach. Jak już wspominałem, las jasnych, wapiennych skał porośniętych z rzadka kosodrzewiną to dla mnie najładniejsze tatrzańskie widoki. Nie bogata panorama z wysokiego szczytu, nie wschód czy zachód słońca, a właśnie coś takiego.


No i jestem więc tam, gdzie dla mnie najładniej:-)
Zejście z pierwszej w grani turni pod kolejny uskok jest łatwe, jedynie nieco eksponowane, ale ekspozycji w całej grani dość sporo i mi ona specjalnie nie przeszkadza.


Drugi uskok (mam nadzieję, że w przewodniku mowa o tym, na co patrzę) przechodzę już tak jak w opisie, po skałach. Nie jest ani długi, ani specjalnie trudny, i przy wchodzeniu sprawdziłem, że dam radę tędy zejść.

Boczne grzędy w Klasztorach.



Władysław Cywiński wspomina o pięknym widoku na ściany Giewontu z Suchego Wierchu. Nie można zaprzeczyć.


Głęboko w dole las w Dolince do Bani.


Przechodząc jeszcze raz podobnie po krzakach kosówki stromo w górę wczłapuję na Suchy Wierch. Stąd widać dalszą część grani i Sarnią Skałę.


Trudności już nie widać, może tylko kosówkowo-leśne:) Przechodzę na ominięty dołem drugi wierzchołek i z niego robię trochę zdjęć.

Zameczki


Giewonckie urwiska

Suchy Wierch i sąsiednie skały
Myszkuję trochę po najbliższej okolicy i zbieram się do schodzenia w kierunku Czerwonej Przełęczy. Droga zejściowa to równie ciekawe doświadczenie co przechodzenie grani - wszędobylska kosodrzewina.


Ręce tylko podrapane, ale dopiero w domu zobaczę co mam na nogach:)


Kosówka tu miejscami wysoka, męczące przedzieranie się. Coś tak, jakby wędrować ze Skrajnej Baszty na południe. Ale nie po przygotowanej ścieżce...

Szczęśliwy wędrowiec:-)
Las poniżej nie jest już tak uciążliwy. Są wiatrołomy, ale nie takie najgorsze - do przełęczy schodzi się całkiem sprawnie. A na niej zaskoczenie...


Postawiano szeregi drewnianych ławeczek. Fajne są - może na nich klapnąć wielu turystów, których na reglowej ścieżce dość sporo. Wysłuchuję opowieści pewnego Pana o wędrówkach tatrzańskich sprzed pięćdziesięciu laty i pomykam na Sarnią Skałę.
Wchodzę po skałkach od południa - mam do tego jedną rękę, drugą trzymam telefon, mama składa życzenia. W końcu dzisiaj imieniny:-)


Zdjęcie na szczycie i poszukuję drogi zejściowej. Dzisiaj w planie jest powrót grzbietem przez Zawieszkę i Łomik.


Jedyne co mi się nie podoba, to brak jakiejkolwiek ścieżki i kosodrzewina. Mogłoby jej chociaż tak nisko już nie być. Kolejny męczący gąszcz.


Na szczęście poniżej Zawieszki już kosówka ustępuje świerkom. Zdarzył się mi i tutaj ciekawy przypadek - skończył mi się w krzaku kosodrzewiny pod nogami grunt i zawisłem w krzakach 2 metry nad ziemią:)


Ostatnie zdjęcia z pełniejszymi widokami, później tylko już las.

Wierzchołek Łomika z Giewontem w tle.
Schodząc na dół wybieram prawy grzbiet. Zaskoczeniem tutaj jest siwy, bukowy las.

Bukowy las w reglach
Jeszcze większe zaskoczenie to końcówka wycieczki - miała być wędrówka odpornym na podmuchy wiatru lasem na wierzchołek widniejącej na mapie Kopy nad Białem. A co było?


Kupa powalonych z korzeniami buków przemieszanych z połamanymi iglakami. I to w chwili, kiedy mam już ochotę jedynie schodzić. W lewo do Doliny Spadowiec takiego pogorzeliska nie było. Ciężko było przezwyciężyć możliwość spaceru na dół od wejścia na wierzchołek, ale się udało:-)


Nie powiem, że bez wysiłku. Na szczęście stamtąd jeszcze ze 100 metrów w dół w podobnym terenie i Droga pod Reglami.

Nikogo nie namawiam, ani nie zachęcam. Plany wycieczkowe to kwestia własnego gustu i celów. Ja mam swoje upodobania i dla mnie szczyty, przełęcze, również i doliny reglowe są ciekawymi celami i chętnie się jeszcze w nie nie raz wybiorę. Jak nikt nie będzie chciał ze mną, pójdę sam.
No i jeszcze jedno - chodząc po reglach, może wreszcie spotkam niedźwiedzia:-)