TRASA I DZIEŃ:
Stary Smokovec -> Hrebienok -> Chata Zamkovskeho -> Mal'a Studena Dolina -> Dolina Pięciu Stawów Spiskich -> Lodowa Przełęcz -> Czerwona Ławk a-> Zbójnicka Chata
Od miesiąca chodzę i przeklinam. Pernamentnie. Co jakiś czas w cichej nadziei, że jednak coś się zmieniło podchodzę do komputera. Nic. W akcie desperacji włączam TVN Meteo. Nic! Cholera.
Po sprawdzeniu pogody na najbliższe 16 dni widzę okno. Okno pogodowe, bez błyskawic. Nawet bez chmurek. Dobry Boże, może być i z chmurkami! Koniec czekania. W drogę.
Żeby było zabawniej, trasę wymyślam... ja. Czarek akceptuje, nie wprowadza poprawek. Świetnie!
Zakładam mój base-camp w Zakopanem, korzystając z dobroci Czarka. W poniedziałkowy wieczór zaklinamy na Gubałówce pogodę. Tatry Wysokie Słowackie w chmurach. A niech je...
Wtorek, pobudka 5.30. Odklejam jedno oko. Przez rozmazany obraz widzę błękitne niebo. Odklejam drugie, staję na nogi i co? Giewont w porannych, pomarańczowo-czerwonych promieniach. To działa lepiej, niż kawa.
Pakujemy się w STRAMĘ. Wchodząc do autobusu nerwowo szukam miejsca po lewej stronie przy oknie. Chcę zająć dobrą miejscówę na podziwianie widoków. Ilość ludzi świadczy o tym, że takich wygłodniałych jak ja, jest więcej. Ruszamy.
Kurs przez Bukowinę wystarcza, żebym przykleiła się do szyby. Dolina Białej Wody pokrywa niskimi chmurkami robi wrażenie. Z resztą, stamtąd wszystko robi wrażenie i jest takie jakieś... ogromne.
Ale tam juz przecież byłam. Prawdziwa przygoda zaczyna się za przejazdem granicznym Łysa Polana. Tam też byłam, ale wystarczająco dawno, żeby wszystko zapomnieć.
Na początek Belianske z drugiej strony we wczesnym słońcu. Cudo. Widok, który pozostał tylko w mojej pamięci, aparat bowiem leżał schowany i odpoczywał przed prawdziwym wezwaniem, które było dopiero przed nim.
"Za Zdziarem dam Ci się wyspać", mówi Czarek. Mój organizm jest nieco wnerwiony, że budzę go tak wcześnie, ale trudno. Za Zdziarem też nie śpię... Jakoś się nie da.
Czekam, aż Cesta Slobody pokaże to, co ma najpiękniejsze. I w końcu jest, ona! Łomnica. Wygląda tak majestatycznie i piękie, że nawet Czarek patrzy na nią tak, jak gdyby widział ją od tej strony pierwszy raz.
Przyklejam nos do szyby i ani się obejrzę, a wyrasta przed nami urocza zabudowa, którą już znam - oczywiście ze zdjęć. Jesteśmy na miejscu. Witamy w Starym Smokovcu!
Jak na złość, mijamy więcej Polaków niż Słowaków. W sumie to trzeba było się tego spodziewać...
Czas dostać się na Słowacką Gubałówkę, czyli Hrebienok (Siodełko). Podobno w miejscowym zwyczaju jest wjeżdżanie na nią kolejką. Patrząc na asfaltówę, wijącą się obok, całkiem mi się ten pomysł podoba.
Jazda wagonikiem nie należy do zbyt emocjonujących. Może poza momentem "mijanki" i myślami "co by było, gdyby...". Na szczęście żadnego gdyby nie było.
No i jesteśmy na Siodełku. Jakaś całkiem niedorobiona ta ich Gubałówka. Żadnych straganów, owiec i bernardynów do zdjęcia. Przereklamowane. Jak widać mentalność Słowaków różni się od tej naszej w wielu kwestiach :)
No i Dolina Małej Zimnej Wody ze swoim gigantem numer jeden - Łomnicą.
Lasem w średnim stanie zmierzamy ku Chacie Zamkovskeho, po drodze mijając m.in. Nosicza z pralką. Ale heca :)
Po jakimś czasie z lasu wyłania się Chata Zamkovskeho. Wstępujemy, szybko wychodzimy, zapamiętuje tylko olbrzymie drewniane grzybki, z którymi następnym razem koniecznie zrobię sobie zdjęcie :)
Wyczuwam upał. Niesamowicie cieszy mnie las, którym spacerujemy. Niestety kochany cień szybko się kończy i zostaje zastąpiony przez palące slońce...
Ale, ale! Na horyzoncie, hen wysoko zaczyna majaczyć Terinka. Wow! To tak wygląda Mala Studena Dolina... Niestety, uprzedzam - zdjęcia jakoś nie oddają jej piękna i ogromu :)
A tam hen hen wysoko... :)
Z przyjemnością cykam zdjęcie z wikipediową limbą. Do mojej kolekcji flory :)
Po drodze odwiedzamy również słynną kolebę, o której wspomina nawet Nyka - faktycznie musi być słynna. Swoją drogą, klimacik ma niezły - ktoś umilał sobie tam wieczór ciepłym światłem z tealightów :)
Zbliżamy się do progu doliny. Jak ja uwielbiam pokonywać progi dolin! Zaczynając od Czarnego Stawu pod Rysami, a kończąc na... eech! Zbliża się za to Żółta Ściana. Powoli zaczynają atakować nas chmurki. Zbawienie!
ŻŚ :)
Spojrzenie w dół na dolinę.
Ktoś pokusi się o topo-rozkminę? :>
Pniemy się w górę, aż w końcu stąpając po mutonach staję w końcu na schodach słynnego schroniska. Terinka przeżywa dzisiaj prawdziwe oblężenie. Obowiązkowo wchodzimy - czeka na nas porządny kufel Kofoli!
Skoro jesteśmy w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich, są i stawy... Dużo stawów. Chociaż przed Doliną Staroleśną nie powinnam była tego wymawiać...
Mały Staw Spiski.
Litwor. Czyż nie jest piękny? :>
Pośredni Staw Spiski.
Po krótkiej posiadówie okazuje się, że pogoda spłatała nam figla i... się zepsuła :) Wychodzimy na zewnątrz w nadziei na złapanie paru ciekawszych kadrów, z czego ja skupiam się głównie nad tym, jak bardzo trzęsę się z zimna. A to ci Tatry :)
Kiedy to zupełnie kończą się widoki i zaczyna padać, dociera do nas, że przed nami dzisiaj jeszcze trochę drogi. Ruszamy!
Czyżby tworzyła się moja ulubiona, górska pogoda?
Po drodze zaczepia nas Słowak, pytający o poradę. Dowiaduję się tylko, że chce iść gdzieś 'horu'. Ani Sedielko, ani Priecne Sedlo nic mu nie mówi... Na szczęście przyznaje się, że chciałby wrócić do swojego automobilu w Starym Smokovcu. Świetnie! Każę mu kierować się za żółtymi znakami. Nieco wystraszony pyta 'nebude dneska burky?', czym skutecznie wystrasza i mnie. Sama nie wierzę w to, co mówię, zapewniając go, że dzisiaj na pewno nie będzie. Czy aby na pewno?
Lodowa Kopa. Nie dziś :(
Moja ulubiona tatrzańska pogoda : 3 A jednak!
Lodowa Przełęcz, czyli Słowackie Sedielko. Tam zmierzamy. Z nadzieją, że uda się nam zobaczyć Jaworowy Mur...
Razcestie. Spotykamy grupę ślązaków (których zawsze jakoś miło spotyka się na szlaku). Czekamy tylko, aż znikną za rogiem i pakujemy nasze ciężkawe batohy za najbliższy kamień. 300 metrów podejścia na lekko, w końcu!
I tym razem Polacy okazują się bardziej celni. Lodowa Dolinka w tej szarudze rzeczywiście sprawia wrażenie surowej (słowacka Dolinka pod Sedielkom), a Lodowy Stawek z pewnością nie jest niebieski... (słowackie Modre Pliesko). Oby tylko Lodowa Przełęcz nie okazała się zbyt lodowa ;)
Woow, co za widoki! Nie wiem, czy patrzeć w prawo, czy w lewo... Najlepiej chyba... pod nogi :)
Do tego piździawka. Nazwa jednak zobowiązuje... Schodzimy w dół, do naszych osamotnionych plecaczków.
Coś się odsłania.
Wrzucamy plecaki na plecy i w górę, tym razem nieco niżej... Na Czerwoną Ławkę.
Coś tam ma z czerwoności. Słowackie Priecne Sedlo bardziej jednak do mnie trafia - poprzeczna przełęcz, między dwoma dolinkami. Pasuje.
Będą foteczki? :)
Kopa i Stawek. Lodowe :)
Osiągamy 2352 w kolejnej rekordowej prędkości - pada mniej więcej w tyle samo, co chwilę wcześniej Lodowa Przełęcz. Ktoś kiedyś Czerwoną Ławkę nazwał rozczarowaniem. Ja też nasłuchałam się o ekspozycji, trudnościach... Ech. Nic z tego :) Ale i tak jest fajna.
I jeest! Dolina Staroleśna. W nieco depresyjnych klimatach... Osobiście czekam tylko, aż poczuję pierwsze ciężkie krople deszczu.
Łomnica - wstydnica. Poza tym na szczęście jest jeszcze Durny, Durna Igła, Mały Durny i cała masa Pięciostawiańskich Turni, Spiskich Grzęd i takich tam...
A Słowacja niczym kraina mlekiem i miodem płynąca... Nie muszę chyba dodawać, że SŁONECZNA :]
A u nas dla odmiany na przemian ciężkie chmury i deszcz. W oddali jak mała kosteczka majaczy Zbójnicka Chata - nasz dzisiejszy finisz.
Starolesnianske Pleso. Ożywienie. Śliczny staw, w którym przegląda się Pośrednia Grań i Żółty Szczyt.
Poznaję, ile to jest 'dużo stawów'. Nieświadoma wtedy, że jeszcze bardziej poznam, próbując znaleźć ich dokładne nazwy z polskimi odpowiednikami. Rwać sobie włosy z głowy to mało... :) Ale przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy.
Całkiem wygodne kamienie :)
Jest Zbójnicka! Nieco większa kosteczka niż wcześniej, ale wciąż kosteczka :)
Mój kolejny hicior - ten staw. Pośredni Harnaski Staw. Vysne Sesterske Pleso. Przecież to takie logiczne!
Wstępujemy do Zbójnickiej Chaty na zasłużony odpoczynek. Na dzisiaj to koniec. Pozostaje tylko zaklepać miejsce na podłodze, zjeść nieco vyprażanego syra i można czuć, że jest się na Słowacji. Ach, jeszcze coś - bylinkovy caj. Jak mogłabym zapomnieć :)
Kiedy myślimy już, że z dzisiejszego dnia i foteczek nici, dostrzegam podejrzane światło... Pół minuty później jesteśmy już z zawiązanymi butami i aparatami, gotowi do boju. Przed nami piękny zachód słońca!
Żółty Szczyt pięknie przyjmuje promienie zachodzącego słońca.
Czyż nie jest bajkowo?
Świstowy Szczyt.
Sławkowski się fajczy...
A Krzesany Róg dymi. Co za zachód!
Trzask migawki rozlega się aż do momentu zachodu słońca. To był krótki, ale piękny spektakl. Czujemy się trochę bardziej fotograficznie-spełnieni :)
Zbójnicka Chata robi na mnie bardzo dobre wrażenie. Podłoga na poddaszu jest niesamowicie wygodna, może poza krótkim chrztem na samym wejściu (najwidoczniej guz jest wpisany w koszta ), któremu towarzyszy chichot wszystkich świadków, którzy sami już to przeszli.
Rano chcemy być ambitni. Wyjście ma nam pójść sprawnie, wcześnie...
TRASA II DZIEŃ:
Zbójnicka Chata -> Wyżni Harnaski Staw -> Rohatka -> Polski Grzebień -> Mała Wysoka -> Polski Grzebień -> Dolina Białej Wody -> Polana pod Wysoką -> Polana Biała Woda -> Łysa Polana
Chwilę po 5.00 w półśnie maszeruję przed Chatą z aparatem w ręku, który zgodnie z przeczuciem okazał się bardzo potrzebny. Wschód jest równie ładny, jak i zachód.
Długi Staw.
Chwilę później jesteśmy znowu w plenerze - chrzanić wcześniejsze wyjście, trzeba najpierw porządnie obfotgrafować dolinę :)
Rdest wężownik.
Kozice. Nigdzie indziej nie widziałam, żeby było ich aż tak dużo i żeby kręciły się tak blisko ludzi, bez żadnej obawy. Dzikie zwierzęta? :)
Zbójnicka Chata i Sławkowski Szczyt.
Kupola, Mała Wysoka, Rohatka, Turnia nad Rohatką, Dzika Turnia i Świstowy Szczyt.
Bradavica. Zdecydowanie najładniejszy szczyt w otoczeniu Doliny Staroleśnej. Nie od parady dostał polskie tłumaczenie - Staroleśny Szczyt :)
jeest! Oto i słońce :)
I piękna Staroleśna :)
Graniasta Turnia, Rówienkowa Turnia, Krzesany Róg i Jaworowe Szczyty :)
w oddali Mały Lodowy i Spąga :)
Kamziczek :)
Po dość długiej sesji fotograficznej wracamy pod schronisko. Okazuje się, że zrobiło się późno. Spotykamy dwóch Polaków, którzy postanawiają się z nami zabrać. Ruszamy na Rohatkę.
Żegnamy się ze Zbójnicką. Jeszcze tu wrócę :)
Droga jest... gorąca. Mam znowu jakieś dziwne wizje basenu pełnego wody, czy tam morza...
Uff. 2290. Nieco wąska przełęcz.
Czas się uśmiechnąć :) Raz - że cień, a dwa - przed nami Dolina Białej Wody - mój konik :)
Od razu jakoś lepiej :)
Chłodne zejście z Rohatki przynosi rzeczywistą ulgę. Nie ma niczego lepszego w upalny dzień niż wilgotny i zimny granit... :)
Iście surowa i wysokogórska część Doliny Białej Wody wraz ze Zmarzłym Stawem. W oddali Ganek, Rumanowy, Wysoka, Rysy w chmurach.
I Tatrzański gigant numer jeden. Gerlach.
Spojrzenie w Kocioł pod Polskim Grzebieniem. W drodze na niego.
Parę minutek od razcestia i jesteśmy.
No i gdzie teraz? Tam!
w drodze na Małą Wysoką towarzyszy nam ciągle Dolina Wielicka z "najfaniejszym tatrzańskim schroniskiem'' :)
Zaczynają się nerwy. Nad Tatrami kłębią się chmury. Czekam teraz już właściwie na pierwszy grzmot, nieufnie spoglądam na zachód. nawet Gerlach zaczyna się mroczyć....
Wielickie Oka, Wielicki Szczyt, Litworowy Zwornik, Litworowy Szczyt.
Trochę dość przyjemnego podejścia i szczyt.
Sławkowski i Staroleśny Szczyt.
I Dolina Staroleśna. Wszystkie 2600 niestety w chmurach :(
Na szczycie nie bawimy długo. W obawie przed czarnymi chmurami postanawiamy stracić nieco wysokości...
Zmarzły Staw ponownie. Chmury robią się nieprzyjemne :)
Dla kontrastu za to cała Dolina Litworowa z pięknym stawem o tej samej nazwie.
I moja wymarzona Dolina Ciężka z Ciężkim Stawem. Piękna nawet z takiej odległości :)
Dolina Białej Wody to dobre lekarstwo na obawę o zbliżającą się burzę :)
Litworowy Staw, Ganek, Rumanowy, Żłobisty...
I koleba nad Litworowym. Proszę się rozgościć :)
Nad Litworowym czeka nas jeszcze jedna niespodzianka - na szlaku można spotkać wielu ciekawych ludzi, a ja to mam chyba strasznego farta. Pan Jagiełło też wraca dzisiaj na Łysą Polanę - z miłą chęcią zabieramy się więc z nim :)
Tym razem Dolina Kacza, z Zielonym Stawem Kaczym.
Mamy okazję wysłuchać sporo ciekawych tatrzańskich informacji... :)
Ani się obejrzymy, a już Taborisko. Zapominam całkowicie o potencjalnej burzy.
Zachwycam się za to pięknem Doliny Białej Wody. Zdecydowanie pozostaje moim tatrzańskim numerem 1.
Próg Doliny Ciężkiej. Nie lubię progów, ale ten... kusi : 3
Kolejny urok Bielovodskiej - ciężko to opisać słowami. Po prostu szlak pośród pięknego lasu porośniętego mchem... Magiczne miejsce :)
I na pożegnanie z Doliną Białej Wody klasycznie Młynarz i próg Żabiej Doliny Białczańskiej... Która też swoją drogą kusi :)
Burza na szczęście nie nadchodzi, a my pakujemy się w przeładowanego busa do Zakopanego. Czas wracać do domu. Spełnionym, z milionem pięknych obrazów w głowie i dość sporą ilością zdjęć w aparacie... :)
W oczekiwaniu na więcej :)
Gratuluję pięknej trasy i jeszcze lepszych zdjęć. Czekam z utęsknieniem na kolejne relacje z Waszych tatrzańskich wypraw.
OdpowiedzUsuńDziękujemy - tatrzańskie nowości staramy się publikować regularnie na blogu :)
Usuń