wtorek, 12 lutego 2019

Opowieści z Tatr Bielskich III - Głośna Skała, Żlebina


Po jednej z bardziej interesujących, moich tatrzańskich wycieczek na grań Kominów Ździarskich nocleg spędzałem w przytulnym "pensjonacie pod płaczliwem" - na parkingu w Dolinie Średnicy.
Standardowo w nocy na parking zajechała policja, być może mają taką procedurę w patrolu? Nie czepiają się mojego jedynego na parkingu samochodu.
Na dzisiaj zaplanowałem dość rzadko przemierzane miejsca w otoczeniu Żlebiny - jednej z gałęzi Doliny Bielskiego Potoku poniżej Płaczliwej Skały. Początek trasy wydaje się bardzo klarowny. Ogołocony z drzew stok Wielkiego Regla zdaje się być wygodny. Jedyny problem to marsz na pełnym widoku.
Poranek piękny! Tylko trochę mnie kości łupią:-)
Pierwsze kroki kieruję nie szlakiem w dół, tylko koło budynku narciarskiego do stawów na dnie Doliny Średnicy. Nie wiem po co te stawy zostały wykopane, ale zastanawianie się nad tym i rozglądanie w okolicy przyspieszył stojący w dole samochód. Więc od razu drogą w lewo i na swoją ścieżkę.
Nie wychodzę do szlaku, trzymam się drogi po zachodniej stronie potoku, i po kilku minutach skręcam w drogę już we właściwej części Doliny Bielskiego Potoku. Dnem wiedzie wygodna droga.
Z Doliną Bielskiego Potoku zrobiono prawdziwą gmatwaninę w literaturze. A to sięga do połączenia Bielskiego Potoku z Potokiem Średnica, a to do połączenia z Reglanym Potokiem czy ze Ździarskim czy nawet obejmuje Kotliny. Tak samo rzecz się ma z jej bocznymi odnogami - jedni autorzy je uznają, inni nie, jeszcze inni "dyplomatycznie" nie wspominają o nich. Podobno największy porządek ma literatura zagraniczna, jednak nie mamy źródeł.
Jedyny pewnik zatem w Dolinie Bielskiego Potoku to miejsce od którego w nią skręciłem do samego Hawrania.
Dnem idę jednak idę tylko minutkę, może dwie i przebijam się przez potok na upatrzony wcześniej Stok Wielkiego Regla. Szybko się wznosi ten stok, a że jest odsłonięty, podchodzę bez przerw, żeby skryć się w lesie.
Lepiej:-)
Natrafiam od razu na ścieżkę przecinającą w poprzek stok tak w rzeczywistości jak na mapie.
Nie chcę iść tą ścieżką tylko grzbietem. A do tego już blisko. I też jest ścieżka, ale słabo wyraźna. Co cieszy - roślinność do wędrówki, jak na razie, bardzo przyjemna! Tylko trochę za ciepło.
I takim łagodnym, niezachaszczonym grzbietem włażę na wierzchołek. Widok stąd ograniczony przez drzewa, ale jest dobrze widoczny żleb Żlebiny.
Jemu przyglądam się uważniej. Leży tam jeszcze śnieg, a sąsiednie zbocza w jego okolicach są strome i zarośnięte. No cóż, nie zobaczysz z bliska to się nie dowiesz.
Zdjęcie w pięknym otoczeniu:)
Przez dalszą wędrówką mam tu jeszcze do zbadania pewne miejsce.
Dwadzieścia parę metrów poniżej wierzchołka w linii ostrych turniczek jest okno skalne.
Zbocze w jego kierunku jest dość strome, są pewne niewygody w łażeniu po takiej trawie.
Ale zapewniam, że będąc w pobliżu, warto się tutaj przejść.
Widok z okna na zieloną okolicę.
Wracam na grań i idę na Żlebińską Przełęcz. Przyjemny spacer niemal płaską, mocno zazielenioną granią. Kiedyś myślałem, że czerwiec to słaby miesiąc na zwiedzanie Tatr. Gdzieś tam jeszcze leżą śniegi, sporo burz, upały. Zależy jednak gdzie się idzie, bo w linii drzew śniegów raczej nie będzie, upał w cieniu tak nie dokucza, a i burze nie są tak groźne. Za to zieleń niezrównana! Miałem się dzisiaj o tym dosadnie przekonać;)
Miejscami pojawia się widok na Kościółki, których to z przyczyn wytrzymałościowych nie uda mi się dzisiaj zwiedzić. Trochę przypominają okolice Niżniego Hawrania, wszystko w nich jest jednak większe.
Na Żlebińskiej Przełęczy ściółka zmienia się na przeważnie iglastą. Luźno tutaj, brak wiatrołomów. Po nawet niewielkim doświadczeniu w wędrówkach reglowych człowiek zaczyna zwracać uwagę na takie szczegóły.
I stan nawierzchni miał się za chwilę zmienić - zaczęły się jakieś wielkie liście. Przy niezwykle przydatnym miejscu charakterystycznym, to jest dużym, omszałym głazie przy ścieżce odbijam w bezścieżkowy grzbiet wspinający się ku wierzchołkowi Żlebińskich Turni. Z mapy wyczytałem, że teren w ich okolicach wierzchołkowych jest bardzo stromy, miejscami skalisty. Nie wiedzieć dlaczego myślałem, że muszę wejść i zejść tą samą drogą.
Podchodzenie zrobiło się dość męczące. Przeszedłem z grani do środka najwyższej części Doliny Ptasiowskiej. Ustąpiła stromizna i tamtędy wylazłem pod wierzchołkową skałkę. Na niej, zgodnie z opisem w przewodniku, wielka kępa kosówki (chyba jedyna w okolicy), na którą trzeba się solidnie wdrapywać:-)
Monitoring wysokości. Pozwala wyłapywać niezgodności w przewodnikach - ich autorzy z tym nie chadzali, a przyznam, że ten tani POLAR w dobrze pomierzonych wierzchołkach nie myli się nawet o metr. Zawsze jak stoję na szczycie to pokazuje 1 metr więcej, trzeba rękę położyć na skale, żeby pokazywał dobrze:-)
Krążę trochę po okolicy. Piękny stad widok na Głośną Skałę.
Tajemnicze Głośne Wrótka z trudną, Głośną Turnia. Pomyśleć, że o przemierzaniu ich skalistych okolic jest bardzo mało wzmianek. Przekraczają one moje zdolności i poczucie bezpieczeństwa, choć mam wrażenie, że wypatrzyłem dość łatwą drogę ze Żlebińskiej Przełęczy Wyżniej na Głośną Skałę.
Żlebińska Przełęcz Wyżnia jest sporo pod nogami, a teren wydaje się poderwany. Zawróciłem więc skąd przyszedłem, jak się okazało,niepotrzebnie.
Wróciłem na ścieżkę. Rzut z dołu na skały Kościółków. Wydają się bardzo nieprzystępne pod względem terenu i roślinności.
Za to łatwo i przystępnie okrąża się Żlebińskie Turnie i wychodzi na Żlebińską Przełęcz Wyżnią.
Na niej, zgodnie z opisem w przewodniku - bagienko, obok sól, a za plecami na drzewach stanowisko do obserwacji zwierząt. Tutaj przerwa na kanapki i łyk kawy. Zawsze jak wyciągam jedzenie w takim miejscu przypominają mi się słowa pracownika TPN: Niedźwiedź potrafi ze znacznej odległości wyczuć nawet rzucony papierek po cukierku. Dlaczego zawsze w samotności i w takim miejscu?:-)
Tak samo mam przy wchodzeniu do jaskini - od razu widzę film "Zejście".
Zauważam ścieżkę biegnącą pod amboną. Nie raz już odpuściłem sprawdzanie różnych miejsc (a bo się nie chce podchodzić i wracać; a bo gęste krzaki) czego później żałowałem. Postanawiam sprawdzić. Wiedzie tuż obok grzędy skał opadających spod wierzchołka Żlebińskich Turni. Tutaj piękny widok na Głośną Skałę, na Żlebinę. No i oczywiście da się łatwo tędy wejść na wierzchołek.
Nie chciało się sprawdzić - nadłożyłem drogi:-)
Złażę na przełęcz po plecak i teraz chcę zejść do dna Żlebiny.
Już w gęstwinie, nieopodal dna żlebu zaczął donośnie hałasować potok. Roślinność nie pozwalała dostrzec wody, ale robiło wrażenie jakby spływała duża woda. Dopiero po wyjściu do koryta zobaczyłem, że to ledwie ciurka.
A w drugą stronę - niespodzianka. Chatka TANAP. Szybkie rozglądnięcie czy nikt za mną nie goni i w górę żlebem. Za chwilę za załomem nie widziałem już polany i chatki. Uff.
Dołażę do śniegów. Są to rozpuszczające się, zbite, ale dość spore bryły.
Lepiej niech tak leżą i się nie urywają. Podłoże w potoku mokre i śliskie, zbocze strome i też śliskie, a za chwilę śnieg na całej szerokości.
Małymi kroczkami wyłażę coraz wyżej, ale nie jest to proste.
Po lewej zaczyna się wielka ściana Głośnej Skały. Jakoś się jej nie zauważa z ogólnie dostępnych miejsc, a robi w okolicy spore wrażenie.
Pozostawiam z tyłu Wielki Regiel i Żlebińskie Turnie. Tych też nie widać prawie ze znakowanych szlaków.
Przyznam, że urok okolicy dna Żlebiny zachwyca. Tym wydaje się pachną właśnie Bielskie Tatry - jest to po prostu tajemniczy zakątek Tatr. A ciężko dzisiaj w Tatrach o coś tajemniczego.
Z tym zdjęciem wiąże się dla mnie wspomnienie. Zostawiłem plecak i kijek, kilka metrów wyżej ustawiłem aparat na 10 sekund i przy biegu w dół wyrżnąłem na lodzie, zdarłem tyłek, łapy i z grymasem na twarzy podniosłem plecak i kijek. Zdjęcie mi się podoba, warto było:-)
W lewej części ściany Głośnej Skały zauważam ładne okno skalne z drzewkiem.
Kozice też lubią Żlebinę, było ich tam kilka w pobliżu. 
Kolejny raz zrobiłem coś zgodnie z przewodnikiem, a nie wedle własnego przekonania. Zamiast pójść możliwie wysoko dnem żlebu, skręciłem na roślinny stok. Chciałem kierować się na najwyższą część Kościółków.
To, co z daleka było wygodnym trawnikiem, okazało się podmokłym gąszczem wysokich roślin. Dostatecznie dużych, żeby nie było widać na co się stąpa, a i teren umiarkowanie stromy. Jednym słowem niewygodnie.
Bywało gorzej, nie raz, ale dzisiaj nie potrafiłem zebrać w sobie sił. Zmęczenie poprzedniego dnia, kiepski odpoczynek? W każdym razie dzisiaj nie dam rady przebyć tego stoku. Pokonała mnie jego długość - byłem na wysokości lekko ponad 1500, a do Przechodu nad Kościółkami brakuje 300 metrów w pionie. Szybko się poddałem i stwierdziłem, że idę od razu na Głośny Przechód.
To też okazało się bardzo męczące. Nie chciałem tracić wysokości i wyszedł z tego trawers przez dwa pasy kosodrzewiny z mieszanką innej zieleni. 
Ucieszył mnie widok bocznego, skalnego koryta pozbawionego zarośli. Podszedłem nim w górę tyle ile się da i wyszedłem na lewe zbocze już niedaleko przechodu. 
Na wszystko spokojnie patrzy ściana Głośnej Skały.
Z tyłu pozostaje dno Żlebiny z polaną i chatką. 
W zbawiennym korytku. W takim terenie z niską trawką się niemal odpoczywa.
Nareszcie tuż pod Głośnym Przechodem. Idąc za nazwą przechodu nie powinna ona dotyczyć najniższego wcięcia. Tuż przy Głośnej Skale przełączka urywa się na stronę Żlebiny stromą trawo-ścianką. Żaden z niej tam przechód.
Uff. Dało mi to podejście porządnie w kość. 
Włażę na wierzchołek Głośnej Skały. Soglądam na okolicę. Długa Ściana Kościółów dzisiaj mnie skutecznie odpędziła. Przechód nad Kościółkami też był ponad moje siły.
Nieco niżej i na północ leży za lasem kosówki rozległy, kopulasty trawnik. Łysina charakterystyczna dla Głośnej Skały. To dla niej wszelakie mapy i przewodniki podają wysokość szczytu, a faktyczny najwyższy punkt jest tutaj, gdzie stoję - około 30 metrów wyżej. 
Analizuję zaoszczędzony czas i powoli zmieniam dalszy plan. Może podejść pod Szaloną Turnię i wrócić grzbietem obok Łasztowicy na dół? Jest to jakiś plan.W drogę!
Najpierw jednak zamierzam wejść na Głośne Wrótka i może, choć wątpię, Głośną Turnię.
Rozglądam się za najdogodniejszym wejściem, ale wszystkie drogi prowadzą przez kosodrzewinę. Schodzę więc trawnikami ile mogę (znika mi z oczu przy okazji Głośna Turnia) i, nie ryzykując zbyt dużej utraty wysokości, wbijam w krzaki. Zamierzam zbliżyć się do ścianek Głośnej Skały. Gęsto, oj gęsto!
Ścianki są dość strome, obok teren również stromy, ale mocno porośnięty, przez co bezpieczny, ale męczący.
Wykorzystuję każde metry, które mogę przejść bez przedzierania się. Nawet idąc w dół wysysa to siły.
Widzę wierzchołek turni. Przełączka jest tuż poniżej. Jestem więc gdzieś na dolnej części grzbietu Głośnej Skały. Zero śladów bywalców jakichkolwiek i mam nadzieję, że żadnego choćby małego uskoku przede mną nie ma. Stało się raz coś śmiesznego: zaczepiłem nogą o gałęzie, przewróciłem się głową w dół tak, że plecak wpadł mi w rosochę gałęzi tuż nad głową. Ani w dół, anie w górę, leżę. Zacząłem się nerwowo szamotać a nic to nie dawało poza podrapaniem przez jakieś maliny czy jeżyny. Nie skłamię pisząc, że leżałem tak ponad minutę nie mogąc wstać. Dopiero odpięcie całkowite plecaka pozwoliło wyśliznąć się spod niego w górę, odblokować nogę i wstać:)
Zlazłem na przełęcz. Tutaj trochę trawy, trochę widoków, wysoki,stromy uskok Głośnej Turni. Ogólnie ciekawe miejsce, tylko trochę uciążliwy dostęp. 
Grzbiet biegnący ku Głośnej Skale.
Schodzę trochę na stronę Głośnego Żlebu, żeby obejrzeć możliwości wejścia na Głośną Turnię. Wedle przewodnika wejście jest trudne i nie dostrzegam w okolicy przystępnego dla siebie terenu.
W masywie Głośnej Skały są ciekawe formacje - jakaś falista skała.
Wracam na wrótka. W dole teren stromo opada do Szerokiej Doliny. Słychać już i widać ludzi wędrujących szlakiem, są całkiem niedaleko.
Postanawiam trawersować mniej więcej w poziomie do szlaku i stamtąd iść dalej pod Szaloną Turnię.
Myślałem, że w sprawie zieleni nic mnie już w Tatrach nie zaskoczy, a Bielskie Tatry ze względów geologicznych są porośnięte bardzo bujnie. Doczytałem później, że jest jedno nieuciążliwe wejście na Głośne Wrótka, każdy inny sposób wiąże się z mozolnym przedzieraniem przez zarośla.  
Do przejścia było około 300 metrów w poziomie przez zarośla. Zajęło mi to ponad 40 minut. 
Miałem wrażenie, że rośnie tutaj każda roślina, jaką można znaleźć w Tatrach. Jest jarzębina, są świerki, maliny, jeżyny, pełno pokrzyw i wszystko okraszone gęstą, pylącą żółtym pyłem w tym czasie kosodrzewiną. Innych chaszczy nie rozpoznaję. 300 metrów chaszczy i miałem dość.
Dolazłem do szlaku. Zdrapany i całkowicie wymęczony.
Teren do Szalonej Turni wygląda podobnie, mam to gdzieś. Wracam do domu. Całe szczęście zaczyna kapać deszcz, to mi nie szkoda:)
Wracam szlakiem do parkingu. Po drodze oglądam Reglane Spady wielki wąwóz, próg Szerokiej Doliny
Teren przy dnie doliny jest tutaj bardzo zróżnicowany i trudny. 
"Drogowskazem jest tu okaz jawora o sześciu pniach" - całkowicie przypadkiem tuż przy szlaku zauważyłem drzewo, o którym czytałem w przewodniku. To właśnie z tego miejsca można dość bezproblemowo dotrzeć na Głośne Wrótka. I tylko z tego.
Na szlaku przechodzi się przez mostki nad potokiem,mija altanki, jest to wszak ścieżka edukacyjna.
Na polance z węzłem szlaków robię jeszcze parę zdjęć z odwiedzonego terenu i idę do parkingu.
A tam niespodzianka!
Parking wypchany po brzegi!
Ździwiony Wojtuś pozdrawia z "pensjonatu pod płaczliwem".

2 komentarze:

  1. Ciekawa wycieczka, warto zobaczyć relację, bo sam raczej nigdy się tam nie wybiorę :)
    Film Zejście miał potencjał, ale zamiast potworów mogli rozegrać to bardziej psychologicznie, jakieś "niewidzialne zagrożenie" o co w sumie w jaskini nietrudno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, nawet samo zawalenie drogi wyjściowej mogło być wystarczające do ciekawego filmu. Coś jak u S. Kinga, postawienie grupki ludzi w wyjątkowej, trudnej sytuacji, zdanych tylko na siebie:-)

      Pozdrawiam

      Usuń