Trasa: parking Średnica - Ptasiowska Rówienka - Opalona Turnia - Łasztowica - Dolina Kępy - Przechód za Łasztowicą - Szalony Kocioł - Zadnie Jatki - Ciask - Turnia nad Jaworzynką - Groń - Dolina Jaworzynka Bielska - Przełęcz pod Koszarzyskiem - Jaworzynka Bielska - Dolina Mąkowa - Mały Regiel - Dolina Ptasiowska - parking Średnica
Wycieczkę rozpoczynam na parkingu na Średnicy. Mimo nie jakoś bardzo wczesnej pory, jestem tutaj sam.
Tatry Bielskie budzą się do pięknego, jesiennego dnia.
Dzisiaj chcę przedreptać grzbiety okalające pobliską szlakowi, ale mało znaną Dolinę Kępy.
Coś się jednak już na szlaku dzieje. W drodze na Ptasiowską Rówienkę minął mnie leciwy biegacz, a przed samą polaną wryło mnie w ziemię. Stoi sobie samochód, a obok niego dwóch gości ze strzelbami. Zdążyłem się tylko zatrzymać, jak mnie zobaczyli, wsiedli i odjechali.
Chwilę poczekałem i ruszyłem od razu z polanki na wschodni grzbiet.
Po tej wycieczce, w której wędrując w większości w ścisłym rezerwacie tatrzańskim z przepiękną przyrodą natrafiłem na cztery ambony myśliwskie oraz trzech myśliwych ze strzelbami w rękach wyniosłem ogromną złość na cały ten rezerwat z przekonaniem, że jest to teren zamknięty dla turystów, żeby nie przeszkadzali myśliwym. Również dzięki tej wycieczce zacząłem o tej, najeżonej chatami myśliwskimi i ambonami strzelniczymi części Tatr pisać na blogu - wstępnie chciałem wszystko zachować dla siebie i przez pół roku się udało:-)
Po zagłębieniu się w las Bednarskiego Regla wróciłem myślami do swojej wycieczki. Znowu piękny, gęsty nieco las przyniósł Wojtusiowi spokój:)
Z pomiędzy drzew spoglądnął na mnie Mały Regiel z oburzeniem, że jeszcze do niego nie przyszedłem. Bardzo szybko udało mi się go wpleść w plan dzisiejszego dnia.
Szybko docieram do pierwszego dzisiejszego wierzchołka, Opalonej Turni. Widok z niej nieco ograniczony przez drzewa, ale na południowe otoczenie bardzo dobry.
Szczególnie przyglądam się górnej części Kęp oraz jej otoczeniu. Przyciąga uwagę zalesiony garb Łasztowicy, o której wyczytuję w przewodniku, że wejście na nią wiąże się z pojedynczymi trudnościami skalnymi rzędu I. Znając coś niecoś bielskotatrzańskie realia z poziomu lasu wiem, że nie będzie to związane z krótką wspinaczką po szorstkim granicie, a raczej z wdrapywaniem się po omszałej, zatrawionej i zapokrzywionej skalnej płycie. Coś mi w niej jednak nie pasuje i zamierzam to sprawdzić.
Ostatnie spojrzenie na piękną Głośną Skałę i schodzę dość stromo na kolejną przełęcz.
Myślę, że urwiskowy las na grani opadającej z Łasztowicy na Opalone Siodło można spróbować obejść od Kęp.
Schodzę na przełęcz. Ta do zbyt widokowych nie należy, jak to zalesione siodło:-)
Podchodząc na Łasztowicę dość szybko pojawia się niewygodny, stromy teren. Nie wpycham się w to, idę w skos w kierunku Kęp. Tam las wyglądał na mniej stromy.
Faktycznie powyżej co chwilę pojawiają się ścianki na zmianę ze stromymi trawiskami. Jedna ze ścianek dość charakterystyczna, z nyżą skalną i dziurami. Trochę dalej miałem mały problem, bo i nad i pod i również przede mną pojawiły się strome ścianki. Dało się je jednak obejść małym przesmykiem i szczególnie trudno nie było. Trudniejsze już było znalezienie tego przesmyku.
Za to on doprowadził mnie do kolejnej, dużej nyży skalnej (od czasów Małego Murania zawsze sprawdzam czy nie ma pod nimi dziesiątek odcisków niedźwiedzich łap), a teren znacznie złagodniał.
Dało się nim spokojnie wyjść na grzbiet, a grzbietem już bez szczególnych trudności, choć niewygodnie, na wierzchołek.
Ta wycieczka potwierdza, że Tatry Bielskie są słabo rozpowszechnione, bo na pewno nie raz i nie pięć ktoś już tędy wchodził. Tylko ciężko znaleźć o tym informacje więc pozostaje (rewelacyjny) przewodnik WC.
W dole widać szlak wspinający się na Szeroką Przełęcz Bielską.
Powyżej w grani najpierw pionowy uskok później ładnie zachowany las, a po nim kolejny pionowy uskok Szalonej Turni - najtrudniejszego do osiągnięcia technicznie nazwanego wierzchołka w Tatrach Bielskich.
Schodzę tak jak przyszedłem - do pierwszej nyży skalnej i od niej średnio stromo w dół prawie do dna doliny. Przechodzę stokiem poniżej ściany Łasztowicy. Powyżej urwistą ścianą wisi Ciask. Jest tutaj blisko polana, a na niej ambona strzelnicza, którą wypatrzyłem dopiero w domu na zdjęciach.
Przestraszył mnie tutaj jakiś zwierz rzucając się do biegu przez krzaki. Zapewne jeleń - już na dole było słychać ich ryki.
Idę od razu pod drugi uskok - Szalonej Turni. Po drodze las ze świerkowego przeszedł w jarzębiny. Trzeba się tutaj zdecydować z której strony omijać dalszą część grani. Wybieram mniej uciążliwy wariant przez Szalony Kocioł.
Najpierw podchodzę kawałek do góry, żeby zobaczyć jak wygląda jedyny do tej pory sposób wchodzenia na Szaloną Turnię. Według przewodnika trudność wynosi V+. Wracam na grzbiet i przechodzę ścieżką na drugą stronę grani.
Tam dowiaduję się w końcu co to za miejsce na odwrocie okładki przewodnika:-) Ładnie się stąd prezentuje i Szalona Turnia i Łasztowica.
W Szalonym Kotle miało być wygodniej, ale na pewno nie jest, jak to piszą przewodniki, "bez trudności". Owszem, skalne trudności da się omijać, ale trawiasty teren o nachyleniu niemal równym popularnej "rysie" z Rysów sprawia innego rodzaju trudności.
W Kozim Klinie widać spore okno skalne.
Pojawiło się fajne ujęcie na Głośne Wrótka i chatkę w Żlebinie.
Ponownie wychodzę na grzbiet po minięciu skalnych urwisk na dole. Tutaj już przyjemnie - niska, sucha trawka, łagodne nachylenie.
Spoglądam w stronę Ciaska i grani, którą chcę schodzić. Nie ma w niej tylu skalnych problemów co tutaj, jedynie Turnia nad Jaworzynką wystaje ponad drzewa, ale nie będzie ona przeszkodą.
Dolina Kępy w całej okazałości.
Na wierzchołek Zadnich Jatek na razie nie idę, mam tutaj jeszcze jedno miejsce do zbadania, które kiedyś wędrując z Hemli Jatkami nieświadomie ominęliśmy. A warto je odwiedzić!
Przy starym szlaku stanowiącym część Magistrali Tatrzańskiej poniżej wierzchołka Zadnich Jatek jest niewielki otwór Koziej Jaskini. Postawiono przy niej małe korytko. Wchodzę do jaskini i przechodzę na drugą stronę do znacznie większego otworu spoglądającego na Dolinę Kieżmarską.
Niezbyt udana panorama, ale widok stąd ciekawy.
Podobno lubią się w tej jaskini gromadzić kozice. Stąd nazwa Koziej Jaskini i być może - korytko:-)
Wychodzę z drugiej strony na grań porobić parę zdjęć i wracam na swoją ścieżkę. Wysokie szczyty w otoczeniu dzisiaj częściowo schowane w chmurach.
Teraz przede mną próba psychicznej cierpliwości. Korzystając z okazji, chcę wejść na kazalnicę Ciaska. Nie jest to jakieś specjalnie trudne, ale z jednego powodu wymagające. Trzeba najpierw zejść 100 metrów w dół przez gąszcz kosodrzewiny, a później wrócić 100 metrów w górę przez gąszcz kosodrzewiny. Tym bardziej wymagające, że ani stamtąd jakiś specjalny widok, ani to nawet wierzchołek:-)
Ale idę, na szczęście nie jest to kosówka rodem z giewonckiego Białego Grzbietu - jest dość niska i przy spokojnym marszu, znośna.
Kozioł wypasający się na trawce nie bardzo chciał ustąpić drogi, a ja nie bardzo miałem mu ochotę przeszkadzać. Wiem jakie to denerwujące, gdy nie można w spokoju zjeść:) Nie ma niestety innej rozsądnej drogi, kozioł musi przerwać obiad.
Kosówa i kosówa. Wierzcie lub nie, ja tam takie wędrówki lubię. Da się tutaj iść krawędzią urwiska, ale czasem przepaść skutecznie odpycha w kosówkę.
No, jestem.
Teraz tylko ponownie w górę:) Przez chwilę myślałem, żeby nie wyłazić niepotrzebnie 100 metrów i trawersować do Turni nad Jaworzynką. Na szczęście wybiłem sobie z głowy ten plan. Już 3 miesiące temu nie chciało mi się tracić wysokości i wlazłem w krzaki. To był koniec sił na tamten dzień;)
Wróciłem do bardziej trawiastego terenu i przesmykami między kosodrzewiną przesunąłem się na Zadni Diabli Grzbiet. Nim teraz w dół, oczywiście w kosówkę.
Las się tutaj zaczyna dość szybko, drzewa podchodzą pod samą turnię, a ma ona ponad 1600 metrów. Wydaje się wstępnie, że nie powinno być nazbyt męcząco, choć zależy jaki to las.
Dojście do przełęczy wymaga cierpliwości. Na pierwszy rzut oka jest to nieprzerwany łan zieleni, jednak są w nim małe przesmyki i niewielka ścieżka wyrobiona przez nielicznych odwiedzających.
Po prawej stronie odsłania się Dolina pod Koszary - kolejny, mało znany kawałek Tatr.
Turnia nad Jaworzynką na wyciągnięcie ręki. Władysław Cywiński wspomina o małej turniczce w jej grzędzie, "żywo przypominającej Żabią Lalkę". Turniczka sobie stoi i ma się dobrze.
Trochę przedzierania w zielonych barwach z czerwoną o tej porze jarzębiną przed samą Przełęczą nad Siką i jestem. Przełęcz nad Siką nazwę swą wzięła od małego wodospadu w żlebie z niej spadającym na Polanę pod Siką w Dolinie Kępy. Żleb ten zwie się Żlebem z Siką. Wodospad jest gdzieś na dole żlebu. Nie jest to wielka, hucząca woda, raczej ciurkanie po skałach na około 20 metrowym odcinku, ale nazwa się w okolicy przyjęła na tyle, że nawet cała Dolina Kępy występuje czasem w słowackich źródłach jako dolina pod Sikou. Mapa WiT, z którą tu przyszedłem, zawiera trochę błędów w lokalizacji nazw najbliższego otoczenia.
Trawiastym żlebkiem i przez kępę kosówki wchodzę na turnię. Wszędzie do około gęsta, jesienna roślinność. Porośnięty Ciaskowy Żleb.
Po drugiej stronie mateczniki w Koszarach - te wyglądają, jakby nie tknięte stopą czy piłą. No, są też informacje o licznych ambonach w okolicy, ale póki co ich nie znalazłem.
Dalej całkowicie zalesiony Groń i Dolina Jaworzynka Bielska z drogami poniżej. Mówi się czasem, że w Słowackich Tatrach nie ustają jazgoty pił. Owszem, i się je słyszy i widać składnice drzew oraz wycięte stoki. Jednak trzeba przyznać, że mimo wszystko, lasy tatrzańskie w Tatrach Bielskich są dobrze zachowane.
Cieszę się, że tutaj przyszedłem.
Dolina pod Koszary momentalnie zaczęła mnie interesować, jak tylko się jej nieco przyjrzałem. Dzisiaj jednak nogi kieruję na Gronia i parę miejsc w okolicy.
Schodzę na międzywierzchołkowe siodełko, jest to trudniejsze niż się spodziewałem, ale zejście jest krótkie. Kręcę się trochę po najbliższej okolicy. I przechodzę pod drugą turnię. Zaczynam na nią włazić jakąś trawiastą ścianką, ale odpuszczam. Nie wydawała mi się przyjazna.
Zabieram się za schodzenie w kierunku Gronia. Początek grzbietu obiecujący ciekawy marsz - kosodrzewina i brak ścieżki. Jednak szybko zaczynają się tutaj drzewa i wygodnictwo marszu rośnie.
Szybko docieram na Siodło za Groniem. Przełęcz z polanką otoczoną lasem. Zaraz za nią podchodzę kilka minut w poszukiwaniu wierzchołka Gronia. Jest on niby skalisty, ale wszystko w lesie i zanim znajduję najwyższą skałę, ze trzy razy wchodzę gdzieś i schodzę.
Znajduję w końcu najwyższą, z widokiem na Jaworzynkę Bielską - kolejny szczyt w grafiku. Kilometrowe zejście grzbietem Gronia przez las jest przyjemne. Las ładny, nieuciążliwy, do tego po drodze zgarniam parę rydzów. Dali o sobie przypomnieć leśnicy - walnięte w krzaki plastiki po oleju czy paliwie. Turystę za butelki na szlaku się gani, że pełna była lżejsza od pustej. Butelka z olejem/paliwem też jest chyba lżejsza niż bez, nie pierwszy raz je w Tatrach widzę, zwłaszcza w Polskich Zachodnich, obsługiwanych przez wspólnotę 8 wsi w Witowie.
Wychodzę już znacznie niżej na Jaworzyński Przechód. Tutaj znajduję zbudowane schodki do balkonu strzeleckiego. Co większa polanka to ambonka. Tej tutaj nie widzę na mapce w przewodniku WC. Za to są tam w pobliżu dwie inne. Może i ambony migrują jak nazwy na mapach?
Niedługim stokiem schodzę po drodze zwózkowej drewna do dna Doliny Jaworzynki Bielskiej.
Ładna to dolina, może przyszłość pozwoli jej się dokładniej przyjrzeć. Na razie cieszę się tylko z odwiedzenia po długim czasie potoku.
Nie wspominałem, ale woda z butelki, jaką ze sobą zabrałem, przy każdym łyku dawała mocny posmak spirytusu. Hemli właśnie skończyła robić jakieś nalewki, złapałem w rękę co było, napełniłem i mam. Przy każdym łyku spirytus dawał o sobie znać. Jaworzyński Potok czerpałem garściami bez zastanowienia czy mnie coś po nim pogoni:)
Wyraźnymi tutaj drogami wychodzę najpierw na Przełęcz pod Koszarzyskiem, później na Jaworzynkę Bielską. Robię rozeznanie w terenie, dużo zdjęć na Koszary i okolicę. Jest tutaj jeszcze sporo do zwiedzenia.
Z Jaworzynki schodzę jej stokami na północny zachód. Widziałem tam drogę na stokach, nią sobie dojdę do Pławiska w dolinie. Po drodze kolejna ambona - tutaj nówka sztuka, ławka polakierowana. Zacząłem się zastanawiać skąd się wzięło określenie na człowieka - "jeleń". Niedźwiedzie nie są głupie, wolą siedzieć tam, gdzie łażą turyści. A jelenie łażą tutaj, więc prawdziwe z nich jelenie.
Z Pławiska wracam różnymi drogami do szlaku w Dolinie Mąkowej. Trzeba tu trochę uważać, żeby nie pobłądzić na skrzyżowaniach. Wracam na Ptasiowską Rówienkę i z niej idę jeszcze drogą na upatrzony na początku wycieczki Mały Regiel.
Robię szybkie dość podejście na wierzchołek.
Chodzę trochę po okolicznej grani i schodzę w dół do dna Doliny Ptasiowskiej.
Tylko staję na tym czymś i zapadają się kołki w podłodze. Nie radzę próbować.
Dnem Doliny Ptasiowskiej wychodzę ponownie do szlaku w Dolinie Bielskiego Potoku (wpadając na koniec dnia do potoku:) i wracam na parking.
Na zakończenie daję jeszcze zdjęcie krzaków. Tylko krzaki ująłem, schował się za nimi kolejny strzelec ze strzelbą w ręku. Dzisiaj pewnie jego nocna zmiana. Wściekłość na jego gębie (widział aparat) dodała powagi sytuacji i przyspieszyła moje kroki.
Ja wiem, że wędrówka turysty po rezerwacie jest zabroniona. Tylko czemu lub może komu służy ten rezerwat?
No tak, Cywiński właśnie o to miał pretensje, że władze parku czepiają się turysty który biega po rezerwacie, a nie przeszkadzają im zupełnie myśliwi i nasadzone ambony.
OdpowiedzUsuńWedług autora, znaczna część pracowników TANAP to jednocześnie zagorzali myśliwi (WC-11). Nie wydaje się więc, że miałyby im ambony przeszkadzać:)
Usuńod roku szukałem dobrej stronki o tatrach. naprawdę świetny blog, dziękuję ci bardzo za wszystkie wpisy o tatrach bielskich. bardzo przyjemnie się czyta. mam nadzieję, że chodzisz jeszcze po górach, ostatni wpis 4 lata temu... miłego!
OdpowiedzUsuńWitam,
Usuńmiałem jeszcze kilka wycieczek w Tatry Bielskie, zarówno wschodnią jak i zachodnią ich część. Niestety publikowanie na blogu zaprzestaliśmy, próbowałem po przerwie do tego powrócić, jednak jakieś zmiany na blogspocie sprawiły trudności w zachowaniu dotychczasowej wersji i kilka postów "wisi" od paru lat w roboczych. Ciężko będzie już do tego powrócić, tak jak na obecną chwilę skierowaliśmy zainteresowania i czas wolny na ... sprawy rodzinne:-)
Dziękuję za dobre słowa, właśnie dzięki temu przerzuciłem kilka stron na blogu, fajny to był czas!